Żukowska z "reprymendą". Koalicja chce, by sprawa wulgarnego wpisu ucichła
Anna Maria Żukowska dostała "reprymendę" od liderów Nowej Lewicy za wulgarne słowo użyte wobec marszałka Sejmu Szymona Hołowni. Nie straci jednak funkcji szefowej klubu parlamentarnego Lewicy - wynika z informacji WP.
11.03.2024 | aktual.: 13.03.2024 13:31
- Anka napisała to, co myśli wiele osób w naszym klubie - twierdzi jedna z czołowych przedstawicielek tej formacji. Są jednak opinie, że Żukowska mogła "przeszarżować" i "zaszkodzić sprawie".
"Tak myślą kobiety"
- Emocje: tak, słowa: nie - tak jeden z liderów lewicy komentuje wpis Anny Marii Żukowskiej na portalu X. W sobotę wieczorem szefowa klubu parlamentarnego Lewicy napisała publicznie do Szymona Hołowni, żeby "wypier***ł". Pod jednym z komentarzy potwierdziła, że każe "wypier***ć" liderowi Polski 2050 w imieniu całego klubu.
- Anka napisała to w imieniu ludzi, którzy tak po prostu myślą w kontekście prawa do aborcji. Kluczowy tu jest właśnie kontekst. To jest emocja kobiet, również w naszej formacji. Tak właśnie oceniamy działania marszałka Hołowni, a Anka to nazwała. Hołownia też wyzywał nas od kłamców, przy okazji samemu kłamiąc. Trudno zachować wobec tego kamienną twarz i udawać, że deszcz pada - mówi jeden z czołowych polityków Nowej Lewicy.
Inny dodaje: - Anka nie straci funkcji w klubie, bo niby za co? Że powiedziała prawdę?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kolejni nasi rozmówcy podkreślają, że Żukowska bierze sama za ten wpis odpowiedzialność i odbije się to przede wszystkim na jej wizerunku. - Ona lubi prowokować, zwracać uwagę na ważne dla niej problemy w osobliwy sposób. "Triggeruje" innych, robi to świadomie. Teraz to był level hard, dlatego dostała "reprymendę", rozmawiała z liderami Nowej Lewicy - twierdzi jeden z przedstawicieli tej formacji.
Oficjalnie posłanki i posłowie Nowej Lewicy próbują ze zrozumieniem tłumaczyć Żukowską. Nie pochwalają jej słów, ale też nie odcinają się od niej.
- Te same słowa, niecenzuralne, również mnie cisną się na usta po tym, co zrobił Szymon Hołownia. Ale wiem, że wypowiadanie takich słów publicznie nie pomoże sprawie. Szefowa klubu nie powinna była używać tego typu słów publicznie - uważa Robert Biedroń.
W rozmowie z Onetem polityk przyznał, że "on sam by tak nie powiedział," ale twierdzi, że to "dziś realna emocja społeczna". - Tak uważają kobiety - zaznaczył.
Czarzasty: Każdy bierze odpowiedzialność za swoje słowa
Czy szefowa klubu parlamentarnego Lewicy ustalała treść swojego kontrowersyjnego wpisu z innymi? Czy uprzedzała o tym, że zamierza publicznie obrazić Hołownię? - U nas nie ma obowiązku konsultowania wpisów. Każdy bierze odpowiedzialność za swoje słowa - przekazał nam Włodzimierz Czarzasty.
Politycy młodszego pokolenia komentują, że "Anka mogła trafić i do kobiet, i do ich facetów, którzy wcześniej nawet nie pomyśleliby, że mogliby się z nią zgodzić". - Wielu mogła zaimponować. Że się nie pieści w sporze i jedzie krótko z gwiazdorem Sejmflixa. Ja bym takich jaj nie miał, ale ona się na to zdobyła. Może krótkofalowo straci, ale w dłuższej perspektywie zostanie zapamiętana jako ta, która nazwała sprawy po imieniu - twierdzi nasz rozmówca.
Inny tłumaczy: - Świat się zmienia, zwyczaje, język i poprawność polityczna też. Pewnie to, co napisała Żukowska, wielu ubodło, ale 90 proc. kobiet stanie za nią. To świat social mediów, on inaczej funkcjonuje.
Poseł Lewicy: - Anka napisała tak raz, drugi raz już nie napisze.
- Jest pan pewny?
- Nie. Ona jest nieprzewidywalna - śmieje się nasz rozmówca.
Posłanka: - Anka jest prowokatorką, to jest jej polityka. Tak ją rozumie i tak ją robi. Ale nie wiem, czy tak powinna zachowywać się szefowa poważnego klubu parlamentarnego.
Hołownia rozsierdził Lewicę
Marszałek Sejmu i lider Polski 2050 od kilkunastu dni jest na politycznym celowniku Lewicy (i nie tylko). Powód? Jego decyzja o tym, by Sejm zajął się projektami ustaw liberalizujących obecne prawo dotyczące aborcji po wyborach samorządowych. A także język, w jakim tłumaczy swoje argumenty. To właśnie przekaz Hołowni tak rozsierdził Annę Marię Żukowską.
- Musimy powiedzieć sobie, o co tak naprawdę walczymy, zanim pozabijamy się z tym krzykiem na ustach - że walczymy o czyjeś życie. Może jednak wypadałoby zrobić te rzeczy, na które się umówiliśmy z ludźmi, którzy nas poparli, a jest ich mnóstwo - stwierdził Szymon Hołownia na spotkaniu z wyborcami w Tychach.
Jednocześnie zaapelował o "spokojną dyskusję". - Mamy naprawdę świetny plan, mnóstwo rzeczy do zrobienia, mamy głębokie przekonania i wszyscy jesteśmy dobrymi ludźmi. Jednej rzeczy nam trzeba, a może dwóch: po pierwsze spokoju, a po drugie cierpliwości - ocenił lider Polski 2050.
Po tym stwierdzeniu szefowa klubu parlamentarnego Lewicy nie wytrzymała. "Wypier***j z tym spokojem" - napisała do Hołowni w mediach społecznościowych. Na uwagę jednego z internautów, że posłance nie wypada używać takiego języka, zapytała: "A wypada blokować ustawy o prawach kobiet?".
Marszałek Hołownia nie zareagował na wulgarny wpis Żukowskiej. Wcześniej na spotkaniu z wyborcami przekonywał: - Musimy ze sobą rozmawiać. Nie możemy się na siebie drzeć, nie możemy się okładać, nie możemy pokazywać sobie środkowego palca. Nie możemy być wobec siebie agresywni i źli, bo w przeciwnym razie wszystko się rozpadnie.
Niektórzy w Platformie po cichu wspierają decyzję Hołowni
Czy Hołownia miał na myśli koalicję? Rozmówcy z wszystkich partii tworzących rząd przekonują, że o jego rozpadzie nie ma mowy. Mimo różnic w kluczowych sprawach i ostrych słowach, które padają publicznie. - My nie chcemy w tej pyskówce uczestniczyć - mówi nam jedna z posłanek Koalicji Obywatelskiej.
Niemniej przedstawicielki Nowej Lewicy i partii Razem - parlamentarzystki i działaczki -są wściekłe na Szymona Hołownię i Trzecią Drogę.
Jak mówią, za to, że "Hołownia z ludowcami grają życiem i zdrowiem kobiet ze względu na własny wyborczy interes". I za to, że marszałek Sejmu jednoosobowo, "arogancko i bezczelnie", decyduje o tym, "co jest ważne dla Polaków, a co nie jest".
- Co to jest za demokracja, skoro ten człowiek działa w Sejmie jak monarcha absolutny? - dziwi się rozmówczyni z Lewicy.
Jedna z posłanek dodaje: - On już myśli, że jest prezydentem. Bo tak dokładnie się zachowuje: wszyscy chcą uchwalić prawo ważne dla milionów obywateli, a on sam jedną decyzją podcina im skrzydła.
Niektóre polityczki wskazują na "hipokryzję" Szymona Hołowni. Przypominają wtedy jego wypowiedź sprzed kilkunastu dni. - Bazowy plan jest taki, że wszystkie projekty będą rozpatrzone na najbliższym posiedzeniu Sejmu i powstanie wspólne sprawozdanie. Nie ma nikogo, komu zależałoby, by z tą procedurą zwlekać - mówił o projektach dotyczących prawa do aborcji marszałek. Zmienił jednak zdanie.
"Umowa koalicyjna jest nietykalna"
Przypomnijmy, Hołownia jest dziś marszałkiem "rotacyjnym", a w przyszłym roku - zgodnie z umową koalicyjną - zastąpi go Włodzimierz Czarzasty z Nowej Lewicy.
- Nie będziemy chwiać rządem, umowa koalicyjna jest nietykalna - ucina jeden z rozmówców.
W Platformie Obywatelskiej są tacy, którzy uważają, że Hołownia ma rację - i z procedowaniem projektów liberalizacyjnych nie należy się spieszyć. - Dobrze, że zajmiemy się tym po pierwszej turze wyborów - mówi jeden z platformianych konserwatystów.
Szymon Hołownia starał się w Sejmie tłumaczyć swoje racje. - Mam poczucie odpowiedzialności za to, żeby pewne ważne rzeczy nie działy się w samym środku politycznego młynka, żeby miały szansę choćby przejść do drugiego czytania i być spokojnie procedowane, a nie żebyśmy mieli sytuację, w której lewica odrzuci projekt prawicy, prawica odrzuci projekt lewicy i zostaniemy z niczym. To byłby najgorszy scenariusz dla nas wszystkich - powiedział dziennikarzom.
O tym, jakie napięcia wywołuje w koalicji prawo do aborcji, pisaliśmy niedawno w Wirtualnej Polsce.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl