10 sekund ciszy. Eksperci o sztabach kryzysowych ws. powodzi

- Rozumiem, że Donald Tusk chce pokazać sprawczość, ale to może obrócić się przeciwko niemu. Ludzi nie obchodzi to, kto na kogo nakrzyczy i kto jest winny. Ludzie patrzą na to całościowo, jako na działanie państwa, a i tak krytyka i pretensje na końcu skupią się na premierze i rządzie - mówi WP dr hab. Bartłomiej Biskup.

Sztab kryzysowy we Wrocławiu z udziałem Donalda Tuska
Sztab kryzysowy we Wrocławiu z udziałem Donalda Tuska
Źródło zdjęć: © EAST_NEWS | Krzysztof Kaniewski/REPORTER
Michał Wróblewski

18.09.2024 | aktual.: 20.09.2024 15:49

Scena numer jeden. Prezydent Wrocławia Jacek Sutryk podczas transmitowanego przez media posiedzenia sztabu kryzysowego mówi o pęknięciu obwałowania w Mietkowie. To zagrożenie dla mieszkańców okolicy. Po jego słowach zapada chwila ciszy. Nie odzywa się ani Tomasz Siemoniak, ani premier Donald Tusk.

Scena numer dwa. Ten sam dzień. Podczas porannego sztabu premier został wyraźnie zaskoczony sporem między Tauronem a Wodami Polskimi, dotyczącym niekontrolowanego zrzutu wody, który mógł zagrozić ofiarom powodzi. Chwilę wcześniej premier kierował uwagi do pracy Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej.

Scena numer trzy. Na tle zniszczonych domów przemawia mieszkanka Stronia Śląskiego. "Drogi panie premierze, to miasto nie jest gotowe na zarządzanie kryzysowe!" - krzyczy pani Katarzyna przed kamerami mediów. "Służby siedzą na chodniku i nie wiedzą, co mają zrobić" - dodaje. Kilka godzin później Donald Tusk wymienia dowodzących akcją na miejscu.

Rządowy serwis informacyjny dla powodzian wystartował w środę. Sześć dni od początku ulewnych deszczy na południu kraju.

Ryzykowne sztaby

Eksperci wskazują, że szef rządu mógł popełnić spory błąd, decydując się na publiczne transmisje posiedzeń sztabu kryzysowego. Z jednej strony mają pokazywać spokój. Z drugiej z całej Polski docierają dramatyczne apele o wsparcie i działania. - Premier powinien się z tego wycofać - uważa dr hab. Bartłomiej Biskup z Uniwersytetu Warszawskiego.

Wtorek, 17 września. Trwa sztab kryzysowy z udziałem premiera. Szef rządu zwraca się do samorządowców i wojewodów: - Ludzie tam na dole nie mają poczucia, że wszystko gra, wręcz przeciwnie.

Zaledwie kilka dni wcześniej - w piątek 13 września, dzień przed rozpoczęciem katastrofy - Donald Tusk uspokajał:

- Prognozy nie są przesadnie alarmujące; dzisiaj nie ma powodu, aby przewidywać zdarzenia w skali, która by powodowała zagrożenie na terenie całego kraju; nie ma powodu do paniki (cytat za Polską Agencją Prasową).

Dziś te dwie wypowiedzi mogą być przykładem nie do końca spójnej komunikacji na najwyższym poziomie administracji rządowej. Wielu poszkodowanych mieszkańców na terenach powodziowych żali się dziennikarzom, przed kamerami, że władze - i na szczeblu centralnym, i samorządowym - nie informowały odpowiednio wcześniej o możliwej katastrofie. Inaczej niż choćby w Czechach.

Niespójny przekaz to jednak nic w porównaniu z tym, co może wywołać nieprawdziwa informacja - i to na przykład podana przez prezydenta stolicy Dolnego Śląska.

Na spotkaniu sztabu kryzysowego - które było transmitowane przez wszystkie telewizje informacyjne w Polsce - zapadła cisza. Premier przez prawie 10 sekund nie odzywał się i zaciskał dłonie, zakrywając usta. Był wyraźnie zaskoczony. Minister spraw wewnętrznych i administracji Tomasz Siemoniak spojrzał na premiera i nakazał opuszczenie sali przez samorządowców, którym polecił zająć się problemem mogącym stanowić bezpośrednie zagrożenie dla Wrocławia.

Szkopuł w tym, że wójt gminy Mietków zaprzeczył informacjom podanym przez Sutryka. A prezydent Wrocławia musiał prostować sam siebie. - Wprowadził w błąd premiera, ale przede wszystkim wystraszonych mieszkańców - komentował w rozmowie z WP jeden z pracowników rządowej administracji.

Tusk wcześniej również nie krył oburzenia podczas transmisji na żywo z posiedzenia sztabu kryzysowego. Jego reakcję można obejrzeć na nagraniu poniżej.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Szokująca informacja". Nagły zrzut wody ze zbiornika Tauronu. Tusk oburzony

- Ta sytuacja - oraz inne podobne - niepokoją mnie z jednego podstawowego powodu: w tym momencie zmagamy się zaledwie kilka dni ze spodziewanym i ograniczonym geograficznie kataklizmem naturalnym, który dotknął jedynie część kraju i jego mieszkańców, a mimo tego pojawiają się poważne potknięcia organizacyjne i komunikacyjne - mówi ekspert do klimatu i energetyki Jakub Wiech.

I pyta: - A co będzie w wypadku wojny, która - według słów wielu polskich polityków i wojskowych - miała nam grozić w perspektywie kilku lat? Która objęłaby np. całą ścianę wschodnią? Którą toczyłby z nami nie żywioł, lecz wyspecjalizowany w walce informacyjnej przeciwnik?

- Z tej powodzi też trzeba wyciągnąć wnioski - podkreśla naczelny Energetyka24.pl.

Premier był tym chaosem komunikacyjnym, który przeraził mieszkańców, niebywale zirytowany. I dał temu wyraz publicznie - na sztabie kryzysowym.

- To nie jest miejsce i czas na kontrowersje i debaty publiczne, tylko na jak najszybsze wspólne ustalenie, gdzie był błąd, tak żeby wyeliminować tego typu sytuacje. Nie chodzi o to, kto komu skuteczniej dokuczy, tylko żeby dokładnie i precyzyjnie zdefiniować: tu był problem, tu ktoś zawiódł, no to przypilnować, żeby się już więcej ten błąd nie powtórzył - mówił Tusk.

Trzeba jednak dodać, że otwarte transmisje sztabu kryzysowego to pomysł właśnie ekipy Donalda Tuska. Premier bierze w nich udział świadomie.

"Zaprzestać transmisji sztabów". Ekspert apeluje

Niektórzy eksperci krytycznie oceniają organizowanie transmisji spotkań na szczycie w sprawie powodzi.

Jestem zdecydowanym przeciwnikiem transmitowania posiedzeń sztabu kryzysowego z udziałem premiera. Na tych spotkaniach przekazywane są różne informacje, w tym nie do końca sprawdzone, jak ta o rzekomym pęknięciu obwałowania w Mietkowie. Tego typu błędy mogą wywołać panikę, spowodować zamieszanie i mieć inne, daleko idące konsekwencje - mówi Wirtualnej Polsce dr hab. Bartłomiej Biskup, ekspert od komunikacji politycznej i zarządzania kryzysowego.

Rozmówca WP podaje przykład: - Na jednym ze sztabów pojawiły się odnośniki dla służb i samorządowców, które nie powinny być udostępnione publicznie. I nie chodzi o to, żeby coś ukrywać, ale żeby nie ujawniać spraw newralgicznych. Pewnych kwestii nie należy ujawniać.

Dr Biskup proponuje, by premier z ministrami organizowali konferencje regularnie, tuż po posiedzeniach sztabów kryzysowych.

- Nie zawsze w tych konferencjach musi uczestniczyć szef rządu. Rozumiem oczywiście to, że Donald Tusk chce pokazywać się publicznie i komunikować się z Polakami bezpośrednio, ale nie musi tego robić za każdym razem w każdej sprawie. Nie musi być też transmisji ze sztabów, gdzie są przekazywane informacje wrażliwe, mogące siać panikę lub być wykorzystywane przez obce służby - ocenia rozmówca WP.

Politolog twierdzi, że publiczne upominanie przez premiera szefów ważnych instytucji, a także przedstawicieli służb czy też ministra spraw wewnętrznych (za nieobecność policji w niektórych miejscach) może sprawdzić się na początku, ale w dłuższej perspektywie to ryzykowane, bo ludzie i tak na końcu obwiniają rząd.

- Przywoływanie porządku na zasadzie: "dobry car, źli bojarzy", kojarzy się ze wschodnią modłą. Rozumiem, że Donald Tusk chce pokazać sprawczość, ale to może obrócić się przeciwko niemu. Ludzi nie obchodzi to, kto na kogo nakrzyczy i kto jest winny. Ludzie patrzą na to całościowo, jak na działanie państwa, a i tak krytyka i pretensje na końcu skupią się na premierze i rządzie - zauważa dr hab. Bartłomiej Biskup.

Krytycznie ocenia chaos wywołany przez prezydenta Wrocławia, który podał nieprawdziwą informację o pęknięciu wału w Mietkowie. - To pokazuje, że zanim się coś ogłosi, należy to 10 razy sprawdzić. Wiem, że to trudne, bo prezydent miasta polega na służbach, pewnie nie miał złych intencji, myślał o Wrocławiu i jego mieszkańcach, ale lepiej chwilę dłużej zaczekać z informacją i zweryfikować ją, niż później narażać wszystkich na przykre konsekwencje - podkreśla politolog.

Tusk nie odpowiada na ataki opozycji. "Słuszna strategia"

W mniej krytyczny sposób ocenia działania szefa rządu dr hab. Wojciech Rafałowski.

- Najważniejsza w czasach kryzysu jest responsywność, politycy muszą reagować i komunikować się ze społeczeństwem. Muszą odpowiadać na zdarzenia, zwłaszcza te, które niepokoją ludzi. Premier podążą za powszechną wolą społeczną - mówi socjolog polityki z Uniwersytetu Warszawskiego.

Jednocześnie dodaje, że "nie wszystko musi być transmitowane". - Transmitowanie w całości każdego posiedzenia sztabu kryzysowego niesie za sobą ryzyko błędów. Tak było w przypadku komunikatu prezydenta Sutryka, z którego na szczęście dość szybko się wycofano. To była wpadka, wypadek przy pracy, ale to nie coś, co powinno całkiem wykluczać organizowanie sztabów przy włączonych kamerach - przekonuje prof. Rafałowski.

Ekspert podkreśla dobrą reakcję premiera w sprawie choćby zawyżania cen w sklepach w miejscowościach dotkniętych powodzią. - Apel premiera przełożył się na reakcje UOKiK. Sprawa szybko weszła na poziom rządowy i słusznie - dodaje rozmówca WP.

Dodaje, że rząd wysyła sygnał, iż na rozliczenia i szacowanie start przyjdzie czas nieco później. Komunikacja na bieżąco ma być właśnie takim sygnałem - "będziecie mnie mogli oceniać na podstawie tego, co robiłem na bieżąco, z godziny na godzinę, codziennie".

Dymisje w rządzie za słowa minister klimatu

- Przez dwie godziny dostawałem po głowie za wszystkich, bo ludzie są rozgoryczeni i zniecierpliwieni, jeśli nie mają pomocy - mówił Tusk na jednym ze sztabów kryzysowych.

Premier nie bał się upomnieć podwładnych i ludzi odpowiedzialnych za służby. Zrobił to celowo - by stać się, przynajmniej wizerunkowo, rzecznikiem poszkodowanych obywateli. I znów warto dodać - jest premierem, odpowiedzialnym za działanie podległych mu służb.

- Powodzianie mają poczucie, że są osamotnieni. Apeluję do wszystkich urzędników samorządowych, aby byli wśród ludzi. Oni muszą was widzieć, czuć wasz dotyk. Nie może być tak, że w tej sali jest dobry, lepszy nastrój, bo tam ludzi w terenie szlag trafi. I to wymaga jeszcze większej determinacji. Wiem, że niektórzy nie spali przez cztery doby i może to zabrzmi brutalnie, ale to za mało - podkreślał.

Jak pisaliśmy w WP, Donald Tusk polecił ministrom, by ich komunikacja związana z walką z powodzią była konsultowana z Kancelarią Premiera. - Nie ma miejsca na nieprzemyślane wypowiedzi - mówił nam nieoficjalnie jeden z ministrów. Część członków rządu była poirytowana kontrowersyjnym komunikatem ministerstwa klimatu o "pożyczkach dla powodzian". Wicemarszałek Piotr Zgorzelski z PSL mówił nawet o "skandalu" wywołanym przez jego koalicyjną partnerkę z Trzeciej Drogi Paulinę Hennig-Kloskę.

W końcu spór musiał przeciąć - znów - premier. I stwierdził, że żadnych pożyczek dla mieszkańców nie będzie, tylko czysta, finansowa pomoc. A więc dopłaty: 10 tys. pomocy doraźnej i po 100 lub 200 tys. zł na dopłaty do remontów mieszkań lub domów.

- Widać było, że nie ma akceptacji dla rozbieżnych komunikatów czy prognoz, bo ludzie nic z tego nie rozumieją. Myślę, że do tej irytacji dołożyły się komunikaty Ministerstwa Klimatu o pożyczkach. W tej informacji nie było nic złego, ale czas był nieodpowiedni, bo najpierw ludzie muszą wiedzieć o bezzwrotnej pomocy dla nich, a później o pożyczkach dla gmin - mówił nam jeden z wiceministrów.

Mimo to odpowiedzialność za słowa minister Hennig-Kloski poniósł rzecznik resortu, który - jak słyszymy - nie miał wpływu na przekaz swojej przełożonej.

Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
donald tuskrządpowódź
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2302)