Setki tysięcy polskich prostytutek
"Prostytutka stała się na wiek cały filarem moralności społecznej, niemal urzędnikiem państwowym" - podkreślał Tadeusz Boy-Żeleński (piewca obyczajowego wyzwolenia w Polsce). W polskich miastach pracowały dziesiątki, a może i setki tysięcy z nich. Z tego olbrzymia część - w samej Warszawie.
Najodważniejsze statystyki wskazywały, że nawet co trzecia kobieta w stolicy w wieku od dwudziestu do trzydziestu pięciu lat para się prostytucją.
Świat został podzielony pomiędzy cnotliwe i nietknięte narzeczone, z którymi mężczyźni spędzali popołudnia, oraz na kobiety upadłe, w których ramionach mijały im wieczory. Te drugie nie mogły liczyć nawet na status pełnoprawnych istot ludzkich. Uczestnicy ankiety z 1903 roku podkreślali, że czują "wstręt do kobiet sprzedajnych i publicznych". Widzieli w nich ni mniej, ni więcej, tylko "wrzód społeczny".
Jednocześnie przyznawali, że jak niemal każdy, korzystają z ich usług. Powstało przekonanie, że "pewne grupy ludzi, pozbawione są wszelkich praw ludzkich i niewarte żadnych względów, a żyją tylko dla użytku, rozrywki lub wygody ludzi uprzywilejowanych". Na masową skalę przyjęto zasadę "podwójnej moralności". Zjawisko to dzisiaj często tłumaczy się po prostu jako bezczelną dwulicowość XIX-wiecznych mężczyzn. Miałyby pod nią podchodzić wszystkie ukrywane przed partnerkami zabawy w burdelach i związki pozamałżeńskie. W rzeczywistości niewiele ukrywano i wcale nie o to chodziło.
"Podwójna moralność" polegała na przyjęciu przez społeczeństwo zupełnie różnych oczekiwań wobec kobiet i wobec mężczyzn. Tym drugim wolno było bezkarnie prowadzić życie seksualne przed i poza małżeństwem. Panny i mężatki miały z kolei być bezwzględnie cnotliwe i wierne.
Na zdjęciu" fotografia z czasopisma erotycznego "Amorek", 1924 r.