Złożył obietnicę matkom. Potem Putin wysłał ich na rzeź
Rosyjski dyktator Władimir Putin w 2022 roku zarzekał się, że w działaniach wojennych nie będą brać udziału poborowi. Gdy dwa lata później ukraińscy żołnierze rozpoczęli ofensywę na Kursk, na ich drodze stanęli niedoświadczeni nastolatkowie. Dziennikarze ujawnili, że poborowi wciąż umierają na froncie.
Śledztwo dziennikarzy portalu "Ważne historie", którego wyniki opublikowano w piątek wykazało, że latem i jesienią 2024 roku w obwodzie kurskim zginęło co najmniej 60 rosyjskich żołnierzy służby zasadniczej. Do ich śmierci doszło w czasie ukraińskiej ofensywy, która rozpoczęła się 6 sierpnia.
Średni wiek: 20 lat. Putin wysłał ich na śmierć
Średni wiek zabitych poborowych wynosił około 20 lat. Pochodzili oni z 34 regionów Rosji. Najwięcej ofiar pochodziło z Kraju Krasnodarskiego i Kraju Krasnojarskiego (po pięciu żołnierzy), czterech z Kraju Ałtajskiego oraz po trzech z Jamalsko-Nienieckiego Okręgu Autonomicznego, Republiki Komi, Buriacji i Dagestanu.
Prawie połowa poborowych straciła życie w ciągu pierwszych siedmiu dni od rozpoczęcia ukraińskiej ofensywy w 2024 roku. Jednak również we wrześniu rosyjscy żołnierze ponosili duże straty - w samym tym miesiącu zginęło co najmniej 20 osób.
Rosjanie na Bałtyku. Nagranie z morskich manewrów
Już 6 sierpnia, w dniu rozpoczęcia ofensywy, w miejscowości Nowo-Iwanowka poległo pięciu poborowych z plutonu haubic 30. brygady artyleryjskiej (jednostka nr 62048). Los czterech kolejnych żołnierzy z tego samego oddziału pozostaje nieznany.
Co najmniej po ośmiu poborowych zginęło 7 i 10 sierpnia. Większość z nich służyła w 488. pułku (jednostka nr 12721 w Klincach, obwód briański). Dwóch żołnierzy z 473. Okręgowego Centrum Szkoleniowego (jednostka nr 31612 w Jelań, obwód swierdłowski) znajdowało się w tym czasie na pozycjach w Swerdlikowie, przy samej granicy z Ukrainą - obaj zginęli drugiego dnia inwazji.
Mimo pojawiających się informacji o udziale poborowych w walkach, rosyjskie ministerstwo obrony nie zdecydowało się wycofać ich z frontu. Potwierdzeniem tego jest m.in. śmierć siedmiu żołnierzy między 13 a 14 września: Ilji Kużbałowa, Konstantina Zacharienki, Siergieja Siwcowa, Ilji Tichobajewa, Ignata Wasilkina, Maksima Chołmowkina i Danili Pichugina. Co najmniej dwóch z nich pełniło służbę w 1140. pułku artylerii powietrznodesantowej (jednostka nr 45377 w Pskowie).
Według relacji krewnych wszyscy mogli zginąć w wyniku uderzenia ukraińskiej armii w budynek szkoły w miejscowości Wiesiołe, położonej 3,5 km od granicy. To właśnie tam rosyjskie dowództwo rozlokowało poborowych. Prorosyjski kanał "Wojenkorzy Russkoj Wiesny" podał, że szkołę zniszczyła amerykańska precyzyjna bomba lotnicza. W tym samym czasie ukraińskie wojska przełamały granicę i dotarły do Wiesiołego.
Strzegli granicy. Kadyrowcy uciekli na widok Ukraińców
Dziennikarze ustalili także, że ponad 60 kolejnych poborowych może być zaginionych w obwodzie kurskim. Po początkowych informacjach o poszukiwaniach nie udało się odnaleźć wzmianek o tych żołnierzach w mediach, nekrologach, listach wymiany czy rejestrach spadkowych. Część z nich, poszukiwana przez rodziny w sierpniu 2024 roku, zdołała później samodzielnie wyjść z okrążenia. Blisko 20 żołnierzy, którzy uznani byli za zaginionych w pierwszych dniach ofensywy, później pojawiło się w mediach społecznościowych, co potwierdziło, że przeżyli i opuścili obwód kurski.
Jak się później okazało, to właśnie poborowi mieli bronić rosyjskiej granicy przed napaścią. Towarzyszyli im jedynie małe grupki kadyrowców, którzy na widok nacierających Ukraińców, porzucili poborowych i uciekli.
- Jestem poborowym. Stałem w pobliżu wsi Swierdlikowo. Na sąsiednim posterunku stał Achmat. Kiedy nas otoczono, uciekli, bo Kadyrow kazał Czeczenom nie dać się schwytać - mówił wówczas 22-letni Jewgienij Kowylkin z obwodu biełgorodzkiego, który w dniu przebicia Ukrainy strzegł rosyjskiej granicy.
Rodziny wciąż czekają na informacje o losach zaginionych. Dziennikarze telewizji Dożdż opisali dramat czterech rodzin, które nadal żyją w niepewności. Jedna z matek przyznała: - W tej sytuacji i chce się prawdy, i nie chce. Bo dopóki żyje się nadzieją, to się żyje. A kiedy powiedzą, że go naprawdę nie ma, to bardzo boli i strasznie trudno to usłyszeć.
Zanim rozpoczęła się ukraińska ofensywa w obwodzie kurskim, w trakcie wojny zginęło już 159 rosyjskich poborowych - podawała rosyjska redakcja BBC. Łącznie od lutego 2022 roku liczba zabitych wzrosła do 219.
Putin w pierwszych tygodniach wojny zapewniał Rosjan, że ich synowie wcielani do wojska w ramach obowiązkowej służby zasadniczej (tzw. poborowi) nie zostaną wysłani na front, a z rezerwistów nie będzie tworzona dodatkowa armia. Brzmiało to jak gwarancja, że walczyć będą wyłącznie zawodowi żołnierze.
Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Pobór - który w Rosji odbywa się co pół roku i jest czymś stałym - trwał nadal, a wielu wcielonych młodych ludzi trafiło do Ukrainy i ginęło w walkach, mimo wcześniejszych obietnic. Dodatkowo, już we wrześniu 2022 roku sam Putin ogłosił "częściową mobilizację" rezerwistów, czyli dokładnie tego, co zaprzeczał, że zrobi.
Putin obiecał matkom, że ich synowie nie będą walczyć
- Podkreślam: w działaniach bojowych nie uczestniczą i nie będą uczestniczyć żołnierze odbywający zasadniczą służbę wojskową i nie będzie przeprowadzony dodatkowy pobór rezerwistów. Postawione zadania realizują wyłącznie zawodowi wojskowi - oświadczył rosyjski dyktator w swoim wideoprzesłaniu do kobiet z okazji 8 Marca, opublikowanym w 2022 roku na stronie Kremla.
W kwietniu 2025 roku ukraiński projekt "Chcę żyć" opublikował listę 217 poborowych, którzy zginęli w czasie trwającej wojny. W zestawieniu znalazły się także ofiary niezwiązane bezpośrednio z walkami - 18 osób odebrało sobie życie lub zostało zabitych przez innych żołnierzy.
źródło: Ważne historie / BBC Russian Service / Mediazona / PAP / TASS