Zatrucie po zjedzeniu galarety. Mamy oświadczenie zarządcy targowiska
Wirtualna Polska dotarła do zarządcy targowiska w Nowej Dębie. Jak się okazuje, zatrzymane małżeństwo nie sprzedawało swoich wyrobów na targowisku, a na terenie przyległym. Para nie uiściła także opłaty za sprzedaż.
20.02.2024 11:42
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W sobotę w szpitalu w Nowej Dębie zmarł 56-letni mężczyzna, który zjadł kupioną na targowisku galaretę garmażeryjną. Do szpitala trafiły także dwie kobiety z objawami ostrego zatrucia pokarmowego. W sprawie zostały dotychczas zatrzymane dwie osoby - małżeństwo z powiatu mieleckiego. 55-letnia kobieta i jej o rok starszy mąż sprzedawali z samochodu wyroby garmażeryjne własnej produkcji.
Oświadczenie zarządcy targowiska
Urząd Miasta i Gminy Nowa Dęba poinformował Wirtualną Polskę, że właścicielem terenu targowiska jest SPOŁEM Powszechna Spółdzielnia Spożywców w Nowej Dębie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Skontaktowaliśmy się z Zarządem "Społem" PSS w Nowej Dębie. Z informacji jaką zdobyła Wirtualna Polska wynika, że osoby te nie sprzedawały swoich wyrobów na targowisku prowadzonym przez Powszechną Spółdzielnię Spożywców "Społem" z siedzibą w Nowej Dębie, a na terenie przyległym.
Podkreślono, że "warunkiem sprzedaży jakichkolwiek produktów na targowisku jest uiszczenie przez sprzedawcę opłaty targowej dziennej". I dalej: "Osoby, co do których aktualnie toczy się postępowanie, nie uiściły takiej opłaty, nie sprzedawały swoich produktów na terenie Targowiska".
Próbki zostaną poddane badaniom
Ponadto Państwowy Instytut Weterynaryjny, Państwowy Instytut Badawczy w Puławach przekazał Wirtualnej Polsce - w imieniu Dyrektora Instytutu prof. Stanisława Winiarczyka - że próbki produktów dotrą do PIWet-PIB w dniu dzisiejszym. Według informacji, jakie uzyskaliśmy, będą poddane tam badaniom toksykologicznym i mikrobiologicznym.
Witold Choiński, prezes Związku Polskie Mięso w rozmowie z Wirtualną Polską mówi, że tym przypadku najprawdopodobniej zabrakło przede wszystkim kontroli i bezpieczeństwa żywności. - Mieliśmy tu produkcję bez żadnej kontroli zewnętrznej, czyli m.in. Inspekcji Weterynaryjnej. Kluczowe jest bowiem sprawdzanie jakości i warunków już na poziomie hodowli, jeśli to mięso pochodzi właśnie z hodowli domowej - wyjaśnia.
- Zabrakło higieny, warunków chłodniczych i odpowiedniego zabezpieczenia produktów, które zostały wytworzone - mówi w rozmowie z WP Witold Choiński, prezes Związku Polskie Mięso.
Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski