Zderzenie dwóch światów. Kampania, jakiej jeszcze nie było [OPINIA]
Kończy się kampania inna niż wszystkie. Kampania rywalizacji dwóch porządków myślenia o państwie, o demokracji, o ludziach i o rozmowie z nimi. Być może będzie ona początkiem końca całej epoki - pisze dla Wirtualnej Polski Barbara Brodzińska-Mirowska.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Wszystkie informacje o wyborach 2023 znajdziesz TUTAJ.
Przede wszystkim to nie była uczciwa kampania. Była zderzeniem dwóch światów. Świata demokratycznej rywalizacji o głosy wyborców oraz świata propagandy.
Nie była uczciwa z uwagi na możliwości, jakie Zjednoczonej Prawicy dało zaplecze rządowe, które wykorzystano do wsparcia wysiłku partyjnego poprzez referendum. Ale także dlatego, że nierówny był dostęp partii politycznych do mediów publicznych, dla części Polaków wciąż jedynego źródła informacji. Nie zmienia tego zorganizowanie przez TVP spotkania medialnego, w którym liderzy i liderki polityczni mogli wygłosić krótkie monologi, poprzedzone pytaniami z przekazem opcji rządzącej.
Nie powinno być to jednak zaskoczeniem. PiS przed całe 8 lat stworzyło cały konglomerat, którego zadaniem było publiczne wsparcie dla partyjnego celu utrzymania władzy. Symbolem tego jest oczywiście TVP. Ale to także Orlen, który przed kampanią oferuje paliwo w cenie tak atrakcyjnej, że psują się dystrybutory. To też decyzje w sprawie stóp procentowych, które na drodze do wyborów miały dać wytchnienie kredytobiorcom, a nie przeciwdziałać inflacji. W tym sensie zasoby partii opozycyjnych były znacząco ograniczone.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Korzystając z tych nierównych zasobów, PiS konsekwentnie realizowało swój cel strategiczny, jakim była mobilizacja swojego żelaznego elektoratu. Po 8 latach rządzenia niemal wyłącznie w imieniu swoich wyborców, PiS nie miało możliwości zdobycia nowych wyborców. Sukces wyborczy partii Jarosława Kaczyńskiego zależy więc w dużej mierze od mandatów wyborczych, uzyskiwanych w okręgach wyborczych w których PiS zwycięża ogromną przewagą. Zaledwie 13 na 41 okręgów wyborczych dawało PiS ponad 40 proc. mandatów.
Po stronie Zjednoczonej Prawicy w tych wyborach jest wiarygodność w realizacji obietnic oraz lojalność dużej części wyborców, dla których ta partia jest jedyną rozumiejącą ich potrzeby oraz sprawującą rządy w ich imieniu.
Polaryzują ogromną część Polaków
Jednocześnie wydaje się, że kierownictwo PiS ma świadomość, iż podobnie jak Jarosław Kaczyński, Donald Tusk polaryzuje sporą część Polaków. Z tego powodu kluczem kampanii PiS były negatywne emocje, kierowane bezpośrednio wobec lidera KO, a także wybór bezpiecznych dla PiS tematów: imigracji, bezpieczeństwa i polityki socjalnej.
Skrajna polaryzacja pozwala nie tylko utrzymać mobilizację swoich wyborców, ale także zmobilizować wyborców niezdecydowanych. To znaczy zniechęcić Polaków nie chcących brać udziału w spektaklu dwóch aktorów na tyle, aby w ogóle nie chciało im się pójść do wyborów.
W przypadku tematów kampanii - niemal każdy tydzień brutalnie obnażał i konfrontował przekazy PiS z rzeczywistością. Od afery wizowej, poprzez problemy z Ukrainą i europejskimi sojusznikami, zakończone dymisją kierownictwa Wojska Polskiego. Bezpieczna przyszłość Polski okazała się niebezpiecznym wyborem dla PiS.
Po stronie opozycji, kampanię zdeterminowała decyzja o osobnym starcie. Dziś wydaje się, że na początku roku rację miał Władysław Kosiniak-Kamysz, a mylił się Donald Tusk. Koncepcja jednej listy mogła zniweczyć potencjał partii alternatywnych wobec duopolu, zamknąć opozycję w pułapce polaryzacji i w efekcie zdemobilizować niezdecydowanych.
Trzy komitety partii opozycyjnych nie prezentują się dobrze w sondażach w starciu z prowadzącym PiS. Zamiast jednego bloku, dały wyborcom alternatywę. Koalicja Obywatelska wzięła na siebie korzyści wynikające z polaryzacji, ale im bardziej PiS atakował Tuska, tym bardziej zyskiwały Lewica i Trzecia Droga. PiS próbował poradzić sobie z tym wyzwaniem w ostatnich dniach, kiedy premier Morawiecki sugerował, że ciężko będzie opozycji rządzić we trójkę. Koncyliacyjny, wręcz wspierający styl interakcji liderów partii opozycyjnych w czasie kampanii, był jednak skuteczną odpowiedzią na ten przekaz.
Tusk jak Obama?
Kampanii KO obfitowała w echa kampanii Baracka Obamy z 2008 roku.
Tusk, podobnie jak Obama w swoich przekazach, skupił się rozbudzeniu nadziei na zmianę. Głównym zadaniem lidera Platformy stało się zbudowanie wiary w zwycięstwo, które miało zarazić najpierw zwolenników PO, a potem udzielić się innym, którzy w wyborach prezydenckich poparli Rafała Trzaskowskiego. Tusk chciał w odróżnić się zatem wszystkim od Jarosława Kaczyńskiego. Jego wystąpienia miały być nacechowane pozytywnymi emocjami, a sam Tusk chciał być widziany w białej koszuli z biało-czerwonym sercem otoczony zwykłymi ludźmi, a nie partyjnymi działaczami na tle zwykłych sal gimnastycznych, a nie partyjnych telebimów i biało-czerwonych flag.
Kampania pokazała też, że Lewica zaczyna nowy rozdział swojej historii. Wydaje się, że partia ta przepracowała porażkę z 2015 roku. Jej kampania była bardzo spójna, zorientowana na wartości ważne dla jej elektoratu. Udało się uporządkować przekaz i wyróżnić, a także nie licytować się na obietnice z PiS czy KO, ale precyzyjnie odpowiadać na oczekiwania głównej grupy wyborców. Dziś Lewica ma stałe i rosnące grono wyborców, pozytywne emocje i pełen potencjał koalicyjny. Nie zaszkodziły jej próby podjadania elektoratu przez Tuska, a wręcz przeciwnie, Lewica zdała sobie sprawę, że sama może łowić na terenach KO.
Gigantyczne nakłady na reklamę
Amerykańskich skojarzeń jest więcej. To była kampania spotkań bezpośrednich oraz gigantycznych nakładów na reklamę w Internecie, które pozwalały skupiać się na wahających się okręgach wyborczych, ponieważ zwycięstwo w nich może zaowocować dodatkowymi kluczowymi mandatami.
W żadnej wcześniejszej rywalizacji politycznej nie było też tak bardzo wyraźnej oferty dla kobiet i tylu kampanii profrekwencyjnych skierowanych do tej właśnie grupy. W terenie pracowały zatem i Lewica i Trzecia Droga, a sama KO zrealizowała dwa marsze mobilizujące według ostrożnych szacunków co najmniej kilkaset tysięcy ludzi.
Formułę na siebie znalazł też PSL w połączeniu z Polską 2050. W ten sposób PSL zyskał medialną charyzmę Szymona Hołowni, Polska 2050 stabilne struktury w terenie. Wiele wskazuje na to, że samemu Hołowni udała się rzecz niemal niemożliwa, czyli przeprowadzenie nowej partii przez trzy lata dzielące wybory prezydenckie od wyborów parlamentarnych.
Trzecia Droga lawirowała swym brakiem wyrazistości, ale dzięki temu wymykała się polaryzacji obu partii i według większości sondaży przekroczy próg wyborczy, stając się rzeczywistą alternatywą. Chociaż w połowie roku wydawało się, że to Konfederacja będzie czarnym koniem tych wyborów, wiele wskazuje na to, że będzie nim Trzecia Droga.
Początek końca dominacji dwóch partii?
Konfederacji obnażyła skrywane słabości tej partii. Trudno konfederatom odmówić spójności przekazu - główną rolę w ich kampanii odgrywały kwestie ekonomiczne, które zostały porzucone przez Koalicję Obywatelską podczas jej marszu na lewo. O ile jednak przekaz ten był bardziej kontrolowany przez liderów partii, o tyle poza krótkimi formatami komunikacyjnymi, partia nie radzi sobie w bardziej wymagających starciach. W ostatnim tygodniach zapewne nie pomogli kandydaci - od Janusza Korwin-Mikkego do kandydatów rozmawiających o roli kobiet jako części dobytku gospodarstwa domowego. A takie właśnie stanowiska Konfederacja starała się skrzętnie ukrywać.
Te wybory to w jakimś sensie początek końca dominacji dwóch formacji, które pojawiły się na scenie politycznej w roku 2001 - PiS i PO. Wygrana w dużo większym stopniu zależy dziś od ugrupowań mniejszych: Konfederacji, Lewicy i Trzeciej Drogi.
Starcie Tusk - Kaczyński podczas telewizyjnej debaty w 2007 r. nie powtórzyło się w 2023 r. Kaczyński unikał starcia, a Tusk był w studio TVP cieniem samego siebie z tamtych lat. Kampania 2023 roku może być ostatnich starciem politycznych tytanów, grających od co najmniej 22 lat pierwsze skrzypce w polskiej polityce. Potem ich partie czeka ważna praca i adaptacja do zmieniającego się elektoratu i świata.
Dr Barbara Brodzińska-Mirowska dla Wirtualnej Polski
* Autorka wykłada w Katedrze Komunikacji, Mediów i Dziennikarstwa UMK w Toruniu, jest autorką Podcast460.