"Nie widać w nim pociągu do elementu żeńskiego". Traktował kobiety szarmancko, na powitanie całował w dłoń i wdawał się w rozmowy o polityce
Jeśli już, to częściej widywany był podówczas w towarzystwie kobiet reprezentujących typ "opiekuńczej starszej przyjaciółki": Hermine Hoffmannowej, Helene Bechsteinowej i Elsy Bruckmannowej, które brały ambitnego, lecz wciąż niezaradnego i zagubionego młodego polityka pod swoje skrzydła. Między tymi "mamusiami Hitlera" trwała pewna rywalizacja o względy podopiecznego. Jak sam wspominał w marcu 1942 r., zdarzyło się kiedyś, że Bruckmannowa dostrzegła spojrzenie rzucone Hitlerowi na odchodnym przez pewną damę z eleganckich sfer Monachium - i odtąd nie zapraszano jej do salonu Bruckmannów razem z Hitlerem. "Była bardzo ładna, i ja też pewnie byłem dla niej interesujący, ale nic poza tym!". Z kolei Helene Bechstein była tak zapatrzona w Hitlera, że najchętniej widziałaby go u boku swojej jedynej córki Lotte. "Nie umiał całować!" - tak dziedziczka fortuny Bechsteinów, młodsza od Hitlera o 15 lat, odpowiedziała później na pytanie, dlaczego ich związek nie doszedł do skutku.
Do kategorii "opiekuńczych starszych przyjaciółek" zaliczała się też w pewnej mierze Winifred Wagner (na zdjęciu), mimo iż była od Hitlera o osiem lat młodsza. Pod wpływem przeczytanej biografii Mussoliniego zastanawiała się w listopadzie 1926 r., co właściwie łączy ją z podziwianym przyjacielem. Napisała do znajomej, że mężczyznom "powołanym na tak wysokie stanowiska" grozi "całkowite wewnętrzne osamotnienie", jako że z racji spełnianej misji stoją oni "ponad wszystkimi innymi, a przez to poza innymi". Stąd, snuła myśl Winifred, przebywanie z istotą płci żeńskiej jest "jedynym pomostem i jedynym sposobem kontaktu z resztą ludzkości", mającym "niezmierne znaczenie" dla takich mężczyzn, gdyż ich charakter uformowany jest "prawie wyłącznie" przez matkę. I dlatego zarówno u Mussoliniego, jak i u Hitlera występuje w stosunku do kobiet podświadoma "tęsknota za nieżyjącą matką". Winifred Wagner zdawała sobie sprawę, jak dużą rolę odgrywała w życiu swojego syna Klara Hitler i jak wielką stratą była dla niego jej
wczesna śmierć. Próbowała więc być dla niego matką zastępczą, choć "Wolf" budził w niej uczucia chyba nie tylko matczyne.
Leybold, dyrektor więzienia w Landsbergu, zauważył w 1924 r., że Hitler, będący kawalerem, znosi pozbawienie wolności lżej niż współwięźniowie. "Nie widać w nim pociągu do elementu żeńskiego. Do kobiet, z którymi styka się tutaj w trakcie odwiedzin, odnosi się z wielką uprzejmością, ale nie wdaje się z nimi w poważne rozmowy o polityce". Istotnie, Hitler zawsze traktował kobiety nadzwyczaj szarmancko, na powitanie - zgodnie z dawną szkołą savoir-vivre'u - całował w dłoń, a swojemu głosowi nadawał miękką i przymilną barwę. Ci, którzy znali go tylko jako wrzeszczącego, dziko gestykulującego mówcę na trybunie, bywali często zaskoczeni jego osobistym urokiem w sytuacjach prywatnych. Przy tym - co trafnie spostrzegł Leybold - Hitler nie lubił, żeby kobiety wtrącały mu się do spraw politycznych. Jak utrzymywał lata później podczas obiadu w Wilczym Szańcu, doświadczenia historyczne "jednoznacznie dowodzą", że "kobieta - choćby nie wiem jak inteligentna - działając na niwie politycznej, nie umie oddzielić spraw
rozumu od spraw uczucia".