Zełenski u Trumpa z silną ekipą z Europy. "Wyjazd bez precedensu"
Ukraina cieszy się ze składanych przez USA zapowiedzi gwarancji bezpieczeństwa, ale odrzuca żądania terytorialne Rosji ws. Donbasu. - Właśnie po to do Waszyngtonu jedzie tak potężna ekipa, żeby uświadomić Trumpowi, że to nie przejdzie. Dla Europy byłaby to fatalna sytuacja - komentuje w rozmowie z WP prof. Daniel Boćkowski z Uniwersytetu w Białymstoku.
Aż 33 kraje, nawet tak odległe jak Japonia czy Nowa Zelandia, wzięły udział w niedzielnej wideokonferencji tzw. koalicji chętnych, skupiającej państwa wspierające Ukrainę. Uczestniczący w spotkaniu polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski po konferencji przekazał, że podkreślał, iż "aby nastał pokój, trzeba wywrzeć nacisk na agresora, a nie na ofiarę agresji".
Relacjonując rozmowy, prezydent Wołodymyr Zełenski dziękował za wsparcie.
"Istnieje wyraźne poparcie dla niepodległości i suwerenności Ukrainy. Wszyscy zgadzają się, że granic nie wolno zmieniać siłą. Wszyscy popierają konieczność rozwiązania kluczowych kwestii z udziałem Ukrainy w formacie trójstronnym – Ukraina, Stany Zjednoczone i przywódca Rosji" - stwierdził Zełenski we wpisie na portalu X.
- Zgodziliśmy się w sprawie solidnych gwarancji bezpieczeństwa, które określiłbym jako przełomowe - mówił w niedzielę specjalny wysłannik Trumpa Steve Witkoff. Chodzi o gwarancje wzorowane na Artykule 5 Traktatu Północnoatlantyckiego, które zobowiązują sygnatariuszy do wzajemnej pomocy zaatakowanemu państwu. Miałyby w tym uczestniczyć także USA.
"To historyczna decyzja, że Stany Zjednoczone są gotowe uczestniczyć w gwarancjach bezpieczeństwa dla Ukrainy. Gwarancje bezpieczeństwa, będące efektem naszej wspólnej pracy, muszą być naprawdę bardzo praktyczne, zapewniać ochronę na lądzie, w powietrzu i na morzu, i muszą być opracowywane przy współudziale Europy" - skomentował w niedzielę prezydent Ukrainy.
Zełenski w USA z europejską obstawą
Ale w poniedziałek przed Zełenskim jeszcze ważniejsza rozmowa. Tym razem w Białym Domu z Donaldem Trumpem. Razem z nim do Waszyngtonu wybiera się silna ekipa europejskich liderów. W niedzielę swój udział potwierdzili: przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, kanclerz Niemiec Friedrich Merz, prezydent Francji Emmanuel Macron, prezydent Finlandii Alexander Stubb, sekretarz generalny NATO Mark Rutte, premierka Włoch Giorgia Meloni i premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer.
Były ambasador Polski w Ukrainie Jan Piekło komentuje w rozmowie z WP, że udział wszystkich tych polityków w spotkaniu z Trumpem jest ważny nie tylko dla Wołodymyra Zełenskiego, ale również dla nich samych.
- Szczerze mówiąc, można powiedzieć, że dla nich w pewnych aspektach to może być ważniejsze. Tu chodzi o ich miejsce w polityce globalnej, o ich miejsce w NATO. Ale tu zaczynają się schody, bo zdaje się, że prezydent Trump oświadczył, że na początku życzy sobie wyłącznie rozmowy w cztery oczy z Zełenskim - komentuje Jan Piekło.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Burdy na Narodowym. Dyplomata nie krył oburzenia
Podobnie sprawę komentuje prof. Daniel Boćkowski, ekspert ds. bezpieczeństwa międzynarodowego z Uniwersytetu w Białymstoku.
- Trump chyba całkowicie nieświadomie uruchomił procesy, których nie do końca się spodziewał. Oczekiwał od Europy, że też będzie działać na rzecz bezpieczeństwa Ukrainy, więc Europa wzięła to sobie do serca - komentuje Daniel Boćkowski w rozmowie z WP.
Bardzo mobilizujące dla europejskich liderów było piątkowe spotkanie Trumpa z Putinem.
- Oni doprowadzili do tego, że większość krajów "koalicji chętnych" reprezentuje w tej chwili jednolite stanowisko, błyskawicznie ustalone i dogadane. I ten nagły wyjazd, tylu przywódców naraz, jest bez precedensu, co na pewno będzie miało przełożenie na to, w jaki sposób będzie wyglądała rozmowa Zełenskiego z Trumpem - uważa Boćkowski.
Jego zdaniem, celem europejskich liderów jest wsparcie Zełenskiego, ale również naprowadzenie Trumpa na realia europejskie.
- To jest to, co wiele osób podkreśla, że Trump jest osobą, która słucha wszystkich doradców, a i tak pamięta tylko ostatniego. Ostatni był Putin. Zełenski jest za słaby, by przebić Putina, więc taka delegacja to jest coś, co będzie bardzo pouczające dla Trumpa - podkreśla Daniel Boćkowski.
Jego zdaniem, taka reakcja Europy mogła zaskoczyć nawet Rosję.
- Obstawiam, że Rosjanie, spotykając się z Trumpem, nie zakładali takiej szybkiej, spójnej reakcji Europy. Już nie chodzi o rozmowy, ale chodzi o samo zorganizowanie się i wyjazdu w imię wsparcia Zełenskiego - podkreśla prof. Daniel Boćkowski.
Ukraina nie spełni żądań Rosji?
Piątkowe spotkanie przywódców Rosji i USA zakończyło się niewiele mówiącym oświadczeniem. Ale w tej chwili wiadomo już więcej o żądaniach, jakie przedstawił Trumpowi Putin. Według nieoficjalnych źródeł cytowanych przez amerykańskie media chodzi m.in. o całkowite przejęcie Donbasu, czyli obwodu ługańskiego i donieckiego. Rozmówcy agencji Reutera przekazali, że Rosja domaga się także formalnego uznania swojej władzy nad okupowanym Krymem.
Jan Piekło wątpi w to, żeby prezydent Ukrainy zgodził się na oddanie żądanych przez Rosję terytoriów.
- Zełenski już parę razy dobitnie powiedział, że jest konstytucja Ukrainy i żeby doprowadzić do czegoś takiego, to musiałoby się tę konstytucję zmienić - komentuje Jan Piekło.
Poza tym zwraca uwagę na znaczenie miast w Donbasie takich jak Słowiańsk, czy Kramatorsk, wciąż kontrolowanych przez Ukrainę.
- Oddanie Donbasu to jest otworzenie drzwi do dalszej inwazji i połykania Ukrainy. W obu tych miastach są zbudowane bardzo silne fortyfikacje, które mają utrudnić Rosjanom atak. Nie wyobrażam sobie, żeby można było coś, co ze strategicznego punktu widzenia jest ogromnie ważne, po prostu tak oddać. I zdaje się, że Zełenski na to nie ma ochoty - uważa były ambasador Polski w Ukrainie.
W kwestii żądań terytorialnych Rosji, kluczowa może być właśnie obecność europejskich sojuszników w Waszyngtonie.
- Właśnie po to jedzie tak potężna ekipa, żeby uświadomić Trumpowi, że to nie przejdzie. Dla Europy byłaby to fatalna sytuacja. Utrata Donbasu to nie jest kwestia tylko samego terytorium i gwałtownego wewnętrznego kryzysu Ukrainy. Ale to byłby też dowód na to, że można nie tylko podbić jakąś określoną przestrzeń, ale też sobie ogłosić, że jest moja w wyniku sfałszowanych wyborów, a potem dostać to w prezencie od innego przywódcy. I po to jest ta grupa ludzi, by uświadomić Trumpa, który został perfekcyjnie wystawiony przez Putina - komentuje prof. Daniel Boćkowski.
Zdaniem Jana Piekło, Trump nie jest w dobrym położeniu przed poniedziałkowymi rozmowami z Zełenskim. Oficjalne komunikaty po spotkaniu z Putinem były pozytywne, ale prezydent USA nie dostał od prezydenta Rosji tego, czego oczekiwał.
- Zauważmy, że spotkanie na Alasce zamiast sześciu godzin trwało niecałe trzy i nie było lunchu. To znaczy, że Trump był niezadowolony - uważa Jan Piekło.
Dodaje, że prezydent USA jest w tej chwili pod ogromną presją. - Putin można powiedzieć, że uzyskał punkty. Natomiast Trump nie osiągnął tego, co chciał. I właściwie przegrał tę rundę z Putinem. Dlatego w tej chwili wysyła różne sygnały, które miałyby potwierdzić, że to jest wielki plan i że zostanie on zrealizowany. No ale nie sądzę. Po prostu nie sądzę, że jest to możliwe w tej chwili - komentuje Jan Piekło.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski