Żołnierze w Afganistanie: zajęliśmy się pracą u podstaw
Szef polskiego Zespołu Odbudowy Prowincji (PRT), ppłk. Robert Pierzchała w rozmowie z Wirtualną Polską opowiada o tym, co żołnierze robią w wolnym czasie, jak znoszą rozłąkę z rodziną i jak są odbierani przez społeczeństwo afgańskie.
22.12.2008 | aktual.: 28.12.2008 00:07
WP: Sylwia Mróz: Dostęp do wody pitnej, brak odpowiedniej infrastruktury – z jakimi jeszcze problemami borykają się mieszkańcy Afganistanu?
Ppłk. Robert Pierzchała: Sytuacja jest tu naprawdę trudna. Afgańczycy żyją w surowych warunkach klimatycznych i socjalnych. Brakuje im nie tylko wody pitnej i dróg. Bardzo słabo rozwinięta jest też opieka zdrowotna, system szkolnictwa. Praktycznie nie funkcjonuje tu system elektryfikacyjny. Tak naprawdę wiele jest tu do zrobienia, niemal w każdej dziedzinie życia.
WP: W przypadku jakich dziedzin życia nasi żołnierze pomagają społeczności afgańskiej?
- Tak jak wspominałem potrzeby są naprawdę duże. My, postępując zgodnie z wytycznymi MSZ, które finansuje nasze projekty, staramy się w pierwszej kolejności poprawiać sytuację w kluczowych obszarach życia codziennego. Kierujemy się Milenijnymi Celami Rozwoju przyjętymi przez ONZ, narodowym planem rozwoju Afganistanu opracowanym w Kabulu i kilkoma innymi dokumentami. Naszym podstawowym priorytetem jest pomoc tym, którzy najbardziej tego potrzebują. Dlatego przede wszystkim wspieramy rozwój edukacyjny i zdrowotny. Równie ważny jest dostęp do wody pitnej i elektryczności. W dalszej kolejności rozwój infrastruktury zwłaszcza drogowej, który warunkuje ogólny rozwój ekonomiczny i społeczny prowincji i całego kraju.
WP: Na czym polega projekt wspierania władz lokalnych?
- Jednym z podstawowych zadań kierowanego przeze mnie zespołu jest wspieranie władz lokalnych. Dlatego właśnie oprócz żołnierzy w jego składzie są też cywilni specjaliści, np. inżynier, specjalista ds. administracji, edukacji, kulturoznawstwa, kontaktów z mediami lokalnymi. Nasza rola polega m.in. na doradzaniu już funkcjonującej administracji w jaki sposób mogą działać bardziej skutecznie. Swoimi działaniami inspirujemy reprezentantów władz ze szczebla prowincji, dystryktu czy danej wioski do podejmowania własnych inicjatyw. Wśród pomysłów realizowanych przez PRT są nie tylko te typowo budowlane, ale również szkolenia merytoryczne z różnych dziedzin. Wszystkie nasze działania wpisują się nie tylko w „Milenijne Cele Rozwoju”, ale też w narodowy program rozwoju Afganistanu opracowany przez władze centralne kraju.
WP: Wieczór 11 listopada. W Polsce wszystkie serwisy informacyjne przekazują wiadomości na temat obchodów 90. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości, a na Państwa stronie można przeczytać, że w bazie został zorganizowany wieczór karaoke. Jak poza karaoke świętowano odzyskanie niepodległości w bazie wojska polskiego w Afganistanie?
- Konkurs karaoke był ostatnim, nieoficjalnym akcentem obchodów Narodowego Święta Niepodległości. Wcześniej, podobnie jak odbywa się to w kraju, w bazie odbył się uroczysty apel. Wśród zaproszonych gości byli m.in. przedstawiciele władz lokalnych, członkowie parlamentu afgańskiego, dowództwo naszego kontyngentu oraz koalicjanci.
WP: Jak żołnierze spędzają wolny czas?
- Prawdę mówiąc pracy na misji jest tak dużo, że tego wolnego czasu nie ma zbyt wiele. Ale w ramach relaksu zawsze można pójść do klubu żołnierskiego, pobiegać po bazie czy poćwiczyć na siłowni. Jest miejsce, gdzie można wypożyczyć książkę lub film. Ale tak naprawdę każdy ma swój sposób na spędzanie wolnego czasu. WP: Zarzuty Internautów w stosunku do polskich żołnierzy w Afganistanie są następujące: nieskuteczni, angażują się w konflikty, które nas bezpośrednio nie dotyczą. Jak mógłby Pan skomentować tego typu zarzuty?
- Każdy ma prawo do własnego zdania, ale najczęściej krytycznie o naszym zaangażowaniu wypowiadają się ci, którzy nie orientują się w sytuacji. Misje, w których także my bierzemy udział, są współczesną formą utrzymywania stabilności w świecie. Musimy zdawać sobie sprawę, że w XXI wieku obrona naszych granic i niepodległości wygląda inaczej niż kilkadziesiąt lat temu. Dziś w dobie globalizacji właśnie pomoc Afganistanowi stanowi nasz wkład w stabilność i bezpieczeństwo naszego kraju. To czy jesteśmy skuteczni w tym co robimy jest oczywiście, jak każda ocena, kwestią subiektywną. W mojej ocenie jesteśmy skuteczni, o czym świadczy fakt, że udało się nam tu, w trudnych warunkach zrealizować kilkanaście projektów. Sami Afgańczycy zaufali nam i proszą o pomoc. To, co dla nich robimy spotyka się z uznaniem także międzynarodowym. Z tego punktu widzenia jest mi przykro, że ludzie w Polsce nie potrafią docenić tego, co z dala od kraju dokonują polscy żołnierze. Czasem trudno mi zrozumieć skąd w ludziach taki pęd do
krytykowania i wyśmiewania wszystkiego, przy jednoczesnym zachowaniu bierności we własnym działaniu. Nie dotyczy to zresztą tylko naszego udziału w misji afgańskiej. Osobiście żałuję, że taka jest postawa dużej części Internautów.
WP: * W jaki sposób polscy żołnierze przyczyniają się do rozwoju prowincji?*
- Robimy to na kilku płaszczyznach. Jedną z nich jest realizacja projektów inspirowanych i sugerowanych przez samych Afgańczyków. Zanim podejmujemy decyzję o realizacji danej inwestycji przeprowadzamy rekonesans w terenie, gdzie mamy coś zbudować lub wyremontować. Słuchamy opinii inżynierów afgańskich, czy starszego wioski, a więc tych osób, które na danym terenie mają głos decydujący.
Inny obszar do działalność doradcza. Nasi eksperci biorą udział w posiedzeniach rady prowincji, spotykają się z dyrektorami departamentów. Być może wydaje się to mało widowiskowe, ale taka praca „u podstaw” powoli zaczyna przynosić efekty. Oprócz namacalnych i widocznych efektów naszej obecności, jakimi są wybudowane szkoły, mosty czy drogi, są to też działania doradcze. To one pozwalają realizować projekty, bowiem uczymy Afgańczyków jak w sposób właściwy przygotować projekt.
Najważniejszą kwestią pozostaje sprawa bezpieczeństwa w prowincji, opierająca się na codziennych patrolach i obecności naszych żołnierzy na terenie prowincji.
WP: Jak wygląda dzień polskiego żołnierza w Afganistanie?
- Nie ma prostej recepty na to, by powiedzieć, jak wygląda dzień polskiego żołnierza. Wszystko zależy od tego, w jakim pododdziale służy. Tak samo jest w kierowanym przeze mnie Prowincjonalnym Zespole Odbudowy. Choć w teorii dni są do siebie podobne, to w praktyce tak nie jest. Każdego dnia mamy kilka spotkań z przedstawicielami lokalnych władz i miejscowych społeczności. Do tego dochodzą wyjazdy w miejsca, gdzie realizujemy nasze projekty pomocowe. Dlatego trudno odpowiedzieć jak wygląda typowy dzień żołnierza na misji.
WP: W jakich warunkach żołnierze pełnią służbę?
- Warunki, w jakich przyszło nam pełnić misję nie są ani spartańskie, ani luksusowe. Trudno określić je w sposób, który osobie nie będącej na misji pozwoliłby właściwie ocenić te warunki. Zależnie od bazy docelowej żołnierze mieszkają w kontenerach mieszkalnych, drewnianych B-hutach i namiotach. Korzystamy z pryszniców umieszczonych w kontenerach sanitarnych. Jemy w polowych stołówkach. Ale takie są właśnie realia misji i dla każdego, kto ma takie doświadczenia, są to warunki akceptowalne.
WP: * Z przesłanych nam przez Zespół Odbudowy Prowincji materiałów dowiadujemy się o zrealizowanym projekcie budowy sierocińca. Skąd wziął się ten pomysł?*
- Tak naprawdę nie był to pomysł budowy sierocińca, a jedynie remontu już istniejącej placówki. Pomysłodawczynią tego przedsięwzięcia była kpt. Agnieszka Dolatowska z poprzedniej zmiany polskiego PRT. To głównie dzięki jej zaangażowaniu oraz wsparciu, jakiego udzielił jej inż. Lech Martinka w sierocińcu udało się zrealizować aż dwa projekty. Jednym był remont budynków, w tym wymiana okien, drzwi, malowanie pomieszczeń, remont łazienek. Drugi projekt to dostarczenie dzieciom nowych łóżek, piecyków, ławek, krzeseł i pomocy szkolnych. Była to cenna pomoc, bowiem w placówce na stałe mieszka ponad 100 dzieci.
Ogólnie wspieranie działań polepszających sytuację dzieci jest jednym z głównych punktów programu „Milenijnych Celów Rozwoju” określonych przez ONZ nie tylko dla Afganistanu. My, jako PRT, działamy zgodnie z założeniami tego programu. Ponadto kierujemy się też zapisami narodowego programu rozwoju, opracowanymi przez władze Afganistanu. Ale niezależnie od wszystkich regulacji zawsze staramy się pomagać tym, którzy takiej pomocy potrzebują. A dzieci są niewątpliwie taką grupą. WP: * Jaki był odzew na projekty pomocowe ze strony społeczeństwa afgańskiego?*
- Pomysł remontu sierocińca pochodził od samych Afgańczyków. My pomogliśmy im to zrealizować. Ale bardzo miłym akcentem dla nas była decyzja dzieci mieszkających w tym sierocińcu. Wyrażając swoją wdzięczność dzieci zdecydowały, że od tej pory ich placówka będzie nosiła imię Agnes House – na pamiątkę kapitan Agnieszki Dolatowskiej.
WP: * Jakie inicjatywy poza budową sierocińca udało się przeprowadzić polskim żołnierzom?*
- W obecnej chwili możemy pochwalić się 20 zrealizowanymi projektami, w tym 17 z nich przeprowadziło nasze PRT. Wśród nich warto wymienić m.in. mostek wybudowany w dystrykcie Jaghatu, wydrążenie 30 studni w obozie uchodźców, gdzie mieszka ok. 6000 ludzi, remont zaplecza socjalnego w Governor Guest House, wybudowanie 120 metrów drogi w centrum miasta Ghazni, oddanie do użytku kilku placów zabaw, dostarczenie wyposażenia i pomocy dydaktycznych do sześciu szkół w prowincji Ghazni. Ostatnie finalizowane kontrakty objęły dostarczenie specjalistycznego sprzętu do rozgłośni radiowej oraz remont oddziału położniczego w szpitalu w Ghazni powiązany z zakupem nowego generatora dla szpitala. Dodatkowo dzięki pomocy fundacji „Bezpieczeństwo dla pacjentów”, która przekazała wojsku fotel ginekologiczny, sterylizator i łóżko specjalistyczne mieliśmy możliwość doposażyć wyremontowany oddział.
WP: Czy dzięki tym inicjatywom żołnierzom udało się zbliżyć do społeczności afgańskiej?
- Jako PRT z samego założenia jesteśmy po to, by wspierać władze afgańskie w ich staraniach na rzecz odbudowy i stabilizacji sytuacji wewnętrznej w prowincji. Dlatego mamy regularny kontakt z gubernatorem prowincji, dyrektorami poszczególnych departamentów i przedstawicielami najważniejszych instytucji działających w Ghazni. Dla przykładu regularnie uczestniczymy w posiedzeniach Rady Prowincji, jako goście i obserwatorzy. Podobnie dzieje się w terenie, gdzie polscy żołnierze biorą udział w spotkaniach szur, czyli posiedzeniach lokalnej starszyzny. Nasi żołnierze angażują się również w szkolenie pododdziałów Narodowej Armii Afgańskiej (ANA). Dzięki temu na różnych szczeblach władzy dochodzi do ścisłego i partnerskiego współdziałania z Afgańczykami.
WP: Czy był Pan w innym rejonie konfliktu zbrojnego?
- Tak. Dwukrotnie brałem udział w misji irackiej.
WP: * Czy żołnierze już się nie boją się o swoje życie?*
- Nie mogę i nie chcę wypowiadać się za wszystkich żołnierzy, bo poczucie obawy o własne życie jest sprawą indywidualną. Ale każdy jadący na misję ma z pewnością świadomość możliwych zagrożeń. Obawa z pewnością towarzyszy nam w czasie misji, ale musimy sobie z tym radzić. Na tym m.in. polega trudność udziału w misji, co często trudno wytłumaczyć osobie, która nigdy nie znalazła się w takiej sytuacji.
WP: Jak żołnierze radzą sobie ze stresem?
- To również sprawa indywidualna. Oczywiście są pewne metody uniwersalne. W składzie kontyngentu zatrudniony jest psychoprofilaktyk. Można też porozmawiać z kolegami. Bardzo pomaga rozmowa telefoniczna z rodziną. Ale tak jak wspominałem, każdy radzi sobie z tym inaczej.
WP: * Jak znoszą rozłąkę z rodziną?*
- Bywa z tym różnie. Ja staram się dzwonić do domu każdego dnia. Każdy żołnierz ma prawo do 10 minut rozmowy dziennie na telefon stacjonarny i cztery minuty na telefon komórkowy. Poza tym do dyspozycji pozostaje internet oraz wszelkiego rodzaju komunikatory internetowe. Ale tęsknota pozostaje, bo żadna technika nie zastąpi bliskości kochanych osób.
Z ppłk. Robertem Pierzchałą, na co dzień służącym w jednostce CIMIC w Kielcach, obecnie Dowódcą Polskiego Zespołu Odbudowy Prowincji (PRT) rozmawiała Sylwia Mróz, Wirtualna Polska