Polska6 lat dla myśliwego, który zabił chłopca. Dlaczego tak mało?

6 lat dla myśliwego, który zabił chłopca. Dlaczego tak mało?

16-letni chłopiec został zastrzelony przez kłusownika. Prokurator oskarżyła sprawcę o zabójstwo i domagała się 15 lat więzienia. Sąd właśnie go skazał… na sześć lat. Spytacie: dlaczego tak mało za śmierć? - pisze w "Polityce" Violetta Krasnowska.

Ambona myśliwska
Ambona myśliwska
Źródło zdjęć: © Piqsels

27.03.2022 10:06

W tej sprawie stan faktyczny w zasadzie jest bezsporny - tak sędzia Arkadiusz Śmiech z lubelskiego sądu okręgowego rozpoczął uzasadnianie wyroku sześć lat więzienia za zastrzelenie 16-letniego chłopca i ucieczkę. Chodzi o wydarzenia, które rozegrały się 1 listopada 2020 r. w miejscowości Kluczkowice-Osiedle, powiat Opole Lubelskie. Tego wieczoru trzech chłopców z internatu technikum ogrodniczego wyszło do pobliskiego sadu po jabłka. Zamarzyły im się jabłka posypane cynamonem. "Gdy byliśmy w sadzie, po około trzech minutach przyjechał ciemny samochód – relacjonował w sądzie jeden z chłopców. Ktoś wyszedł z samochodu, świecił latarką przez trzy minuty. Myśleliśmy, że to ochroniarz sadu" – tłumaczył. Dlatego starali się skryć. 16-letni Imanali Nurakhan, który przyjechał tu z Ałmaty, stolicy Kazachstanu, na początek roku szkolnego, by uczyć się w tutejszym technikum, akurat skulił się pod drzewem.

W samochodzie - ustalili później w śledztwie policjanci - był 51-letni Dariusz Ch., emerytowany policjant mieszkający nieopodal w bloku, członek koła łowieckiego, i jego kolega 41-letni Marcin B., strażak OSP i ministrant w pobliskim kościele. Jak relacjonował stan faktyczny sędzia: "Dariusz Ch. postanowił tego wieczoru udać się na polowanie. Przywołał kolegę dla towarzystwa i pomocy. Penetrowali teren łowiecki, znaleźli się w sadzie nieopodal internatu w godzinach nocnych, będąc przekonani, że wytropili dzika".

Zauważyć miał go Marcin B. "Krzyknął »dzik«, więc zatrzymałem samochód i oświetliłem teren. Zobaczyłem czarną plamę bez nóg. Też stwierdziłem, że to dzik. Byłem pewny na tysiąc procent. Ta plama wyglądała na tył odyńca. Nie ruszała się, a one tak czasem robią. Cel był jakieś 70 m ode mnie. Oddałem strzał. Wtedy obiekt stanął na dwie nogi. Marcin krzyknął: »ku…a, człowiek«" - wyjaśniał po zatrzymaniu Dariusz Ch. śledczym. Po czym wsiedli do samochodu i odjechali.

"Spanikowali" - powiedział sędzia. "Wiedzieli, że to jest człowiek, i to spowodowało ich ucieczkę z miejsca zdarzenia" - sędzia chłodno relacjonował wydarzenia. Dodając, że później obaj mataczyli, żeby uniknąć odpowiedzialności.

Imanali dostał w pierś i brzuch, miał uszkodzone płuca, wątrobę, nerkę i – jak się później okazało – silne krwawienie wewnętrzne. Jeszcze żył. Koledzy zanieśli go do internatu, tam wychowawca podjął reanimację. Ale wezwane pogotowie już tylko stwierdziło zgon. Przyczyna śmierci: wstrząs pourazowy.

Kłusownik nieumyślny

Dwa dni później Dariusz Ch. został aresztowany. Śledztwo wykazało, że nie zgłosił tego polowania. Choć to akurat było najmniej ważne wobec tego, co zrobił później. Biegły z zakresu łowiectwa w swojej opinii na potrzeby śledztwa stwierdził, że żaden myśliwy w tym miejscu nie miałby prawa oddać strzału. Po pierwsze – stwierdził – teren, na którym doszło do zdarzenia, jest tak ukształtowany, że oskarżony nie był w stanie właściwie rozpoznać celu. A celowanie do zwierzyny i oddanie strzału jest dopuszczalne dopiero po osobistym dokładnym rozpoznaniu zwierzyny. Mówi o tym rozporządzenie o zasadach prowadzenia polowań. Biegły wskazywał: "Nie miał prawa tam strzelać, bo za miejscem strzału nie ma naturalnego kulochwytu". Jak tłumaczył w sądzie, "pocisk ze sztucera ma zasięg 1,5 km i istniało niebezpieczeństwo nie tylko dla chłopca w sadzie, ale i na całej linii strzału. Poszkodowany był w takim miejscu, gdzie nie powinien zostać oddany strzał. Nie można było bezpiecznie takiego strzału oddać".

Ponieważ stan faktyczny jest bezsporny, najważniejsze stało się ustalenie, co się wydarzyło z punktu widzenia odpowiedzialności karnej za czyny. Czy to było zabójstwo - jak widziała to prokurator Dorota Brzozowska-Fałek - z zamiarem ewentualnym pozbawienia życia człowieka? Czyli że sprawca przewiduje, że popełniając przestępstwo, może zabić człowieka i godzi się na to. Oskarżyła Dariusza Ch. z artykułu 148 kk - zabójstwo - z karą od ośmiu lat więzienia do dożywocia.

- Uważam, że Dariusz Ch., łamiąc większość przepisów prawa łowieckiego i rozporządzeń do niego, dokonał tak wielu zaniechań, że nie miał prawa wysnuć wniosku, że strzela do zwierzęcia. Uznał z góry, że obrany cel jest zwierzęciem tylko na podstawie znacznie ograniczonych cech charakterystycznych i to powinno spowodować u niego odstąpienie od oddania strzału. Doświadczony myśliwy powinien zdawać sobie sprawę, że oddanie strzału do celu nierozpoznanego może być strzałem do celu niezamierzonego. Jeżeli oskarżony nie miał prawa ocenić, że strzela do zwierzęcia, to powinien mieć świadomość i godził się z tym, że może strzelać do człowieka - prokurator powtórzyła swoje argumenty w rozmowie z POLITYKĄ na chwilę przed ogłoszeniem wyroku.

Obrońca sprawcy adwokat Paweł Wierzba uważa, że można mówić tylko o nieumyślnym spowodowaniu śmierci - z karą do pięciu lat więzienia. Zresztą - zwraca uwagę - w tym kierunku idzie całe dotychczasowe orzecznictwo. W swojej mowie końcowej przywołał wyrok z sądu w Głogowie z identyczną kwalifikacją - nieumyślne spowodowanie śmierci podczas oddania strzału do nierozpoznanego celu.

KLIKNIJ W OKŁADKĘ, BY PRZENIEŚĆ SIĘ DO AKTUALNEGO WYDANIA "POLITYKI"

Okładka Polityki
Okładka Polityki© Polityka

Nie czuj się bezpiecznie

Chodzi o sprawę sprzed pięciu lat. Myśliwy, polując w nocy, zastrzelił mieszkańca pobliskiej wsi, który poszedł po drzewo do lasu. Myśliwy tłumaczył się w sądzie, że zastrzelony zachowywał się jak dzik - "chodził na czworaka i buchtował na polu". Jednak biegły stwierdził, że w momencie postrzelenia mężczyzna był zwrócony twarzą do myśliwego. "Z odległości 120 m, przy użyciu sprzętu nocnego, można więc było poznać, że jest to człowiek. W dodatku, jeśli znajdowałby się na czworakach, to nie mógłby się poruszać tak szybko, jak opisywał to oskarżony. Dlatego, w ocenie sądu, oskarżony nie rozpoznał należycie celu, do którego oddał strzał" - mówił sędzia Andrzej Molisak. Po czym skazał myśliwego na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Plus 10 tys. zł grzywny i 10 tys. zł zadośćuczynienia dla żony zabitego. Takich łagodnych wyroków jest więcej.

Zdarzeń, kiedy myśliwy zabił człowieka, Lubelski Ruch Antyłowiecki, będący stroną społeczną w tym procesie, naliczył ponad 60 w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Ich spis nosi tytuł: "Czujesz się bezpiecznie. Przestań". Wszystkie sprawy kończyły się skazaniem za nieumyślne spowodowanie śmierci. I zazwyczaj karą w zawieszeniu. W Suminie (woj. kujawsko-pomorskie) myśliwy podczas nocnego polowania zastrzelił kobietę, która była z mężem na polu kukurydzy. "On strzelił normalnie z 15 m przy pełni księżyca do kobiety stojącej. Normalnie w głowie się nie mieści" - mówił mąż ofiary podczas procesu. "Miałem kochaną żonę. To jest straszne. Zniszczył moją rodzinę. Mnie zniszczył i wszystko" - mówił. Myśliwy usłyszał za to wyrok dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat za nieumyślne spowodowanie śmierci. Podtrzymany w apelacji. W Niemczy koło Dzierżoniowa na Dolnym Śląsku myśliwy ostrzelał grupę ludzi, "bo myślał, że to wataha dzików". Zabił jedną osobę - swoją żonę. Nawet nie został aresztowany. Na procesie wyjaśniał, że z odległości 100 m zobaczył zarys postaci i "był przekonany, że to dzik, i strzelił". Dostał rok w zawieszeniu na trzy lata. We Włodawie myśliwy zobaczył "ruszającą się plamę" i strzelił. Zabił kolegę. Dostał 1,5 roku w zawieszeniu na trzy lata. Zawsze w takich przypadkach mówi się o pomyłce czy wypadku. Słów zabicie, zabójstwo raczej się nie używa.

Adwokat Wierzba przekonuje: - Z jednej strony możemy powiedzieć, że mój klient oddał strzał do nierozpoznanego celu, a to jest naruszenie prawa łowieckiego, bo myśliwy musi widzieć, do czego strzela. Z drugiej strony - mój klient twierdzi, że widział dzika. Najwyraźniej taki argument na sędziów działa, jeśli spojrzeć na uzasadnienia wyroków.

Dariusz Ch. przyznał, że zobaczył "plamę".

Apelacje obu stron

Na chwilę przed wejściem na salę sądową spytany, jakiej kary oczekuje, obrońca Dariusza Ch. odparł, że takiej, która pozwoliłaby mu już opuścić areszt. Przebywa w nim prawie 1,5 roku. Nie chciał być na ogłoszeniu wyroku. Jego kolega ministrant, który odpowiada z wolnej stopy, też nie przyszedł do sądu.

Chwilę później sędzia Arkadiusz Śmiech pozbawił nadziei tych, którzy liczyli na pierwszy w takich sprawach wyrok jak za zabójstwo. "No, nie da się tak, jak twierdzi oskarżyciel, przypisać oskarżonemu godzenie się, że ten strzał, który oddawał, jest do człowieka. Gdyby miał on takie wewnętrzne przekonanie, niewątpliwie takiego strzału by nie oddał. Był przekonany, że jest to dzik" - wyjaśniał sędzia.

Zaznaczając, że Dariuszowi Ch. można przypisać jedynie, że nie zachował ostrożności. "To niezachowanie ostrożności było wyjątkowo lekkomyślne" - ocenił sędzia. Przyznał, że "nastąpiła wyjątkowa kumulacja okoliczności obciążających". Bo - wyliczał - Dariusz Ch. nie miał prawa jako myśliwy oddać strzału do niezidentyfikowanego, nierozpoznawanego celu. Ba, nie mógł oddawać strzału nawet, gdyby był przekonany, że jest to dzik, bo nie można strzelać do zwierzęcia odwróconego tyłem, którego w całości się nie widzi. A jednak strzał padł. I zginął człowiek.

Na dodatek nie z rąk myśliwego na polowaniu, tylko kłusownika - sędzia powiedział to wprost. "Myśliwy kłusujący zabija człowieka, no, wartość najwyższą, ta szkoda została spowodowana jego zachowaniem". Ale po tych wszystkich słowach sędzia zaczął szukać salomonowego wyjścia: uznać racje prokuratury, że Dariusz Ch. mógł przewidzieć, że strzela do człowieka, ale skazać po myśli obrońcy. I uznać Dariusza Ch. za winnego tego, że naruszając warunki polowania, bez dokładnego rozpoznania zwierzyny, w celu wejścia w jej posiadanie, w porze nocnej przy wykorzystaniu sztucznego światła, będąc przekonany, że strzelał do dzika, a jednocześnie mogąc przewidzieć, że obrany przez niego cel może być człowiekiem, oddał strzał w kierunku małoletniego Imanaliego Nurakhana, czym nieumyślnie spowodował jego śmierć. I za to skazał go na cztery lata i dziewięć miesięcy pozbawienia wolności. A za nieudzielenie pomocy 2,5 roku - co dało łączny wyrok sześciu lat więzienia. Zaś Marcina B. za nieudzielenie pomocy i mataczenie skazał na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata.

Prokurator, wychodząc z sali rozpraw, od razu zapowiedziała apelację. - Na pewno nie zgadzamy się z tym wyrokiem - ucięła. Adwokat Dariusza Ch. także. On uważa, że kara jest za wysoka. Adwokat Karolina Kuszlewicz, która pro bono występowała w procesie jako pełnomocnik babci chłopca, uważa, że kara jest zdecydowanie za łagodna. - Kwalifikacja nieumyślnego spowodowania śmierci wobec człowieka, który jedzie w nocy na nielegalne polowanie blisko internatu, narusza zasady bezpieczeństwa, nie zasługuje na takie dobrodziejstwo, by uznać, że działał nieumyślnie. A mówimy o myśliwych, którzy znają się na broni i wiedzą, jakie ona może powodować skutki - mówi. I podsumowuje stan sprawy: - Zginął człowiek, który miał przed sobą calutkie życie, i gdyby ten, który go zabił, przestrzegał reguł ostrożności, a nie strzelał bezmyślnie, to byśmy mieli dziś żywego człowieka. I to jest ta cienka granica pomiędzy nieumyślnością a umyślnością w zamiarze ewentualnym zabicia człowieka. Nie wiem, jak o tym wyroku powiem jego babci - mówi na koniec. To ona wysłała go do Polski, żeby się kształcił, opłaciła mu internat. Opiekowała się nim, odkąd skończył siedem lat. Po tym, gdy jego mama któregoś dnia wyszła z domu i słuch po niej zaginął, a rok później tata zginął w wypadku.

Kazachski portal Hola News napisał wspomnienie po śmierci Imanaliego Nurakhana. "Chciał uczyć się w Polsce, miał tyle dobrych planów. Był bystrym chłopcem, znał angielski i polski. Ukończył z wyróżnieniem szkołę" - wspominała jego siostra. "Lubił programowanie. Chodziłem z nim na różne dodatkowe zajęcia z matematyki, czasem rozwiązywaliśmy razem zadania" - opowiadał jego kolega Darmen. Dodał, że Imanali miał piękny uśmiech, którego nigdy nie zapomni.

Tymczasem w technikum w Kluczkowicach o wyroku sześciu lat więzienia za zabicie Imanaliego dowiedzieli się od dziennikarki POLITYKI. - Trudno mi komentować, zginął młody człowiek, tragedia - powiedział wicedyrektor szkoły Lech Borkowski. Ale nie chciał wracać do sprawy jego śmierci. - Udało nam się uspokoić młodzież, zabezpieczyć ją emocjonalnie. Bardzo dużo czasu zajęło, by usunąć widmo tego zdarzenia i tak to powinno zostać. Uznaliśmy, żeby do tego tematu nie wracać - mówi.

Aż do następnego śmiertelnego "wypadku" na polowaniu…

Violetta Krasnowska

Dziennikarka specjalizująca się w tematyce sądowo-kryminalnej i problematyce praworządności w Polsce. Laureatka nagrody głównej II edycji Ogólnopolskiego Konkursu dla Dziennikarzy Publicystów Prawnych organizowanego przez Okręgową Izbę Radców Prawnych, Izbę Notarialną oraz "Dziennik Gazeta Prawna" (2004), a także Nagrody Wolności Słowa przyznawanej przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich (2006). Dwukrotnie nominowana do nagrody Grand Press (w 2012 r. w kategorii dziennikarstwo-specjalistyczne i w 2019 r. w kategorii reportaż prasowy). Autorka książki "Będziesz siedzieć" o polskim systemie niesprawiedliwości (2020).

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (377)