Zmiany Zalewskiej można jeszcze cofnąć? Broniarz: da się to zrobić w półtorej godziny
Kilkanaście tysięcy placówek ma przystąpić do ogólnopolskiego strajku przeciwko reformie edukacji. Nauczyciele z przedszkoli, podstawówek, gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych 31 marca na jeden dzień odejdą od tablic. Ale nie wszyscy. - Trzeba było strajkować siedem miesięcy temu, kiedy był jeszcze na to czas. Teraz jest już za późno - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską jedna z nauczycielek.
29.03.2017 | aktual.: 29.03.2017 15:39
Związek Nauczycielstwa Polskiego decyzję w sprawie strajku podjął na początku marca br. Prezes Sławomir Broniarz ani wtedy, ani dziś nie chce mówić ile i które placówki przystąpią do protestu. - Szczegóły podam w piątek o godz. 11.00 - mówi Wirtualnej Polsce prezes ZNP Sławomir Broniarz. Powodem ma być nagonka i groźby ze strony kuratoriów. O sprawie pisaliśmy tutaj.
Od strajku odcięła się także "Solidarność", która wydała oświadczenie zarzucając ZNP nielegalność i upolitycznienie protestu. - To oznacza, że nie przeczytali nawet naszego postulatu. Ich działanie wpisuje się w wazeliniarstwo rządowe i budzi moją odrazę. Związek o takim dorobku i tradycjach, który zwalcza legalny strajk, nie mieści się w pojęciu "solidarności" - tej zwykłej koleżeńskiej, nauczycielskiej - komentuje Broniarz.
Za późno na strajk?
ZNP domaga się m.in. zagwarantowania miejsc pracy dla nauczycieli i obsługi do 2022 roku oraz gwarancji niedokonywania niekorzystnych dla pracowników zmian warunków. Jak zaznacza ZNP, do strajku ma przystąpić kilkanaście tysięcy placówek. Ale są też nauczyciele, którzy, mimo że są przeciwni działaniom Zalewskiej, w ogólnopolskim strajku sensu nie widzą.
- Co nam w tej chwili da ten strajk? ZNP mówi o konsekwencjach reformy edukacji - zwolnieniach nauczycieli itd. Ale przecież reforma, wraz z jej wszystkimi konsekwencjami, jest nieodwracalna. Wszystko jest już przyklepane. Strajkować trzeba było siedem miesięcy temu. Wtedy był na to czas, wtedy mogliśmy coś przeforsować. A teraz? Teraz jest już na to za późno - mówi Wirtualnej Polsce nauczycielka z województwa łódzkiego, która chce zachowac anonimowość. Zaznacza, że sam pomysł likwidacji gimnazjów jest jej zdaniem dobry, ale jego realizacja przez minister Zalewską - nie do przyjęcia.
Prezes ZNP widzi to inaczej. - Jest takie powiedzenie: jak się chce psa uderzyć, to kij się zawsze znajdzie. Jeżeli nauczyciele mówią, że na strajk czy referendum jest za późno, to w większości są to ci, którzy nigdy do tego strajku by nie przystąpili. Kiedy mieliśmy strajkować? Przecież minister Zalewska ogłosiła reformę w pierwszy dzień wakacji. Później dwie ustawy do Sejmu trafiły 29 listopada. Liczyliśmy wtedy na refleksję ze strony prezydenta - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
Rodzice wesprą nauczycieli?
Założeniem strajku ZNP jest także wynegocjowanie wzrostu o 10 proc. wynagrodzeń zasadniczych nauczycieli. Jak poinformowała minister Zalewska, 4 kwietnia zakończy wstępne prace zespół ds. statusu zawodowego nauczycieli, w kwietniu też podany zostanie harmonogram podwyżek dla nauczycieli. - Nie mamy przecież w tej sprawie jeszcze żadnych konkretów. Powinniśmy poczekać, aż kwietniowe rozmowy z nami w sprawie podwyżek zakończą się. Jeżeli rząd nie przyjmie naszych postulatów, wtedy strajkiem rzeczywiście moglibyśmy coś wskórać - mówi Wirtualnej Polsce jedna z nauczycielek.
Mimo krytycznych głosów ZNP nie ustaje i do strajku wzywa nie tylko nauczycieli, ale także rodziców, którzy na znak solidarności tego dnia ubiorą swoje dzieci na galowo.
"Zmiany można jeszcze cofnąć"
Zmiany w reformie oświaty idą pełną parą. Podręczniki już niemal gotowe, samorządy podpisały uchwały o likwidacji placówek licealnych. Skoro mleko się wylało, to czy ogólnopolskie poruszenie nauczycieli może jeszcze osiągnąć założone cele?
- W praktyce jeszcze nic takiego się nie stało, co byłoby nieodwracalne. Nastąpi to wówczas, gdy samorządy zaczną wyburzać, albo modernizować klasy, albo gdy rozpocznie się nowy rok szkolny. Ale do tego momentu mamy jeszcze pięć miesięcy. To mnóstwo czasu na to, by pokazać, że mamy odmienne zdanie w tej sprawie. Jeden z samorządowców powiedział: "podjęliśmy uchwałę. Zajęło nam to półtorej godziny. W półtorej godziny można także podjąć uchwałę, która przywraca stan pierwotny" - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Sławomir Broniarz.
ZNP działa dwutorowo. W sprawach pracowniczych organizuje strajk, a w sprawach reformy oświaty chce doprowadzić do referendum z inicjatywy obywateli. Związek przyznaje też, że zmiany są potrzebne, ale nie w tych obszarach, które zaproponowała Anna Zalewska. - Zróbmy wreszcie coś po bożemu: od pierwszej klasy. Przygotujmy zmiany, dobrą podstawę programową, przygotujmy do tego nauczycieli, bazę, infrastrukturę, dajmy na to samorządom pieniądze - tłumaczy Broniarz.
"Do strajku dojdzie. I tyle"
Zdaje się, że minister Anna Zalewska wciąż nie dopuszcza do siebie myśli, że jej decyzje spowodują ogólnopolski protest. "Mam nadzieję, że do strajku nie dojdzie" - powiedziała w miniony poniedziałek. Twierdzi także, powołując się na orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 1997 roku, że to nie ona jest stroną sporu zbiorowego, a wyłącznie dyrektorzy szkół.
- Pani minister miała dziesiątki sposobów na to, by przekonać nauczycieli do dobrej zmiany. Nie przekonała ani ich, ani, co najważniejsze, rodziców. Do strajku dojdzie. I tyle. Pani minister robi swoje, my robimy swoje - mówi Broniarz. Anna Zalewska w dniu ogólnopolskiego strajku nauczycieli będzie obecna na międzynarodowej konferencji nt. zawodu nauczycielaw Edynburgu, podczas której m.in. posumuje sukcesy polskich nauczycieli. Wytłumaczy też kilkunastu ministrom edukacji dlaczego przeprowadza w Polsce reformę edukacji.
PiS się zreflektuje?
Sławomir Broniarz w minutowym filmiku namawia do poparcia protestu i prosi o wyrozumiałość: "Zdaję sobie sprawę z tego, że dla wielu z was ten dzień będzie problemem zarówno w pracy, jak i w życiu domowym. Ale chcemy prosić o wyrozumiałość, bo chcemy, aby nasze dzieci chodziły do dobrej, bezpiecznej i nowoczesnej szkoły"
- Reforma oświaty to sentyment do PRL-u, który w działalności PiS jest widoczny gołym okiem. Liczymy na to, że po stronie kierownictwa PiS pojawi się nuta refleksji. Głupotą nie jest to, że człowiek popełnia błędy, bo to się zdarza. Ale głupotą jest tkwienie w tym błędzie, który będzie nas wszystkich kosztował bardzo dużo - mówi prezes ZNP.