Ukraiński wywiad: Jeden z rosyjskich dowódców czołgów miał się zastrzelić
Jak informuje Wywiad Wojskowy Ukrainy, dowódca 13. pułku czołgów 4. dywizji pancernej Federacji Rosyjskiej miał popełnić samobójstwo w związku z sytuacją sprzętową swojej jednostki.
26.03.2022 | aktual.: 26.03.2022 15:46
Sprzęt, który trafia do zakładów remontowych, przed wysłaniem go na front, jest "rozkradziony" i w "na ogół w bardzo złym stanie, co uniemożliwia jego pełne wykorzystanie".
Wedle informacji Ukraińców zmagazynowany przed laty rosyjski sprzęt miał padać często ofiarą lokalnych społeczności, które pozyskiwały z niego cenne materiały.
Baza przy ukraińskiej granicy
Do zorganizowanej na lotnisku w Klimowie, w obwodzie briańskim (ok. 35 km od granicy z Ukrainą) bazy remontowo-konserwacyjnej ma trafiać zmagazynowany wcześniej sprzęt, który miał zostać wysłany do Ukrainy. Jak donosi ukraiński wywiad, jego stan nie pozwala jednak na dopuszczenie go do użytku. "Stan tego sprzętu jest na ogół bardzo zły, co uniemożliwia jego pełne wykorzystanie" - czytamy w komunikacie służb.
Równocześnie tworzone są miejsca do przechowywania sprzętu usuniętego z pola walki.
Problem agresora ma być powszechny. Federacja Rosyjska ma się często borykać z brakiem możliwości odnowienia sprzętu po jego "wycofaniu" przywróceniu z magazynów. Z pojazdów należących do armii znikać mają przede wszystkim "urządzenia optyczne i elektronika zawierającą cenne metale".
W związku z dramatycznym stanem wyposażenia samobójstwo miał popełnić jeden z dowódców dywizji.
W szczególności 4 Dywizja Czołgów Federacji Rosyjskiej miała się przekonać, w jak złym stanie jest sprzęt zmagazynowany wcześniej sprzęt. Tylko jeden z dziesięciu dostarczonych dla nich czołgów miał nadawać się do użytku. Pozostałe mają być "bezużyteczne". Ukraińcy donoszą, że niektóre z nich nie mają nawet silników. Operacja przywracania sprzętu miała zostać wstrzymana.
Zobacz też: "Sankcje nie wystarczą". Specjalistka krytykuje działania NATO