Jerzy Buzek dla WP.PL: to byłaby najdotkliwsza unijna sankcja wobec Rosji
- Mamy do czynienia z momentem zwrotnym w historii Europy - stwierdził były premier i były przewodniczący Parlamentu Europejskiego, europoseł Jerzy Buzek w rozmowie z WP.PL - Sytuacja w związku z Ukrainą mobilizuje wszystkie kraje do działań w zakresie bezpieczeństwa energetycznego. Zawsze powtarzam, że najdotkliwszą unijną sankcją wobec Rosji, byłoby nasze uniezależnienie się od rosyjskich dostaw energii - ocenił.
02.04.2014 | aktual.: 02.04.2014 15:07
WP: Sylwia Rost: Wysoka polityczna temperatura panuje nie tylko na wschodzie Europy, ale też w Brukseli. Wczoraj szczyt NATO, dzisiaj Rada Energetyczna Unia Europejska-Stany Zjednoczone.
Jerzy Buzek: Tak. I trzeba utrzymać tę dużą intensywność spotkań i decyzji. Rozmawiałem wczoraj, przed dzisiejszą Radą Energetyczną, ze specjalnym wysłannikiem amerykańskiego rządu ds. energetyki, Carlosem Pascualem, o wzajemnych transatlantyckich relacjach w dziedzinie energetyki i na temat wsparcia Ukrainy.
WP: Do jakich konkluzji Panowie doszliście?
- Amerykanie są świadomi trudnej sytuacji energetycznej, w jakiej znalazła się uzależniona od gazu z Rosji Europa. Pełne otwarcie amerykańskiego rynku na eksport gazu z łupków do Europy zajmie nie dłużej niż 3-4 lata. Te przyszłe dostawy wzmocnią ogromnie nasze bezpieczeństwo energetyczne. Dzisiejsza Rada UE-USA doprecyzuje stanowisko: jak zasilić Ukrainę w gaz z Zachodu (zwłaszcza przez Słowację, ale też przez Polskę i Węgry), jak remontować ukraińskie rurociągi, jak zapewnić gwarancje finansowe na dostawy energii na Ukrainę, jak zwiększyć produkcję energii w tym kraju, a zwłaszcza - jak oszczędzać energię. Gospodarka Ukrainy per capita jest dwa razy mniejsza niż gospodarka polska, a zużywa trzy razy więcej gazu! W tym wszystkim Ukraina wymaga wsparcia i będzie to centralny punkt debaty.
WP: Czy Pana zdaniem Ukrainie może się udać?
- W Brukseli słyszę wiele głosów wątpiących, ale ja mocno w to wierzę. Jest morze problemów. Podstawową bolączką są bardzo wątłe instytucje Państwa, a to podstawa jakiejkolwiek pomocy finansowej. Niezbędny będzie też kapitał zagraniczny, który zagospodarowałby bezrobocie. A to z kolei wymaga gwarancji bezpieczeństwa inwestycji itd., itp. Ale przede wszystkim Ukraina, wspólnie z partnerami z Zachodu, musi określić, w którą stronę zmierza. Jaką ścieżkę rozwoju chciałaby przyjąć. I to muszą być ich suwerenne decyzje. Tak, jak w przypadku surowców energetycznych: stwarzamy możliwości zasilania Ukrainy energią z Zachodu, ale jeśli Ukraińcy wybiorą Wschód, nie będziemy mieć nic przeciwko temu. Chodzi o to, aby mieli alternatywę. Chodzi o to, aby mieli różne źródła, pewność zasilania i możliwie niskie ceny. Zresztą Ukraina jest członkiem Wspólnoty Energetycznej, umożliwiającej takie wsparcie.
WP: Jak działa ta Wspólnota?
- Z inicjatywy Komisji Europejskiej i na zlecenie ministrów ds. energetyki Wspólnoty - której członkami są: Ukraina, Mołdawia, Gruzja oraz sześć państw bałkańskich - przygotowuję właśnie specjalny raport o tym, jak działać w następnej dekadzie. Najprościej mówiąc: rozszerzamy nasz wspólny unijny rynek energii na kraje Wspólnoty, które wdrażają identyczne rozwiązania prawne jak w UE. Stwarzamy warunki do wspierania inwestycji i ułatwiania transportu energii. To poprawia ich - i nasze - bezpieczeństwo dostaw energii oraz daje szansę utrzymania cen w ryzach.
WP: A co z Unią? Co z Polską?
- Bez specjalnego rozgłosu, ale systematycznie, Europa poprawia swoje bezpieczeństwo energetyczne. Zawsze powtarzam, że najdotkliwszą unijną sankcją wobec Rosji, byłoby nasze uniezależnienie się od ich dostaw energii. Od ponad trzech lat, od października 2010 r., mamy Rozporządzenie o Bezpieczeństwie Dostaw Gazu. Zgodnie z nim państwa europejskie będą zasilać się nawzajem gazem, jeśli tylko w razie kryzysu któremukolwiek z nich zabraknie tego paliwa.
Mój zeszłoroczny raport w Parlamencie Europejskim nt. wspólnego rynku energii UE, przyjęty olbrzymią większością głosów, mówi o połączeniach transgranicznych (rurociągach gazowych i liniach elektrycznych) i wzajemnych transferach energii. Sześć miliardów euro w unijnym budżecie mamy zagwarantowane na budowę tych połączeń - dla Polski środki na dwanaście linii przesyłowych do sąsiadów.
Raport o wspólnym rynku energii podkreśla też konieczność wykorzystania rodzimych źródeł energii (chodzi o węgiel czy gaz z łupków) i wdrożenia unijnych rozwiązań w każdym kraju członkowskim - w czym nadal są opóźnienia. Ale sytuacja w związku z Ukrainą mobilizuje wszystkie kraje do działań w tym zakresie.
WP: Mówi Pan głównie o gazie. Ale bezpieczeństwo energetyczne to przecież nie tylko gaz.
- Tak. Ropę naftową możemy importować przez Port Północny w dostatecznej ilości, niezależnie od dostaw ze Wschodu. Przede wszystkim jednak potrzebne jest wytwarzanie prądu elektrycznego. Polska używa w tym celu węgla, ale musi być to oparte na innowacyjnych, czystych technologiach jego wykorzystania. Dlatego już osiem lat temu powstał na Śląsku Klaster Czystych Technologii Węglowych, a potem Centrum kontynuujące nasze działania w klastrze.
Rozpoczęto próbne zgazowanie węgla w kopalni "Wieczorek" i w doświadczalnej kopalni w Mikołowie. Jest gotowy projekt dla Kędzierzyna-Koźla naziemnego zgazowania węgla i równoczesnej produkcji ciepła, prądu i gazu. Żałuję, że w Polsce - kraju, który chce stosować węgiel przez dziesięciolecia - jest tak małe zainteresowanie tymi technologiami, także technologią CCS. Przecież Unia Europejska na wypracowanie tych technologii przeznacza olbrzymie pieniądze!
WP: Polityka klimatyczna Unii Europejskiej jest jednak zagrożeniem dla polskiego węgla...
- Dlatego też w Parlamencie Europejskim wspólnie, wszyscy polscy posłowie, starają się zredukować przesadne unijne ambicje w tym zakresie. Nie chodzi nam przecież o Europę bez węgla, ale o Europę bez emisji. Tym bardziej, że Chińczyków i Hindusów, odpowiedzialnych za niemal połowę światowej emisji CO2, nic od węgla nie odciągnie. Wypracujmy więc niskoemisyjne technologie stosowania tego surowca i zaoferujmy je reszcie świata. To będzie z wielką korzyścią także dla nas. Ochronimy wtedy i węgiel, i klimat. Obecne zaostrzenie polityki klimatycznej jest groźne nie tylko dla węgla ale, moim zdaniem, dla konkurencyjności europejskiej gospodarki.
WP: A wracając do sytuacji na Ukrainie, to chyba nie jest tylko kwestia zagrożenia bezpieczeństwa energetycznego…
- Musimy mieć świadomość, że być może mamy do czynienia z momentem zwrotnym w historii Europy. Dotychczas Unia zwycięsko wychodziła z kryzysów gospodarczych, ale po raz pierwszy zderzyła się z kryzysem politycznym, w tle którego może dojść do konfliktu zbrojnego. Oczywiście jestem przekonany, że do tego nie dojdzie. Nie leży to bowiem w niczyim interesie, również Rosji i oligarchów. Ale atmosfera, jak pani zaznaczyła na początku, jest gorąca. NATO zamroziło wszelkie stosunki cywilne i wojskowe z Rosją. To świadczy o całkowitej reorientacji dotychczasowej polityki wobec Rosji.
Od 1 października szefem NATO zostanie były premier Norwegii Jens Stoltenberg. To z nim we wrześniu 2001 roku podpisywałem część polityczną kontraktu na dostawę gazu. Wiem, że doskonale rozumie on bezpieczeństwo militarne, polityczne, ale i energetyczne. Z dzisiejszej perspektywy widać, jak źle się stało, że kontrakt ten nie został zrealizowany. Oczywiście martwią mnie zdecydowane działania Rosji na rzecz federalizacji Ukrainy. Oznaczałaby ona bezpośrednie wpływy Rosji w regionach wschodnich. Władzę mogliby tam przejąć zwolennicy bliskich więzi z Rosją - kosztem zbliżenia całego kraju z Europą.
WP: Obecna postawa wobec Rosji państw Unii nie jest jednolita?
- Oczywiście mamy do czynienia z partykularnymi interesami poszczególnych państw czy korporacji. Wynika to z szeroko zakrojonej współpracy gospodarczej z Rosją. Niemcy, których gospodarka oparta jest przede wszystkim na eksporcie, ze szczególną ostrożnością podchodzą do wszystkich sankcji gospodarczych. Ale trzeba pamiętać, że rynek krajów Europy Środkowo-Wschodniej, jeśli chodzi o eksport niemieckich produktów, jest trzy razy większy niż rosyjski. Nasze przedsiębiorstwa również prowadzą szeroką wymianę handlową z Rosją i to musimy mieć bardzo poważnie na uwadze.
Nikt nie kwestionuje, że Rosja jest ważnym partnerem gospodarczym, jednak relacje polityczne i gospodarcze z nią powinny być wypracowywane w oparciu o niezależność energetyczną. Warto też, aby kraje Unii na nowo zdefiniowały pojęcie solidarności. W obliczu tego, czego obecnie jesteśmy świadkami, musimy mieć świadomość, że Rosja jest krajem wysokiego ryzyka - nie tylko politycznego, ale również jeśli chodzi o inwestycje.
WP: Co Pan sądzi o coraz częstszych porównaniach aneksji Krymu do tego, co się działo w Kosowie?
- To nieuprawnione porównanie. Uważam, że ci, którzy tak robią, powinni wstydzić się nawet próby takiego porównania. W Kosowie mieliśmy do czynienia z ludobójstwem. To była naturalna reakcja na niewyobrażalne prześladowanie albańskiej mniejszości narodowej. Nie znam żadnego udokumentowanego przypadku, żeby ludność rosyjska na Krymie w jakikolwiek sposób ucierpiała ze strony Ukraińców.
WP: Nie można zapomnieć, że Ukraina w 1994 roku pozbyła się swojego arsenału atomowego w zamian za nienaruszalność granic. To porozumienie zostało zerwane przez Rosję, czy to grozi kryzysem atomowym?
- Nie. Taki scenariusz w ogóle nie wchodzi w grę. Ale to pokazuje, jak nieprzewidywalna jest dzisiaj polityka Rosji.
Jerzy Buzek od 2004 roku jest posłem do Parlamentu Europejskiego. 14 lipca 2009, został wybrany na Przewodniczącego Parlamentu Europejskiego - funkcję sprawował do 17 stycznia 2012 roku. Obecnie jest członkiem Komisji Spraw Zagranicznych oraz Komisji Przemysłu, Badań Naukowych i Energii.