Zbigniew Boniek wydał oświadczenie po postawieniu zarzutu przez prokuraturę
Zbigniew Boniek odniósł się do informacji o postawieniu mu przez prokuraturę zarzutu niegospodarności. Były prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej uważa, że prokuratura działa z pobudek politycznych, a PZPN nie stracił miliona zł z tytułu działania Bońka i jego współpracowników, a zarobił 20 mln zł.
06.09.2024 15:47
W czwartek Wirtualna Polska poinformowała, że Zbigniew Boniek usłyszał w Wydziale Zamiejscowym Prokuratury w Szczecinie zarzut niegospodarności w związku z umową sponsorską zawartą za czasów jego rządów w PZPN.
"Prokurator zarzucił podejrzanemu, iż w okresie od listopada 2014 roku do sierpnia 2021 roku, jako prezes PZPN, działając wspólnie i w porozumieniu z innymi osobami, wyrządził PZPN szkodę majątkową wielkich rozmiarów w kwocie przekraczająca 1 mln zł w związku z umową sponsorską" - przekazał Wirtualnej Polsce prok. Przemysław Nowak, rzecznik prasowy Prokuratury Krajowej.
Zobacz także
Zbigniew Boniek sam stawił się w prokuraturze w Szczecinie. Nie przyznał się do zarzucanych czynów. Dziś od jego adwokata uzyskaliśmy oświadczenie w sprawie postawionego zarzutu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"To ja osobiście, jak i za pośrednictwem pełnomocnika, prosiłem o wyznaczenie terminu przesłuchania. Deklarowałem gotowość i otwartość, ponieważ sprawa trwa już cztery lata i dotyczy zdarzeń sprzed dziesięciu lat. W moim przekonaniu szkodzi to medialnie i zawodowo osobie, do której mam pełne zaufanie - Maćkowi Sawickiemu, byłemu sekretarzowi PZPN. Deklarowałem gotowość stawiennictwa w Polsce, a nawet przesłuchanie zdalne" - zaznacza były prezes PZPN.
"Wobec braku odpowiedzi skierowałem pismo do Prokuratora Krajowego Dariusza Korneluka, prosząc o nadzór nad sprawą, która była prowadzona przez prokuratorów awansowanych za poprzedniej władzy. Do mnie docierały informacje o nadgorliwym podejściu, a nieprawdziwe wiadomości wypływały do prawicowych mediów" - dodaje.
W przesłanym oświadczeniu podkreśla również: "W pierwszy możliwy termin, uzgodniony przez mojego pełnomocnika, stawiłem się w prokuraturze, o czym informowałem publicznie".
"Nigdy nie obawiałem się zarzutów, gdyż jestem człowiekiem uczciwym, a sprawa ta jest czysta. Złożyłem krótkie, dosadne wyjaśnienia, a dopiero od 16 września mogłem zapoznać się z aktami sprawy. Uważam, że gdy stawia się zarzuty, należy pokazać dowody - w Polsce niestety jest inaczej" - twierdzi.
W jego przekonaniu w tej sprawie nie ma pokrzywdzonych, gdyż "PZPN nie czuje się pokrzywdzony".
Ocenia, że "zarzuty opierają się na nieistotnych kwestiach z punktu widzenia interesów związku".
"Według zarzutu szkoda miała wynieść 1 mln 16 tys. zł, co celowo przekracza ustawowy próg, aby móc postawić zarzut. Związek zarobił jednak na tej umowie blisko 20 mln zł. Sprawa była badana przez prawników związku i nie wykryto żadnych nieprawidłowości" - pisze.
"Moim zdaniem, sprawą nie powinna zajmować się prokuratura, a gdyby ktoś złożył zawiadomienie, powinna zajmować się nią Prokuratura Rejonowa dla Warszawy Mokotów, a nie delegatura w Szczecinie. Sprawa mogła zostać zakończona w cztery tygodnie, zamiast w cztery lata" - podkreśla.
Na końcu podnosi, że w jego ocenie "cała ta sprawa kosztowała miliony złotych, które nikt podatnikom nie zwróci".
Poniżej pełne oświadczenie Zbigniewa Bońka:
"Po pierwsze, o sprawie i moim zaplanowanym spotkaniu w prokuraturze w Szczecinie, a także o tle politycznym tej sprawy informowałem w wywiadzie dla portalu sport.tvp.pl pt.: 'Zbigniew Boniek: chętnie spojrzę panu prokuratorowi w oczy', który ukazał się 27 września 2024 r. Nie było to żadną tajemnicą.
Po drugie, to ja osobiście, jak i za pośrednictwem pełnomocnika, prosiłem o wyznaczenie terminu przesłuchania. Deklarowałem gotowość i otwartość, ponieważ sprawa trwa już cztery lata i dotyczy zdarzeń sprzed dziesięciu lat. W moim przekonaniu szkodzi to medialnie i zawodowo osobie, do której mam pełne zaufanie - Maćkowi Sawickiemu, byłemu sekretarzowi PZPN. Deklarowałem gotowość stawiennictwa w Polsce, a nawet przesłuchanie zdalne.
Wobec braku odpowiedzi skierowałem pismo do Prokuratora Krajowego Dariusza Korneluka, prosząc o nadzór nad sprawą, która była prowadzona przez prokuratorów awansowanych za poprzedniej władzy. Do mnie docierały informacje o nadgorliwym podejściu, a nieprawdziwe wiadomości wypływały do prawicowych mediów.
W pierwszy możliwy termin, uzgodniony przez mojego pełnomocnika, stawiłem się w prokuraturze, o czym informowałem publicznie. Nigdy nie obawiałem się zarzutów, gdyż jestem człowiekiem uczciwym, a sprawa ta jest czysta. Złożyłem krótkie, dosadne wyjaśnienia, a dopiero od 16 września mogłem zapoznać się z aktami sprawy. Uważam, że gdy stawia się zarzuty, należy pokazać dowody - w Polsce niestety jest inaczej.
Prokuratura działa, mimo że według mnie nie ma pokrzywdzonego - PZPN nie czuje się pokrzywdzony, gdyż na sprawie zarobił miliony. Zarzuty opierają się na nieistotnych kwestiach z punktu widzenia interesów związku. Sam prokurator oświadczył, że nie przewiduje komunikatów prasowych, dlatego uznałem, że publiczna debata jest bezcelowa. Niestety, stało się inaczej.
Według zarzutu szkoda miała wynieść 1 mln 16 tys. zł, co celowo przekracza ustawowy próg, aby móc postawić zarzut. Związek zarobił jednak na tej umowie blisko 20 mln zł. Sprawa była badana przez prawników związku i nie wykryto żadnych nieprawidłowości.
Moim zdaniem, sprawą nie powinna zajmować się prokuratura, a gdyby ktoś złożył zawiadomienie, powinna zajmować się nią Prokuratura Rejonowa dla Warszawy Mokotów, a nie delegatura w Szczecinie. Sprawa mogła zostać zakończona w cztery tygodnie, zamiast w cztery lata.
Cała ta sprawa, według mnie, kosztowała miliony złotych, które nikt podatnikom nie zwróci. Myślę, że powinno to zostać wyjaśnione przez Zespół Prokuratorów do zbadania spraw medialnych za rządów PiS. Notabene dostałem jeden zarzut, dotyczący gospodarności. Gdy zachowa Pan cierpliwość, niebawem wyjaśnię sprawę merytorycznie - nie ma tu sensacji ani ukrywania, jest tylko polityka".
Szymon Jadczak, dziennikarz Wirtualnej Polski