PolskaZmienili nastawienie do migrantów. Boją się, że kryzys będzie trwał latami

Zmienili nastawienie do migrantów. Boją się, że kryzys będzie trwał latami

Od niemal dwóch miesięcy trwa kryzys na granicy polsko-białoruskiej. Jak teraz wygląda życie w strefie przygranicznej? W rozmowie z Wirtualną Polską Podlasianka przekazuje, że niektórzy lokalni mieszkańcy zmienili swoje nastawienie do migrantów. - Jest inaczej - twierdzi rozmówczyni WP. Jak dodaje, "sytuacja jest napięta i to udziela się wszystkim".

Kryzys humanitarny na granicy polsko-białoruskiej
Kryzys humanitarny na granicy polsko-białoruskiej
Źródło zdjęć: © fot. East News
Sylwia Bagińska

21.11.2021 07:56

Mieszkanka Podlasia opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską, jak aktualnie wygląda życie w miejscowościach przygranicznych. I podaje przykłady.

Kryzys na granicy. "Życie wygląda inaczej"

Gdy nasza rozmówczyni wyszła z rodziną i dziećmi wieczorem na spacer po miejscowości, w której mieszka, ktoś wezwał służby. Podjechały trzy samochody, dwa z nich były policyjne, jeden nieoznakowany. Funkcjonariusze, legitymując rodzinę, przekazali, że dostali zgłoszenie, że prawdopodobnie w tej okolicy poruszają się nielegalni migranci. - Ktoś po prostu zadzwonił i powiedział, że ma takie podejrzenia - mówi WP Podlasianka.

- Jest większe wyczulenie. We wsiach wieczorem jest mniejszy ruch. Mało osób przemieszcza się inaczej niż samochodem - dodaje.

Zobacz też: Tusk oskarża rząd ws. granicy. "Słyszałem modlitwę o kłopoty"

Migranci na granicy. "Ludzie się boją"

Kobieta zaznacza, że w ostatnim czasie lokalni mieszkańcy coraz bardziej się boją. Przypomnijmy, że w poniedziałek 8 listopada służby informowały o pierwszych próbach masowego przekroczenia granicy. Wtedy na przejściu granicznym w Kuźnicy pojawiła się duża grupa migrantów.

- Przedtem mobilizowaliśmy się wszyscy do pomocy, nawet osoby, których nie podejrzewalibyśmy, że się na to zdecydują, robiły to - mówi.

Mieszkanka Podlasia wskazuje, że ona oraz inne osoby z jej lokalnej społeczności pomagali migrantom m.in. w przypadku zagrożenia życia. - Teraz już nie robimy tego, bo po pierwsze: nie ma już w naszej okolicy migrantów, a po drugie: nastawienie się zmieniło - dodaje.

Incydenty w strefie objętej stanem wyjątkowym

- Wiem od okolicznych mieszkańców, że w strefach przygranicznych zdarzały się różne przypadki, takie jak próby włamania do domów czy też próby kradzieży samochodu - wskazuje Podlasianka, choć podkreśla, że ona czegoś takiego nie przeżyła.

- Mam znajomych ze strefy objętej stanem wyjątkowym i te rzeczy ze strefy nie mogą wyjść poza strefę, żeby nie było problemów - wskazuje.

Kobieta mówi też Wirtualnej Polsce, że po ostatnim szturmie na granicy u części mieszkańców pojawił się strach. - Starsi ludzie boją się, że przez wioskę przejdzie 100 czy 200 osób i zdesperowani, głodni będą pozbawieni skrupułów - wyjaśnia.

Nasza rozmówczyni dodaje, że niesienie pomocy migrantom całkowicie się nie skończyło. Niektórzy nadal to robią. - Ci, którzy chcą pomagać, pomagają i nadal są gotowi to robić - wyjaśnia. Jak jednak dodaje, u niektórych "narracja" zdecydowała o zmianie nastawienia w tej kwestii.

- Strach, obawa o siebie, o swoje zdrowie i bezpieczeństwo spowodowała, że część ludzi ma do tego większy dystans i już nie chce pomagać - twierdzi.

Podlasianka mówi, że wcześniej zdarzyło się jej spotkać w lesie cudzoziemców. Wtedy też dawała im m.in. jedzenie czy dodatkowe śpiwory. Migranci, aby przetrwać w ciężkich warunkach, głównie atmosferycznych, spali m.in. na ambonach lub innych konstrukcjach w lesie, a także w wiatach czy na opuszczonych polach namiotowych.

- Październik był jednak łaskawy, jeśli chodzi o pogodę. Teraz jest coraz chłodniej. Temperatura odczuwalna jest o wiele niższa niż na słupku - dodaje kobieta.

Obawy lokalnych mieszkańców

Nasza rozmówczyni mówi, że aktualnie najbardziej boi się tego, że spotka migranta, któremu nie będzie w stanie pomóc. - Boję się, że odmówią wezwania pomocy, a gdy nawet ją wezwę, to będą twierdzić, że im zaszkodziłam - wyjaśnia i dodaje, że słyszała o sytuacjach, w których cudzoziemcy odmawiali pomocy, mimo że byli w stanie konającym.

- Sytuacja na granicy jest napięta i to udziela się wszystkim. Innych tematów do rozmów nie ma - dodaje.

Podlasianka przekazuje WP, że ludzie, którzy prowadzą działalność przy granicy, np. agroturystykę, boją się również o swój biznes. - Różnie sytuacja można się rozwinąć - wskazuje rozmówczyni WP i dodaje, że problem może potrwać nie kilka miesięcy, ale nawet kilka lat.

- Ludzie, którzy prowadzą pensjonaty albo pola namiotowe twierdzą, że turystów w następnym roku nie będzie i dla nich szykuje się kolejny kryzys ekonomiczny - mówi Podlasianka. Jak wskazuje, strefa przygraniczna jest dość wąska, a następne miejscowości, które nie są objęte stanem wyjątkowym, są bardzo blisko granicy.

Przeczytaj też:

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2772)