Adamczyk: byłem naprawdę dumny z "Wiadomości" TVP
Michał Adamczyk przekonuje, że pozostaje "legalnym" prezesem TVP, a nowe władze uznaje za "uzurpatorskie". Dodaje, że jest w każdym momencie gotowy zorganizować ekipę "Wiadomości" lub serwis TVP Info. - Ja naprawdę byłem dumny z "Wiadomości". I wiem, że widzowie również odczuwają ich wielki brak - mówił.
Były prowadzący "Wiadomości" TVP Michał Adamczyk w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" przekonywał, że pozostaje prezesem telewizji.
- Jestem prezesem zarządu Telewizji Polskiej nieuznawanym przez władze uzurpatorskie. Zostałem powołany na to stanowisko dokładnie w ten sam sposób jak Jacek Kurski czy Mateusz Matyszkowicz, Od 2016 r. nie zmieniły się przepisy w tym zakresie. W związku z tym należy uznać, że to ja jestem legalnym prezesem - mówił.
Przypomnijmy: w grudniu zdominowana przez nominatów PiS Rada Mediów Narodowych wybrała Michała Adamczyka na prezesa TVP. Minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz wprowadził jednak spółki mediów publicznych w stan likwidacji i obecnie zarządzają nimi likwidatorzy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Bogdan Kalus o zwolnieniach w TVP i powrocie serialu "Ranczo"
Adamczyk stwierdził, że w grudniu, gdy doszło do przejęcia mediów publicznych, "zdrady" w TVP dokonał prokurent Przemysław Herbut. Przekonywał, że wskazują na to zeznania świadków oraz fakt tego, że Herbut nie był w stanie przekazać, co robił tego dnia w TVP. Dodał, że "nie sądzi", by Herbut działał sam.
Adamczyk, w odróżnieniu od innych kolegów z dawnej TVP, nie odnalazł na razie pracy w innej stacji, np. w Telewizji Republika.
- Jest wielu reporterów, z którymi jestem w stałym kontakcie. Wiem, że gdyby trzeba było z dnia na dzień zorganizować ekipę "Wiadomości" lub serwis TVP Info, to jestem w stanie to zrobić w ciągu 24 godzin - mówił.
Adamczyk o zarobkach: to manipulacja
Adamczyk odniósł się również do ujawnionych przez likwidatora TVP zarobków kierowników w telewizji. Z informacji tych wynika, że Michał Adamczyk w wyniku dwóch umów w 2023 roku zarobił 1,5 mln zł. Prezenter przekonuje, że to "manipulacja".
- Przede wszystkim do tych kwot doliczono sześciomiesięczną odprawę za rozwiązanie na prowadzenie "Wiadomości". Taka odprawa nie jest niczym nadzwyczajnym. Podobne odprawy były już przed 2016 rokiem - przekonywał.
Przekonywał także, że jego sytuacja była specyficzna, bo poza prowadzeniem "Wiadomości" był p.o. szefa Telewizyjnej Agencji Informacyjnej. Stwierdził, że do maja 2023 roku zarabiał ponad 40 tys. brutto. Po przejęciu stanowiska w TAI wynagrodzenie wzrosło dwukrotnie.
- Gdybym próbował porozumieć się z uzupartorskimi władzami, to skorzystałbym na tym jeszcze bardziej. Oprócz sześciomiesięcznej odprawy dostałbym pieniądze wynikające z dziewięciomiesięcznego okresu zakazu konkurencji. Dlatego twierdzenie, że Adamczyk siedział na pl. Powstańców dla pieniędzy, kurczowo trzymał się stołka, to wierutna bzdura - mówił.
Adamczyk broni TVP. "Byłem dumny"
Adamczyk bronił także "pasków grozy", które pojawiały się w TVP. - Paski muszą często być bardzo wyraziste, choćby po to, aby przyciągnąć uwagę widza. Działo się tak nie tylko w TVP, lecz także w innych tytułach prasowych i internetowych - mówił.
Tłumaczył także decyzję, by nie transmitować na żywo w trakcie kampanii wyborczej żadnej konwencji Donalda Tuska, wówczas lidera największej partii opozycyjnej.
- Na konwencjach Donalda Tuska pojawiło się często tak dużo nieścisłości, że długo musielibyśmy to to prostować. Zapewniam jednak, że nasi widzowie wiedzieli, co Donald Tusk głosi i proponuje. Funkcja informacyjna była więc wypełniona - mówił.
Przekonywał też, że w razie czego widz "miał pilota" i mógł zmienić stację, by obejrzeć wystąpienie Tuska.
Prezenter stwierdził, że pod względem politycznym nie ma swojej pracy nic do zarzucenia. - Ja naprawdę byłem dumny z "Wiadomości". I wiem, że widzowie również odczuwają ich wielki brak - mówił.
Adamczyk: żadnego pobicia nie było
"DGP" zapytała też o głośną sprawę sprzed lat dotyczącą prokuratorskich zarzutów wobec Adamczyka w związku z pobiciem kochanki. Przekonywał, że artykuł Onetu był "skrajną manipulacją" i pozwał zarówno portal, jak i autora tekstu.
- Z akt sprawy wyciągnięto zeznania osoby, która była ze mną skonfliktowana. Kompletnie pominięto przy tym moją wersję wydarzeń i składane przeze mnie dowody. To, co chciałbym podkreślić, to fakt, że żadnego pobicia nie było - mówił.
Czytaj więcej:
Źródło: "Dziennik Gazeta Prawna"