Krok w przepaść
Trzeci dzień to bardzo strome podejścia. Pogoda zapowiadała się dobrze, ale na szczytach gór zalegała gęsta mgła. Wiał silny wiatr. Łamał gałęzie i zrywał instalację elektryczną. W hotelu, w którym zatrzymali się instruktorzy, wieczorem nie było prądu. Odpadają już po jednym. Ci, którzy poprzedniego dnia wydawali się słabi, odzyskali siły - doszli w czołówce. "Maratończyk" wychodzi ostatni, a dochodzi pierwszy. Chyba nic go już nie zatrzyma.