Zgwałcony Polak zabił swojego oprawcę. Sąd zdecydował o jego losie
Młody mężczyzna, który w lipcu w Amsterdamie zabił swojego oprawcę nie pójdzie do więzienia. Sąd uznał, że nie zasłużył na karę.
20-letni Polak do Amsterdamu przyjechał na wycieczkę. Miał nocować u znajomego, ale ostatecznie zdecydował się na nocleg u dopiero co poznanego 47-latka.
W nocy gospodarz mieszkania przytrzymał go i zgwałcił. Gdy Polakowi udało się oswobodzić, sięgnął po nóż, który miał w plecaku. "Kiedy napastnik znów zbliżył się do Polaka i chciał go obezwładnić, zaatakowany chłopak zadał mu cios nożem. 47-latek zaczął uciekać, a Polak ponownie ranił go nożem. Jeden cios trafił w klatę piersiową, drugi w szyję. Mężczyzna zmarł w wyniku poniesionych ran" - opisuje portal niedziela.nl.
Prokuratura sugerowała, że może Polak zgodził się na seks, jednak zeznania świadków i badania zaprzeczyły jego rzekomym skłonnościom homoseksualnym. Okazało się także, że 47-latek już wcześniej próbował wykorzystać seksualnie w swoim mieszkaniu pewnego mężczyznę, któremu zaoferował nocleg.
Prokurator mimo wszystko domagał się dla oskarżonego kary 10 lat więzienia. Sugerował, że nie można mówić o obronie koniecznej, gdy do ataku nożem doszło około 15 minut po gwałcie.
Jak podaje portal niedziela.nl, sąd zgodził się co do tego, że rzeczywiście nie był to klasyczny przypadek obrony koniecznej, oskarżony miał jednak prawo obawiać się, że mężczyzna znów będzie chciał go zgwałcić. Strach i wściekłość 20-latka, które doprowadziły do zadania śmiertelnych ciosów, były więc zrozumiałe.