100 dni opozycji PiS. Kronika straconego czasu [OPINIA]
Utrata długoletniej władzy to dla każdej formacji czas gorzkiej politycznej smuty. A zarazem niepowtarzalny moment na nowe polityczne otwarcie. To szansa, której wykorzystanie - lub nie - definiuje czasem przyszłość na lata. Oceniając pierwsze miesiące PiS w ławach opozycji trudno pozbyć się wrażenia straconego czasu - pisze dla Wirtualnej Polski prof. Sławomir Sowiński.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Licznik 100 konkretów Donalda Tuska wraz z realizacją obietnic można sprawdzić TUTAJ.
Długa jest lista politycznych problemów, jakie trawią dziś PiS i wysoka jest cena, jaką partia ta płaci po utracie władzy.
Po części wynika to z samej natury politycznej zmiany - z tego, że utrata sprawczości oraz fruktów władzy zawsze i wszędzie wywołuje przygnębienie, spory i frustrację.
Po części jednak to także owoc osobliwego, tromtadracko (krzykliwego - red.) partyjnego stylu zarządzania państwem, którego co ciemniejsze strony odsłaniają dziś media. W efekcie słychać coraz głośniej o napięciach wewnątrz PiS i wokół PiS, a politycy tej partii (których widać w mediach), zamiast dyskontować wspólnie problemy nowej władzy, czas i energię poświęcają, albo na wzajemne publiczne oskarżenia, albo na budowanie swych linii obrony w komisjach śledczych.
Czy mogło stać się inaczej? W znacznym stopniu zapewne tak.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wizerunkowo PiS straciło bowiem bezcenny powyborczy moment na polityczny lifting, na pokazanie własnego obrazu w nowych ramach, na przekonanie swych wyborców, że chce i potrafi wyciągać wnioski z błędów.
W wymiarze politycznej taktyki, największej partii opozycji nie udało się wejść w tych pierwszych miesiącach w rolę sprawnego recenzenta błędów i potknięć nowej władzy, choć w ostatnich dniach PiS próbuje to nadrabiać.
Zamiast bowiem działań Zespołu Pracy Państwowej byłego premiera Morawieckiego, który miał taką recenzencką rolę pełnić, tygodniami wyborcy obserwowali przepychanki polityków PiS wokół byłych ministrów Kamińskiego i Wąsika.
A dziś widzą przedstawicieli tej partii dość skutecznie zamykanych przez obóz władzy w narożniku komisji śledczych. Problem jednak chyba najważniejszy to odsuwanie w czasie kluczowego rozstrzygnięcia ws. przywództwa partii.
Gdyby np. w styczniu prezes Jarosław Kaczyński poddał swą władzę realnej wewnętrznej weryfikacji, to niezależnie od jej rozstrzygnięcia i możliwych wewnętrznych turbulencji, dziś PiS miałby szanse na nowe otwarcie i bycie w innym zupełnie miejscu. A naturalna w polityce energia osobistych ambicji polityków PiS i wokół PiS, miast rozsadzać własne szeregi, mogłaby dziś służyć we wspólnej walce w kampaniach samorządowej i europejskiej oraz budowaniu politycznej strategii na przyszłość.
Wierni wyborcy, otwarte możliwości
Kreśląc ten dość pesymistyczny obraz, wypada jednak zauważyć, że póki co ani nie odwrócili się od PiS jego wyborcy, ani nie zatrzasnęły się przed tą partią różne okna politycznych możliwości.
Warto więc odnotować, że choć sondaże dają dziś partii Jarosława Kaczyńskiego wynik o kilka punktów procentowych gorszy od 35 proc. z ubiegłorocznych wyborów, to jednocześnie w ostatnich sondażach (w tym w badaniu United Surveys dla portalu Wirtualnej Polski) największa partia opozycji wyprzedza nieznacznie rządzącą i będącą na fali PO.
A to w powyborczych realiach polityki rzecz dość niezwykła. Można więc ostrożnie powiedzieć, że kredyt politycznego zaufania, jaki PiS zdobył u 6-7 milionów Polaków, jest dużo trwalszy niż powyborcze zaniechania tej partii.
Co więcej, wiele wskazuje na to, że największej partii opozycji nie braknie też w najbliższym czasie okazji, by wejść w rolę skuteczniejszego recenzenta działań obecnej koalicji. Przed obozem Donalda Tuska będą bowiem potęgować się obiektywne i kosztowne politycznie problemy z protestami rolników, deficytem budżetowym, kwestią cen energii, starzeniem się społeczeństwa czy rynkiem mieszkań. Do tego dochodzić będzie jeszcze zapewne rytualne napięcie między PO, Trzecią Drogą i Lewicą. Choć w realiach szerokiej koalicji jest ono czymś najzupełniej normalnym, to świetnie nadaje się do kreślenia przez PiS obrazu rychłego rozpadu obozu władzy.
Warto też nadmienić, że pomimo pożegnania się z budzącym powszechne kontrowersje Januszem Korwin-Mikkem zaskakująco dobrze radzi sobie Konfederacja, wyprzedzając w różnych sondażach Lewicę. To zaś otwiera przed PiS jakąś perspektywę myślenia w przyszłości o szerszej prawicowej koalicji.
Nie bez znaczenia jest wreszcie fakt, że Prawo i Sprawiedliwość (mimo utraty władzy) otrzymuje na swą działalność niemałą subwencję w wysokości ponad 25 mln złotych rocznie. To dość skutecznie zniechęca i zniechęcać będzie jej polityków do potencjalnych rozłamów.
Historyczny moment
Tyle tylko, że wszystkie te możliwości i opcje same z siebie nie rozwiążą problemu podstawowego - jakim jest kwestia przywództwa.
Wiele wskazuje bowiem na to, że PiS doszło do chwili w historii każdej partii politycznej niezwykle trudnej i zarazem przełomowej. Momentu politycznej instytucjonalizacji, w ramach której silny charyzmatyczny założyciel przekazuje swe dzieło w ręce następców, a jego autorytet zastąpiony zostaje skutecznie działającymi mechanizmami demokracji wewnętrznej i zewnętrznej, budującymi siłę i autorytet jego następców oraz otwierającymi partię na przyszłość.
Próby tej nie udźwignęła skutecznie - jak wiadomo - po roku 2014 Platforma i musiała odsunąć ją w czasie. Od tego, jak szybko i na ile skutecznie podejmie ją dziś PiS, zależy nie tylko przyszłość tej partii, ale także całej polskiej sceny politycznej.
Prof. Sławomir Sowiński* dla Wirtualnej Polski
*Autor jest politologiem z Instytutu Nauk o Polityce i Administracji UKSW, specjalizuje się w badaniach nad polityką i religią oraz współczesnymi procesami politycznymi. Napisał książkę "Boskie, cesarskie, publiczne. Debata o legitymizacji Kościoła katolickiego w Polsce w sferze publicznej w latach 1989-2010".