Zatrzymanie Bartłomieja M. PiS odcina się od człowieka Macierewicza
"Uderzanie w Bartłomieja Misiewicza to przestępstwo przeciwko bezpieczeństwu państwa. Zawiadamiamy służby" - mówił w 2017 r. Antoni Macierewicz. Te same służby zatrzymały właśnie najbliższego współpracownika byłego szefa MON. Politycy PiS przekonują: - Nie mamy interesu, żeby bronić tego człowieka.
- To, że sytuacja wokół Bartka dziwnie pachnie, wiedzieliśmy od dawna - mówi polityk PiS.
Działaczom partii rządzącej o sprawie zatrzymania najbliższego współpracownika byłego szefa MON Antoniego Macierewicza rozmawiać trudno.
Poseł Marcin Horała w Sejmie mówi zachowawczo, że na razie "trzeba być wstrzemięźliwym" w ocenach: - Właściwie nie wiemy nic, poza samym faktem zatrzymania. Ale to pokazuje, że służby działają, że nie ma żadnej taryfy ulgowej dla kogokolwiek i bardzo dobrze. Czarna owca zawsze się znajdzie. I właśnie trzeba je eliminować. Państwo działa, nie jest z dykty - twierdzi polityk.
Poseł Kazimierz Smoliński: - Przestrzegamy standardów. Choć już teraz pojawia się zarzut, że u nas są tacy sami ludzie, jak w Platformie. No tylko że w Platformie się broni ludzi, którzy łamią albo naruszają prawo, a u nas jest stawianie zarzutów i nie ma obrony dla takich osób. Choć oczywiście ktoś, kto nie zostanie skazany, jest niewinny.
"Antoni jest już skończony"
- To uderzenie w Antoniego Macierewicza? - pytamy polityka PiS.
- Jedną rzecz trzeba powiedzieć. To nie jest tak, że prezes ma czerwony guzik atomowy i może wszystko. Jak znam życie, Kaczyński wiedział o zatrzymaniu M., ale przecież tylko idiota może twierdzić, że to on "wydał decyzję" - słyszymy.
W PiS nikt nie zaprzecza, że lider ugrupowania wiedział o działaniach w sprawie byłego szefa gabinetu politycznego Antoniego Macierewicza. Ale nikt - nawet nieoficjalnie - nie twierdzi, że zatrzymanie M. oraz Mariusza Antoniego K. (byłego posła PiS) było decyzją polityczną podjętą przez lidera PiS.
- To, że to uderza w Antoniego, jest oczywiste, ale to nie prezes o tym zdecydował. On, jeśli już, może się tylko cieszyć. Moim zdaniem, Antoni jest już skończony - uważa rozmówca z PiS. I dodaje, że to Macierewicz, a nie PiS, powinien się tłumaczyć ze sprawy.
Uczciwości Macierewicza nikt w PiS nie podważa. Ale w partii jest świadomość, że jeśli jakiś współpracownik polityka jest kojarzony z aferami, to prędzej czy później przyklei się to do jego patrona. A przecież Macierewicz w strukturach PiS jest wciąż bardzo ważną postacią.
Problem dla Macierewicza
W partii rządzącej ciężko zdobyć oficjalny komentarz do wydarzeń sprzed kilku godzin. - Przecież wystarczy, że moje nazwisko się pojawi przy komentowaniu tej sprawy, i już mam gębę obrońcy. Nie, dziękuję - powiedział nam polityk PiS chwilę po podaniu informacji o zatrzymaniu współpracownika Antoniego Macierewicza.
Krygować nie zamierza się za to rzecznik prezydenta Błażej Spychalski, który przyznał dziś, że "to na pewno dla Antoniego Macierewicza duży problem". - Moim zdaniem to sygnał, że państwo działa sprawnie i umie patrzeć na ręce również ludziom, który niedawno sprawowali władzę - mówił współpracownik Andrzeja Dudy.
- A co do tego, gdzie jest największa radość dziś, to nie mam wątpliwości - mówi polityk PiS, nawiązując do lodowatych relacji głowy państwa z byłym szefem MON.
Związany relacjami rodzinnymi z Macierewiczem szef "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz - który zatrudnił Bartłomieja M. w Telewizji Republika - mówi zdawkowo: - Zawiesiłem z M. współpracę rok temu. A sprawa, którą prowadzi CBA, z tego, co wiem, dotyczy czasów, kiedy był urzędnikiem. Działania CBA nie powinny mieć żadnych podtekstów politycznych.
Ale podtekst polityczny jest widoczny. - Na zapleczu Zjednoczonej Prawicy znaleźli się ludzie, którzy lekceważą reprezentowane przez nas standardy moralne - powiedział WP wicepremier Jarosław Gowin, który sam w rządzie miał bardzo chłodne relacje z Antonim Macierewiczem.
Jarosław Kaczyński - mówią politycy PiS - nie ma już dziś żadnego interesu, by wstawiać się za Macierewiczem, a tym bardziej za jego ludźmi. - A my musimy zrobić wszystko, żeby nie być z tym kojarzonymi - przyznaje rozmówca WP. Choć dodaje przy tym, że cała sprawa może - generalnie - być dla PiS korzystna. - Nikt z PO nie może śpiewać, że "kryjemy swoich". Bzdura - twierdzi polityk partii rządzącej.
Przyznaje, że od władzy wielu młodym "uderza do głowy". - Niech mi pan uwierzy, wpływy, poczucie ważności, ciągną nawet bardziej, niż pieniądze. Starsi to ogarniają, młodzi niestety nie - uważa rozmówca WP.
"Już to mówiłem, dziś powtórzę: bardzo duże są siły w Polsce, które nie pozwolą młodemu pokoleniu, 'bez pleców' pracować uczciwie na rzecz Ojczyzny. Warto tych krzykaczy zapamiętać - jeszcze nie raz się objawią..." - napisał rok temu Bartłomiej M. na Twitterze.
Nie docenił kolegów z własnego obozu. Ci wyrażają się o nim wyłącznie niepochlebnie.
A przecież jeszcze dwa lata temu rzecznik PiS Beata Mazurek mówiła o M.: - Patrzę na niego i myślę sobie: mój Boże, co ja bym zrobiła, gdyby to mój syn taki był.