Żołnierz pisze "kocham cię". Tak zaczyna się popularne oszustwo
Co tydzień wysyłała amerykańskiemu żołnierzowi w Iraku 3600 dolarów. Najpierw oczyściła konto z gotówki, potem spieniężyła dom i resztę majątku. Nawet kiedy przyjechali detektywi i policja, nie wierzyła. Oszust? "I tak go kocham".
Przypadek 36-letniej kobiety, mieszkanki podwarszawskiej miejscowości, jest najbardziej dramatyczny w karierze Dariusza Korganowskiego, detektywa rozpracowującego m.in. oszustwa "na żołnierza". Rodzina uwiedzionej kobiety straciła 300 tys. zł. Aby odciąć ją od pieniędzy i komputera, złożyli sądowy wniosek o ubezwłasnowolnienie. Czeka ją terapia z psychologiem. I tak nie wiadomo, czy rozbite na kawałki życie da się jeszcze poskładać.
- Trzymam kciuki, aby ofiara podniosła się z tego doła. Obwinia się, jest zdruzgotana - mówi Dariusz Korganowski, detektyw z Warszawy. - Każdy, kto patrzy na taką sprawę z zewnątrz, powie: puknijcie się w głowę. Jakim cudem te kobiety wysyłają poznanym w internecie mężczyznom kilkaset tysięcy? A jednak oszustwo jest tak perfidnie przeprowadzone, że celnie wytypowana ofiara zapłaci - dodaje.
Piękna kobieta wieczorową porą w Internecie
Bożena, lat 40, atrakcyjna brunetka w sukience przed kolano. Prowadzi w Warszawie trzy biznesy restauracyjne. Chris wypatrzył ją na Facebooku. Może dlatego, że wrzuciła zdjęcie z kieliszkiem wina i laptopem na kolanach z dopiskiem "fajny wieczór". Było też selfie: ona, mercedes i torby zakupów z butiku. A może po prostu Chris napisał do tysiąca takich Bożen w Europie i tylko ona mu odpisała.
"Co tak piękna kobieta, jak ty, robi o tej porze w Internecie?", zagaił przez Messengera.
- Odpisałam, że pracuję, bo praca nie może beze mnie żyć. Potem zaczął się flirt. Trafił mnie w najczulszy punt. Byłam po rozwodzie, kolejne samotne wieczory. Znacie to - opowiada rozmówczyni WP.
Chris chwycił ofiarę niczym pitbull. Kiedy wstawała do pracy, w komunikatorze czekała już porcja wiadomości. Serduszka, komplementy, zdjęcia Chrisa z akcji wojskowej w Syrii. Przedstawił się jako wdowiec z Kalifornii. Wysłał zdjęcie w mundurze galowym. "Która to już wojna? Irak, Afganistan, Syria. Nie mam nawet do kogo wracać. Ty masz dwie córki, jesteś cudowna, wiesz" - zwierzał się żołnierz.
Wiele razy chciała nacisnąć słuchawkę internetowego połączenia. Pogadać z Chrisem na żywo. Ten jednak wzbraniał się. "Teraz nie mogę rozmawiać, zaraz jedziemy na akcję, nie będę miał zasięgu" - tłumaczył się.
Po czterech miesiącach od kontaktu wyznał jej miłość. Spytał, czy mogliby rozpocząć wspólne życie, gdyby przyjechał do Polski. Powiedziała tak. Zapewniał, że uczy się polskiego, korzystając z translatora. Podał datę wylotu do Polski.
Jest miłość. Przychodzi czas na pieniądze
Tak dochodzi do kluczowego momentu w oszustwie. Scenariusz powtarza się w dziesiątkach podobnych spraw. Rzekomy amerykański żołnierz oświadcza, że na wojnie zgromadził kosztowności. Wysyła je do swojej wybranki w Polsce. Wkrótce potem pisze, że cenna paczka utknęła jednak na granicy i trzeba zapłacić 3500 dolarów za przepuszczenie jej dalej.
- Wysłałam pieniądze przekazem Western Union na wskazany adres do Syrii. Potem jeszcze raz, bo paczka nadal była blokowana. Przy trzeciej prośbie pomyślałam, że chodzi o pieniądze. Książę z bajki znikł - zwierza się rozmówczyni WP.
Przed oszustwami "na żołnierza" ostrzega już nawet amerykańska armia. Według danych branży detektywów w kilka lat oszuści obiecujący w internecie miłość mogli wyłudzić w Polsce 120 mln zł. Zdaniem detektywa Korganowskiego skuteczność przekrętu wynika z zaufania do wojska i weteranów. Jednocześnie sprawcy opracowali bardzo szczegółową metodę uwiarygadniania się. Tworzą relację z ofiarą przez wiele tygodni.
Przynęta na oszusta
Dariusz Korganowski opisuje, jak pracownik jego biura zastąpił jedną z kobiet, która wdała się we flirt z żołnierzem. Przejął korespondencję i od tygodni próbuje skłonić oszusta do ujawnienia swoich danych. Zdjęcia okazały się ukradzione z portalu społecznościowego. Nazwisko i imię, jakimi posługuje się oszust, należą do popularnych. Williamsów, Johnsonów, Chrisów są tysiące, wtedy trudniej zweryfikować osobę w wyszukiwarce Google.
- Nie wiemy, skąd piszą osoby z drugiej strony klawiatury. Używają narzędzi informatycznych do zacierania śladów. Równie dobrze mogą siedzieć w chacie w indyjskim Bagalore, Chinach, Nigerii, gdziekolwiek - mówi detektyw. - Policja i prokuratura są często bezradne. Każdy śledczy zapyta, gdzie jest przestępstwo, skoro ofiara sama wysyła pieniądze - mówi dalej Dariusz Korganowski.
Podkreśla, że media powinny ostrzegać, pisać, alarmować, narobić szumu jak w sprawie popularnych w Polsce oszustw na policjanta. Kilka dni temu wystąpił w programie TVN. Po kilku godzinach zadzwoniła do niego kobieta, która "żołnierzowi z Iraku" wysłała łącznie 717 tys. dolarów. Pytała, czy ma sens iść na policję. Wstydzi się.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl