Nieznana kochanka Hitlera. "Nic piękniejszego niż wychować sobie młode dziewczę - osiemnasto-, dwudziestoletnie, podatne jak wosk. Mężczyzna musi mieć możliwość odciśnięcia na każdej dziewczynie swojej pieczęci"
Maria Reiter urodziła się 23 grudnia 1909 r. w Berchtesgaden. Jej ojciec, z zawodu krawiec, należał do założycieli lokalnej komórki SPD. Matka prowadziła sklep odzieżowy na parterze hotelu "Deutsches Haus" - tego samego, w którym Hitler wynajmował pokój jesienią 1926 r. Zmarła kilka tygodni przed pierwszym spotkaniem Marii Reiter z Hitlerem. Sklep przejęła starsza siostra Marii, ona sama zaś pomagała sprzedawać. Hitler najpierw długo przyglądał się blondwłosej, niebieskookiej dziewczynie, zanim się jej przedstawił. Do nawiązania znajomości posłużyła mu rozmowa o psach, które oboje wyprowadzali w parku zdrojowym w Berchtesgaden. "Owczarki są wierne i towarzyskie", miał rzec Hitler. "Bez tego psa nie wyobrażam już sobie życia. Czy pani ma podobne odczucia?".
Maria Reiterówna miała wtedy 16 lat, Hitler zaś 37. Jego ojciec też miał słabość do kobiet znacznie młodszych. Późniejszy "Fuehrer" i kanclerz Rzeszy nie robił żadnej tajemnicy ze swoich upodobań: "Nic piękniejszego niż wychować sobie młode dziewczę - osiemnasto-, dwudziestoletnie, podatne jak wosk. Mężczyzna musi mieć możliwość odciśnięcia na każdej dziewczynie swojej pieczęci. Bo też kobieta niczego innego nie pragnie!". Mówiąc to, Hitler najwyraźniej usiłował zracjonalizować swój problem z rówieśnicami, które reprezentując wysoki poziom intelektualny, odnosiły się do niego bez skrępowania i dawały mu do zrozumienia, że dostrzegają sztuczność jego szarmanckich póz. Tego rodzaju konfrontacje boleśnie trafiały w jego poczucie niższości.
Wobec "Mimi", "Mizzi" czy też "Mitzerl", jak nazywał wkrótce swoją nową znajomą, mógł odgrywać rolę dominującego, starszego przyjaciela. Starając się o jej względy, zaprosił Marię i jej siostrę na zebranie NSDAP w hotelu "Deutsches Haus", a na późniejszym kameralnym spotkaniu poświęcał jej całą swoją uwagę. Na rozdrażnione nieco pytanie obecnej tam siostry właściciela hotelu, dlaczego właściwie nie jest żonaty, Hitler odrzekł, że najpierw musi "ocalić niemiecki naród, złożony chorobą", przy czym - jak wspomina Maria Reiter - dotknął swoim kolanem jej nogę, a butem mocno przydepnął jej palce u stóp. Po tej niezbyt czułej formie zbliżenia nastąpiła później kolejna, gdy Hitler w mieszkaniu jej siostry stanął przed Marią, spojrzał na nią przenikliwym wzrokiem i spytał: "Czy zechce pani dać mi całusa na pożegnanie?". Gdy dziewczyna zareagowała odmową - "Nigdy jeszcze nie całowałam mężczyzny. Nie mogę pana pocałować (...)!" - zachowanie Hitlera momentalnie się zmieniło: "Jego usta zrobiły się nagle wąskie, a wzrok
stracił ciepło, które miał w sobie chwilę wcześniej".
Za tym, że opisywana historia rzeczywiście mogła mieć taki przebieg, mogłyby przemawiać słowa Henriette Hoffmann, córki fotografa Heinricha Hoffmanna, która później wyszła za reichsjugendfuehrera Baldura von Schiracha, przywódcę nazistowskiej organizacji młodzieżowej. Opisała ona bowiem podobne zajście, w którym Hitler, przebywając wieczorem w mieszkaniu jej ojca, znienacka usiłował się do niej zbliżyć: "Pan Hitler miał na sobie angielski prochowiec, a w ręku trzymał swój szary welurowy kapelusz. I nagle powiedział coś, co zupełnie do niego nie pasowało, a powiedział to zupełnie poważnie: 'Czy nie zechce mnie pani pocałować?'". Również Henriette Hoffmannówna nie miała ochoty spełnić tego życzenia: "Nie, proszę, naprawdę nie, panie Hitler, ja po prostu nie mogę!". Reakcja Hitlera: "Nie rzekł już więcej ani słowa, postukał się pejczem w otwartą dłoń i wolno zszedł po schodach do drzwi wejściowych".