"Miał wyjątkowe inklinacje do nawiązywania kontaktu z kobietami"
"Od początku zauważyłem - twierdził płk Henryk Radomski - że Kukliński ma wyjątkowe inklinacje do nawiązywania kontaktu z kobietami. Powszechnie mówiło się, że Kukliński 'ma wszystko za darmo i nie musi płacić'. Chodziło tu o osobiste jego kontakty z naszą pracownicą, która pracowała w charakterze maszynistki".
Wątpliwe również, aby Ryszard brał udział w innym procederze, który cieszył się dużą popularnością w środowisku polskiej kolonii w Sajgonie. Jak przystało na prawdziwych Polaków, nasi rodacy szybko dostrzegli ekonomiczne możliwości pobytu w Wietnamie. Nawet jeżeli pułkownik nie brał udziału w handlu, to i tak nieźle zarobił na pobycie w Indochinach. Diety płacono bowiem w dolarach, a oficerowie niewiele wydawali. A to już oznaczało poważne oszczędności. "Kukliński pobierał diety w tej samej wysokości co i ja - zeznawała radca w MSW Krystyna Garbowicz. - Uważam, że dysponował on za cały czas pobytu w Sajgonie kwotą około 2 tysięcy dolarów, a może i mniej. Wiem, że zakupił samochód opel rekord za 1800 dolarów. Taki sam samochód nabyłam ja, Wawrzyniak, Kukliński i jeszcze ktoś z członków naszej delegacji. Nadmieniam, że w podaną przeze mnie kwotę zarobionych pieniędzy przez Kuklińskiego 2000 dolarów USA wliczam należność przekazaną z tytułu zamiany klasy pierwszej na turystyczną, w wysokości 400 dolarów".
Jeszcze podczas służby w Kołobrzegu Kuklińskiego zafascynowało żeglarstwo. Udało mu się nabyć zdewastowany kadłub poniemieckiego kutra, który wyremontował i przebudował na jacht. Pływał nim do czasu przeniesienia do Warszawy, ostatecznie sprzedał do Szwecji za niezłe pieniądze. Pasję żeglarską kontynuował również w późniejszych latach - pływał na jeziorach mazurskich, zawsze jednak ciągnęło go na morze. Po powrocie z Wietnamu został komandorem wojskowego klubu żeglarskiego Atol. Wraz z innymi oficerami wypływał na jachcie Legia w rejsy po Bałtyku i Morzu Północnym, zawsze jako kapitan jednostki. Prawdopodobnie wyprawy te finansował polski wywiad, a załoga wykonywała zadania szpiegowskie. "Podczas kilkudniowego postoju w Hamburgu - wspominał uczestnik rejsu, późniejszy generał Mieczysław Dachowski - załoga pod pretekstem turystycznych wycieczek wyszukiwała i opisywała miejsca najbardziej przydatne do prowadzenia operacji militarnych w rejonie Hamburga. Z pokładu jachtu za pomocą precyzyjnej echosondy dokonano
dokładnych pomiarów głębokości przepraw wodnych na Łabie. Dodatkowo zdokumentowano rejon Helgolandu i znajdującego się tam ośrodka radarowego NATO".
Zorganizowano kilka takich wypraw, a centrala w Warszawie była bardzo zadowolona z dostarczonych materiałów. W 1975 r. zakazano jednak tych rejsów, bo podobno obawiano się, że zachodnie służby zorientowały się w szpiegowskim procederze. Kuklińskiemu udało się jednak wypłynąć jeszcze kilka razy, tym razem już zupełnie prywatnie. Paradoksalne, że pułkownik, wykonując zadania szpiegowskie dla polskiego wywiadu, nawiązał kontakt z CIA. I wykorzystywał następne rejsy do odbywania kolejnych spotkań z Amerykanami... - czytamy w "Szpiegach PRL".
Na zdjęciu: Ryszard Kukliński z żoną i starszym synem Waldemarem.