12. Dywizja Pancerna SS Hitlerjugend – nastolatki w armii III Rzeszy
Czytałem wspomnienia kanadyjskich i brytyjskich żołnierzy, którym przyszło walczyć z 12. Dywizją Pancerną SS Hitlerjugend. Wygląda na to, że żadnej innej niemieckiej jednostki nie obawiali się tak bardzo jak jej. Alianccy żołnierze byli zadziwieni fanatyzmem tych nastoletnich żołnierzy – mówi prof. Michael Kater w wywiadzie dla magazynu ''Historia Do Rzeczy''.
18.03.2016 21:03
Piotr Włoczyk, Historia Do Rzeczy:W swojej książce opisuje pan historię dywizji pancernej SS, której żołnierze zamiast zwyczajowego przydziału papierosów dostawali słodycze...
Michael Kater: Chodzi oczywiście o 12. Dywizję Pancerną SS Hitlerjugend. Składała się ona w lwiej części z nastolatków. Dowodzili nimi oficerowie przeniesieni z innych dywizji SS oraz z Wehrmachtu. Do dywizji Hitlerjugend zgłaszali się młodzieńcy w przedziale wiekowym od 16. do 18. roku życia. Trafili tam tylko ci, którzy naprawdę chcieli walczyć za Hitlera. Ich entuzjazm do walki – rozpalony przez lata nazistowskiej indoktrynacji – był wprost nieprawdopodobny. Do samego końca wierzyli w zwycięstwo ''rasy panów''.
Wiadomo, że zapał tych nastoletnich żołnierzy robił duże wrażenie m.in. na gen. Heinzu Guderianie i gen. Erwinie Rommlu. Członkowie dywizji Hilterjugend podejmowali się misji, których nigdy nie podjęliby się żołnierze Wehrmachtu. Były to akcje na pograniczu szaleństwa. Na przykład, ci młodzi chłopcy potrafili się rzucać z ładunkami wybuchowymi pod wrogie czołgi.
Zorganizowanie dywizji Hitlerjugend było aktem desperacji czy akcją propagandową?
Sformowanie tej jednostki wiąże się bezpośrednio z klęską pod Stalingradem. Artur Axmann, Reichsjugendführer (przywódca Hitlerjugend), ślepo zapatrzony w Himmlera, postanowił wtedy zrobić coś wielkiego – przynajmniej w jego mniemaniu – w ramach HJ. Zgłosił się mianowicie do SS z propozycją utworzenia jednostki pancernej HJ, wzorowanej na ''klasycznej'' dywizji ''SS-Panzerdivision Leibstandarte Adolf Hitler''.
Wiek rekrutów może w tym przypadku szokować, ale pamiętajmy, że mówimy o SS, a nie o regularnej niemieckiej armii. O ile bowiem Wehrmacht do końca wojny utrzymał dolną granicę poboru na 18. roku życia, o tyle Himmler wraz z przechylaniem się szali zwycięstwa na stronę aliantów sięgał po coraz młodsze roczniki.
Axmann wiedział, że fascynacja pojazdami pancernymi – tak powszechna wśród młodych – sprawi, że nie zabraknie chętnych do służby w tej jednostce. Jeden z późniejszych dowódców tej dywizji powiedział, że jej członkowie to wciąż dzieci, które ''kochają swoje samochodziki''. Chociaż może się to wydawać nieprawdopodobne, faktycznie żołnierze tej jednostki podczas szkolenia zamiast przydziału papierosów otrzymywali słodycze.
Jak dywizja Hitlerjugend wypadła w boju?
Po raz pierwszy została ona użyta w Normandii do odparcia alianckich sił inwazyjnych. Na placu boju pojawiła się 7 czerwca 1944 r. Czytałem wspomnienia kanadyjskich i brytyjskich żołnierzy, którym przyszło walczyć z 12. Dywizją Pancerną SS Hitlerjugend. Wygląda na to, że żadnej innej niemieckiej jednostki nie obawiali się tak bardzo jak jej. Alianccy żołnierze byli zadziwieni fanatyzmem młodocianych żołnierzy Hitlerjugend.
We wrześniu 1944 r. dywizja Hitlerjugend dostała się do kotła pod Falaise. Straciła tam wszystkie czołgi, tylko 600 żołnierzom udało się wyrwać z okrążenia. Tak olbrzymie straty są nieporównywalne ze stratami innych niemieckich jednostek pancernych. Przykład 12. Dywizji Pancernej SS Hitlerjugend pokazuje, że służba w jednostkach pancernych była o wiele bardziej niebezpieczna od służby w innych rodzajach sił zbrojnych III Rzeszy.
Oczywiście Hitlerjugend nie byłoby ''godne'' miana dywizji Waffen-SS, gdyby jej żołnierze nie dokonali po drodze zbrodni wojennych.
To prawda, także ci młodociani żołnierze dokonywali potwornych aktów. Jak choćby tego, gdy latem 1944 r. zamordowali z zimną krwią 64 brytyjskich i kanadyjskich żołnierzy. Ówczesny dowódca tej dywizji, Kurt Meyer, został za to po wojnie skazany na śmierć przez Kanadyjczyków.
Wspomniał pan, że Reichsjugendführer Axmann, proponując członkom HJ służbę w dywizji pancernej, mógł być pewien, że nie będzie większych problemów z rekrutacją. Czy to oznacza, że w innych przypadkach członkowie HJ wcale nie tak chętnie wybierali po osiągnięciu pełnoletności służbę w SS?
Wehrmacht i SS rywalizowały ze sobą o rekrutów. Mimo że HJ i SS były tworami NSDAP i łączyła je bliska więź, to jednak zdecydowana większość członków HJ wybierała ochotniczo Wehr¬macht. Oczywiście najwięksi fanatycy z HJ szli do Waffen-SS, ale generalnie panowało wśród niemieckiej młodzieży przekonanie, że konwencjonalna armia kultywuje tradycje niemieckiego oręża, natomiast SS jest pod tym względem tworem raczej sztucznym. Poza tym SS kojarzyło się dość powszechnie ze zbyt twardą dyscypliną – służba w tej formacji jawiła się po prostu jako zbyt ciężka.
Z tego powodu SS czasem posuwało się wręcz do podstępu, żeby zapewnić sobie szeregowych z HJ. Znam przypadek, gdy do obozu HJ przyjechała komisja lekarska SS pod pretekstem przeprowadzania badań pod kątem gruźlicy. Po prześwietleniu chłopcy musieli podpisać dokumenty poświadczające udział w badaniu. Potem okazało się jednak, że podpisali tym samym zobowiązanie – wydrukowane maleńką czcionką – do wstąpienia w szeregi SS.
Swego czasu sporą sensację wzbudziła wiadomość, że Benedykt XVI w młodości był członkiem HJ, a od 1943 r. służył jako Luftwaffenhelfer.
Przynależność młodego Josepha Ratzingera do HJ nie powinna nikogo dziwić, w tamtym czasie członkostwo w tej organizacji było już bowiem obowiązkowe. ''Luftwaffenhelferami'' (zwanymi również ''flakhelferami'') nazywano chłopców skierowanych do służby w artylerii przeciwlotniczej. Niemcy zdecydowali się na ten krok po bitwie pod Stalingradem, gdy hitlerowskiej machinie wojennej zaczynało brakować ludzi. Pojawiła się konieczność wzmocnienia wojsk lądowych, więc Hitler przeniósł 120 tys. specjalistów z Luftwaffe do bezpośredniej walki, a w ich miejsce weszli chłopcy z Hitlerjugend. Był to też okres, gdy alianci nasilili bombardowania – nocami latali nad Niemcy Brytyjczycy, a w dzień bomby zrzucali Amerykanie. Pojawiła się więc pilna potrzeba wzmocnienia obrony przeciwlotniczej. Flakhelferami byli chłopcy w wieku 15–17 lat. Kwaterowano ich w bunkrach przy stanowiskach przeciwlotniczych. Równolegle ze służbą byli oni zobowiązani pobierać lekcje. Ich tydzień nauki był o połowę krótszy od standardowego i wynosił 18
godzin. Nauczyciele musieli organizować dla nich lekcje na świeżym powietrzu przy stanowiskach bojowych w przerwach między kolejnymi nalotami. Flakhelferów ściągano z całych Niemiec do miejsc, gdzie potrzebna była silna obrona przeciwlotnicza, czyli m.in. w Zagłębiu Ruhry, Berlinie czy też w miastach portowych. Wbrew pozorom, ich służba nie należała do bezpiecznych – często pod gradem bomb wylatywały w powietrze całe stanowiska przeciwlotnicze obsługiwane przez dzieci. W sumie przez dwa lata ok. 200 tys. nastolatków z HJ przewinęło się przez służbę w artylerii przeciwlotniczej.
Od którego momentu możemy mówić o włączeniu dzieci do niemieckiej wojny totalnej?
3 marca 1945 r. marszałek Wilhelm Keitel nakazał, by rekrutacja do Volkssturmu objęła wszystkich chłopców, począwszy od rocznika 1929. Walczyli oni tam ramię w ramię ze swoimi dziadkami. Z kolei Artur Axmann zaproponował w tamtym okresie utworzenie z chłopców z HJ brygad przeciwczołgowych, które miały bronić linii Odry. Pod koniec marca 1945 r. coraz więcej oddziałów Hitlerjugend wysyłano w okolice Berlina.
Chłopcom z HJ powierzono m.in. obronę strategicznie ważnych mostów na Haweli. 600 z nich miało za zadanie utrzymać przeprawę w Pichelsdorfie pod Berlinem – to tym mostem uciekali na południe wysocy rangą naziści. Prawie wszyscy obrońcy mostu w Pichelsdorfie zginęli w walkach z Rosjanami. Wielu nastolatków z HJ po wojnie czekał bardzo trudny czas. Sowieci od razu po wejściu do niemieckiego miasta, miasteczka czy wsi robili dochodzenie, kto był w Volkssturmie. Takimi ludźmi początkowo zajmowało się NKWD. Wiele dzieci z HJ było następnie przetrzymywanych przez Sowietów w przejętych przez Armię Czerwoną niemieckich obozach koncentracyjnych. Na przykład, po wojnie w obozie w Buchenwaldzie czy Sachsenhausen pełno było chłopców z HJ. Niektórzy przetrzymywani tam byli nawet kilka lat. Sowieci zamykali tam też dziewczyny z Bund Deutscher Mädel (BDM), czyli z żeńskiej sekcji HJ.
Stara zasada "Kinder, Küche, Kirche" nie zmieniła się w III Rzeszy ani o jotę w stosunku do kaiserowskich Niemiec?
Zgadza się. W BDM "tworzono" idealne niemieckie gospodynie domowe, z tym że dziewczęta z tej organizacji odczuwały niemal biologiczną niższość w stosunku do chłopców.
I oczywiście młodzieńcy z HJ chętnie to wykorzystywali...
To jednak nie było potępiane w żaden sposób, o ile nie było zbyt ostentacyjnie robione i nie naruszało za bardzo porządku. Jak wiadomo – szczególnie pod koniec wojny – naziści wzywali do płodzenia jak największej liczby dzieci. Dla starszych chłopaków z Hitlerjugend była to świetna wymówka przed takim, a nie innym zachowaniem... Efekt był taki, że mnóstwo dziewczyn z BDM miało nieślubne dzieci. Jednak nawet jeżeli zachodziły w ciążę przed osiągnięciem pełnoletności, to nie było to w żaden sposób napiętnowane przez państwo. Osobną kwestią pozostaje to, co myśleli o tym rodzice takiej panny...
Czy HJ dorobiło się swojego Pawlika Morozowa?
Nikt w HJ nie zachęcał dzieci do donoszenia na kogokolwiek. W tym temacie nie ma porównania między HJ a ruchem pionierskim w ZSRS. Donoszenie na rodziców zdarzało się wprawdzie w Niemczech – znam kilka przykładów takiego zachowania – ale były to naprawdę sporadyczne przypadki. Indoktrynacja w HJ była oczywiście radykalna, jednak III Rzesza nie starała się rozbić tradycyjnych więzi rodzinnych.
W swojej książce opisuje pan karkołomne testy, którym poddawani byli członkowie HJ. Czemu to miało służyć?
Budowaniu odwagi. Oprócz tej bezpośredniej i najbardziej oczywistej formy indoktrynacji, czyli zajęć, na których opowiadano dzieciom o nazistowskiej doktrynie, dochodziło też do indoktrynacji pośredniej. Podczas ćwiczeń fizycznych dzieci poddawane były olbrzymiej presji. Im lepsze miały osiągnięcia w sporcie, tym – jak im tłumaczono – lepiej przysługiwały się Rzeszy. Skoki do basenu z wysokości 5–10 m miały kształtować odwagę przyszłych żołnierzy niemieckich. Ten sam cel miało też inne dziwaczne ćwiczenie, które mogło być wymyślone jedynie w HJ: kopanie dołów mających stanowić ochronę przed nadjeżdżającymi czołgami, gdy te były już na horyzoncie…
Rozmawiał Piotr Włoczyk, Historia Do Rzeczy
prof. Michael Kater jest kanadyjskim historykiem pochodzenia niemieckiego, autorem książki „Hitlerjugend. Dzieci Hitlera”. Specjalizuje się w historii III Rzeszy.
###Polecamy również: Joachim Rønneberg: Zatrzymałem program atomowy Hitlera