PolitykaZaskakujące słowa szefa sztabu SLD

Zaskakujące słowa szefa sztabu SLD

Jeśli mamy do wyboru: Ryszard Kalisz albo Józef Oleksy, to z całym szacunkiem dla byłego premiera, bardziej perspektywiczną osobą jest Kalisz - tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską szef sztabu SLD Stanisław Wziątek. Polityk wyjaśnia, że Sojusz stawia w wyborach na ludzi, którzy mogą realnie przejąć władzę, a dziś "to nie Miller czy Oleksy (...) będą kandydatami na premierów i ministrów". Wziątek pytany, czy czuje się liderem, ujawnia, że jego pasją jest łowiectwo. - Myśliwy kocha przyrodę, ale gdy trzeba, musi zabić - przyznaje.

WP: Paulina Piekarska, Agnieszka Niesłuchowska: Lada moment partie przedstawią pełne listy kandydatów i kampania nabierze rumieńców. Jaka będzie ona tym razem?

Stanisław Wziątek: Na pewno ostra. Z jednej strony Platforma będzie zniechęcała do PiS, bo brutalnie ją zaatakuje. Z drugiej - PiS zrobi wszystko, by odwieść od głosowania wyborców PO, a ci, widząc ciągłą walkę obu partii, ostatecznie nie pójdą do urn. Starcie będzie wyniszczające nie tylko dla obu przeciwników, ale całej sceny politycznej.

WP: Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta.

- To prawda, bo zaprezentujemy zupełnie inny styl. Nie będziemy bić się na cepy i sztachety. Spokojnie zaprezentujemy słabości ekipy rządzącej i wskażemy, co należy zmienić. Niestety mam przeczucia, że kampania będzie bardzo droga. Rozstrzygnięcie Trybunału Konstytucyjnego spowoduje, że więcej środków z kieszeni podatników pójdzie na bilbordy, spoty, hasła, które nijak się mają do rzeczywistego przygotowania do rządzenia.

WP: I kto to mówi? Na razie to SLD bryluje pod względem ilości plakatów w Warszawie.

- Ale nie lansujemy na nich pustych haseł. Zachęcamy jedynie to zapoznania się z naszym programem i to za znacznie mniejsze pieniądze, niż te, które będą wydawane w kampanii. Przygotowujemy swojego rodzaju manifest, który w sierpniu ujrzy światło dzienne.

WP: Wracając do waszych bilbordów, Józef Oleksy powiedział, że zamiast wydawać pieniądze na plakaty, lepiej byłoby chodzić od domu do domu i rozmawiać z wyborcami.

- Bilbordy to była przemyślana decyzja. Poza tym nie do końca rozumiem tę krytykę. Przecież jeszcze niedawno mówiło się, że SLD nie ma pomysłu na działanie, a teraz, gdy pokazujemy ludziom na plakatach, że mamy program, dostajemy po głowie. A co do spotkań z wyborcami, zapewniam, że będą.

WP: Jabłka pod fabryką też?

- Jabłka były bardzo atrakcyjną reklamą i nowatorską formą kontaktu z wyborcami.

WP: Nie wszyscy się zachwycali, wielu pomysł krytykowało.

- Przynajmniej Grzegorz Napieralski odróżnił się od innych liderów partyjnych, wstał wcześnie rano, by o piątej wyjść do ludzi pracy. Zapewniam, że wśród pracowników fabryki wzbudziło to wiele pozytywnych emocji. Cel został osiągnięty, więc w czym problem?

WP: Na razie wywołujecie wiele kontrowersji np. prowadząc rozmowy o ewentualnym starcie w wyborach z modelkami i piosenkarkami. Po co wam takie wątpliwe wabiki?

- To tylko plotki medialne. Magda Szulawiak, uczestniczka programu „Top Model”, bo pewnie o nią paniom chodzi, nie jest na naszych listach. O ostatecznym składzie zadecyduje w sobotę rada krajowa.

WP: Podobno Paula Marciniak, piosenkarka znana z tego, że jest znana, dostała propozycję od posła Wenderlicha, który był zafascynowany jej dokonaniami dla więziennictwa. Panu nie udzielił się ten entuzjazm?

- Nie odpowiadam za fascynacje swoich kolegów, ale za pracę sztabu. Jak na razie nie ma mowy, by na listach pojawiały się bliżej nieokreślone osoby bez dorobku, doświadczenia i umiejętności poruszania się na scenie politycznej. Jesteśmy poważną partią, a wystawianie takich osób wykrzywiłoby nasz wizerunek.

WP: Chyba nie do końca tak jest. Przecież bliźniaczki z reklamówki Napieralskiego, które potem znalazły się wśród kandydatek na radne, zapowiedziały, że nie chcą, aby ktoś na nie głosował, bo to tylko taki żart...

- My pokazaliśmy je jak śpiewały i tyle. Nie nakręciliśmy ich popularności. Szkoda czasu na głębszą analizę, to pieśń przeszłości. Wyciągnęliśmy wnioski z tej historii.

WP: Mówi pan, że wasza oferta będzie poważna, z drugiej strony te dziewczyny... Wasza metoda to: dla każdego coś miłego?

- Będzie to konglomerat osób młodych bez doświadczenia, ale energicznych i chętnych do działania, oraz starszych, doświadczonych.

WP: Wygląda jednak na to, że trochę się odcinacie od tych zasłużonych. Józef Oleksy ma żal, że nie rozważaliście jego startu w Warszawie, a daliście mu jedynkę w Nowym Sączu, w którym SLD nie otrzymał podczas ostatnich wyborów ani jednego mandatu.

- I to jest piękne, że ikona lewicy ma szansę podjąć się prawdziwego wyzwania.

WP: To brzmi sarkastycznie.

- Ale na tym polega nasza filozofia. Tam, gdzie jest szczególnie ciężko, musi być osoba, która będzie w stanie sprostać największym trudom. Jeśli pan premier uzna, że go to przerasta, ma do tego prawo.

WP: Wolał jedynkę w Warszawie.

- A dlaczego mielibyśmy brać to pod uwagę? Jeśli mamy do wyboru: Ryszard Kalisz albo Józef Oleksy, to z całym szacunkiem dla byłego premiera, bardziej perspektywiczną osobą jest Ryszard Kalisz. To najlepsze rozstrzygnięcie, również pod względem wizerunkowym.

WP: A w czym Józef Oleksy jest gorszy od Leszka Millera, który dostał jedynkę w znacznie lepszym okręgu?

- Nie będę uzasadniał tych decyzji, bo do soboty wszystko może się zdarzyć.

WP: Wiele osób zastanawia się dziś, jaka jest tożsamość SLD, na czyje głosy liczy? Niedawno odcinaliście się od partyjnego betonu, teraz do niego częściowo wracacie, ale można odnieść wrażenie, że starych wyjadaczy trzymacie na dystans, a zamiast głównego dania, oferujecie im przystawki. To trochę niespójne.

- Próbują panie pokazywać nas jako partię sprzeczności, a według mnie SLD jest partią nowoczesną, dobrze przygotowaną do realizacji zadań, mającą dorobek europejski. Nie stać nas na to, by kogoś odrzucać, chcemy korzystać z doświadczeń zasłużonych działaczy, ale nie na płaszczyznach pierwszoplanowych. To nie Miller czy Oleksy będą odgrywać najważniejszą rolę w Polsce, nie oni będą kandydatami na premierów, ministrów. Gdybyśmy na nich postawili, nie byłby to nasz prawdziwy wizerunek.

WP: A jaką rolę w kampanii odegra Aleksander Kwaśniewski?

- To człowiek o ogromnym autorytecie nie tylko w SLD. Powiedział, że jak tylko będzie potrzebny, jest do dyspozycji Sojuszu i postaramy się to umiejętnie „wykorzystać”.

WP: Będzie twarzą kampanii?

- Nie chodzi o to, by pokazywać go na bilbordach, ale korzystać z jego cennych wskazówek. Twarzą będzie Grzegorz Napieralski.

WP: Postawicie na kobiety?

- Przyjęliśmy, że na naszych listach będzie nie mniej niż 40% kobiet. WP: Katarzyna Piekarska nie ma do was już żalu, że została odsunięta na dalszy tor?

- Jest jedynką w wianuszku warszawskim, to znakomita pozycja.

WP: Ale jednak nie w Warszawie.

- Nie ma pięciu jedynek w Warszawie. Trzeba postawić na jedną osobę i jest nią Ryszard Kalisz. Jest rozpoznawalnym, doświadczonym politykiem i przyniesie największe poparcie dla SLD w stolicy.

WP: Piekarska nigdy nie była posądzana o nielojalność w stosunku do partii. A wszyscy pamiętamy wystąpienie Kalisza na kongresie Janusza Palikota, czy jego krytyczne uwagi pod adresem Grzegorza Napieralskiego.

- Potrafimy wznieść się ponad takie małostkowe kwestie. Mówimy: „Rysiu, zbłądziłeś, ale nie jest to problemem. Nie błądź więcej. Masz szansę i działaj”.

WP: Czy w ten sposób nie pokazujecie innym politykom, że opłaca się krnąbrność?

- Nie ma o tym mowy, dla każdego powinno być miejsce w SLD. Kalisz zrobi najlepszy wynik w Warszawie.

WP: Na jaki wynik liczycie?

- Sukcesem będzie poparcie wyższe od tego, które uzyskaliśmy w ostatnich wyborach, czyli ponad 15%.

WP: Uda wam się odebrać część elektoratu silnej Platformie?

- Tak, bo wielu dotychczasowych wyborców PO jest zniechęconych do partii, która rozbudziła w nich nadzieje, a później pozostawiła ich problemy nierozwiązane.

WP: Na razie to PO podbiera wam czołowych polityków jak choćby Bartosza Arłukowicza czy Dariusza Rosatiego.

- To był cios, ale wiemy, że Platforma wykorzystuje prosty mechanizm. Nie ma pomysłu na Polskę, a jej wyborca jest "przepływowy", łatwo przechodzi z jednej strony na drugą. Dlatego straszy, że jeśli ktoś zagłosuje na SLD, to PiS znów dojdzie do władzy. To sztuczki iluzjonistyczne.

WP: Ale rozległe skrzydła Platformy sprawnie zagarniają wam wyborców, a także idee, m.in. kwestię relacji państwo-Kościół czy in vitro. Nie macie poczucia, że zabiorą wam jeszcze więcej?

- Nie boimy się, bo żadna partia o takich skrajnościach nie będzie wyrazista i spójna wewnętrznie. To sztuczny twór, który wcześniej czy później się podzieli.

WP: Będziecie próbowali się odegrać? Podobno proponowaliście posłowi Krzysztofowi Tyszkiewiczowi przejście do SLD.

- Absolutnie nie. Gdybym powiedział, ile dostałem propozycji od posłów Platformy, zaszokowałbym wszystkich. Nie mówię tego, by pokazać jaki jestem interesujący dla PO, ale że wszędzie prowadzi się niezobowiązujące rozmowy. W ten sposób testuje się przeciwnika.

WP: W ten sposób testowaliście Krzysztofa Tyszkiewicza z PO, który podobno nie przystał na propozycję przejścia do SLD?

- To zupełnie inna historia. Tyszkiewicz opowiadając o tym publicznie, chciał wykreować swoją osobę. My nie puszczamy oka do PO i nie jesteśmy zainteresowani tym, aby politycy tej partii startowali z naszych list.

WP: W takim razie nie będzie żadnych zaskakujących transferów?

- Nie.

WP: Józef Oleksy mówił w wywiadzie dla Wirtualnej Polski, że osoba Jarosława Kaczyńskiego jako lidera go odstręcza. Czy biorąc pod uwagę ewentualną przyszłą koalicję, Pana również?

- Na razie nie ma mowy o jakichkolwiek koalicjach, a jeśli chodzi o bilbord z hasłem „premier Kaczyński”, to rzeczywiście jest zniechęcający. Lider PiS jest twarzą IV RP, czasu, który był stracony dla większości Polaków, bo instytucje państwowe wykorzystywano do rozgrywek politycznych. Ale może w utrwalaniu tamtego wizerunku jest jakaś metoda? PiS wie, że nie wygra wyborów i chce utwierdzić swój elektorat w przekonaniu, że tylko Kaczyński jako żelazna postać będzie gwarantem realizacji idei IV RP.

WP: Jednym z głównym filarów kampanii PiS będzie katastrofa smoleńska. Sądzi pan, że partia na tym zyska, czy przeciwnie – Polacy są już zmęczeni tym tematem?

- Nie podoba mi się wykorzystywanie tragedii narodowej do gry politycznej. Niestety, nawiązując do niej, PiS będzie dzielił i oskarżał. To nieuczciwe i niegodne, bo to wszystko nie jest czarno-białe. Nie jest tak, jak chce PiS, który całą wina obarcza Rosjan ani tak, jak przedstawiono w raporcie MAK – że winni są polscy piloci i pijany gen. Błasik. Wina leży pośrodku.

WP: 29 lipca opublikowany zostanie raport komisji Jerzego Millera. Czego pan się po nim spodziewa?

- Oczekuję, że pokaże wszystkie okoliczności katastrofy, nawet jeśli będą dla nas bolesne. Musimy wyeliminować braki, by podobna tragedia nie powtórzyła się w przyszłości, i wyciągnąć konsekwencje wobec osób winnych zaniedbań. Wyjaśnijmy tę sprawę, zamknijmy ją i róbmy dalej swoje. Dziś to nie jest najważniejsza sprawa w Polsce, choć głęboko nas wszystkich poruszyła.

WP: SLD poprze w wyborach do senatu Pawła Deresza, męża zmarłej w katastrofie smoleńskiej Jolanty Szymanek-Deresz, czy pojawią się tam nazwiska innych bliskich ofiar?

- Może się stać np. w przypadku Małgorzaty Szmajdzińskiej, która aktywnie działa w Sojuszu.

WP: Czy SLD zaskoczy czymś wyborców w kampanii?

- Na pewno pojawią się zaskakujące akcenty, ale nie mogę o nich mówić, bo najpierw musi się o nich dowiedzieć sztab. Mamy pewne propozycje, które wykraczają poza szablonowe myślenie o kampanii, ale nie mamy takich pieniędzy jak PO i PiS, dlatego głównie skupimy się na prezentacji programu i spotkaniach z wyborcami. WP: Najważniejsze filary kampanii SLD?

- Będą one zawarte w manifeście, który wraz z hasłem zostanie zaprezentowany na inauguracji naszej kampanii. Będziemy też pokazywali słabości rządu Tuska.

WP: To podobnie jak PiS – oni również chcą wytykać winy PO.

- Jest między nami zasadnicza różnica. PiS chce tylko oskarżać, my analizujemy sytuację i proponujemy konkretne rozwiązania.

WP: To ładnie brzmi i wygląda na papierze, ale wiadomo, że gorzej będzie z realizacją.

- Tak jest w każdym przypadku. Proszę przeanalizować program PO i expose Donalda Tuska i sprawdzić, ile z jego obietnic udało się spełnić. To pokaże, na ile są skuteczni.

WP: To prawda, ale jednocześnie PO wciąż przoduje w sondażach.

- Może to pokazuje, że nasz przekaz jest za słaby. Jeśli jednak przyjrzymy się badaniom, widzimy, że wyborcy oceniają rząd źle. Natomiast gdy pyta się Polaków, która partia będzie potrafiła sprostać wyzwaniom, wskazują PO i SLD. Widać też, że taka koalicja jest oczekiwana przez większość obywateli. Nie znaczy to jednak, że my chcemy tworzyć taką koalicję.

WP: Józef Oleksy po trzech latach funkcjonowania rządu Donalda Tuska wystawił mu czwórkę, chwalił go za uspokojenie nastrojów społecznych i poprawę wizerunku Polski.

- W rządzie pojawiają się zarówno fatalne decyzje, brak umiejętności i partactwo, jak i działania, które oceniamy pozytywnie. Przede wszystkim doceniamy zmianę atmosfery w Polsce. To jest główny klucz wysokich notowań PO. Czasy rządów PiS to wszechobecna duchota – staliśmy się zaściankiem Europy. PO zmieniła nasze relacje z sąsiadami, teraz sprawujemy prezydencję w Unii, co PO umiejętnie wykorzysta.

WP: Macie żal do premiera, że nie spotkał się z wami przed objęciem prezydencji?

- Prezydencja powinna być wielką szansą dla Polski, ale w tej chwili jest przede wszystkim szansą dla PO na zaistnienie w czasie kampanii wyborczej u boku największych polityków europejskich oraz ogrzewanie się w blasku jupiterów. Tym PO niewątpliwie zapunktuje. Nasze uwagi dotyczyły czegoś zupełnie innego – celów programowych prezydencji. One powinny być ustalone wspólnie przez wszystkie partie w ramach porozumienia ponadpartyjnego. Bo prezydencja jest wartością niepolityczną i jeśli nie wykorzystamy tego czasu, to negatywnie oceniana w Europie i na świecie będzie nie Platforma, ale my wszyscy.

WP: Jak się pan odnajduje w nowej dla siebie roli szefa sztabu?

- Nie była to łatwa decyzja. Bazuje na swoim doświadczeniu z pracy w samorządzie i sejmie. Największym wyzwaniem będzie dla mnie stworzenie poczucia, że całe SLD jest zjednoczone w działaniu. To klucz do sukcesu.

WP: Nie boi się pan rozliczeń po wyborach?

- Jestem do dyspozycji. Włożyłem w tę kampanię całego siebie – czas, zaangażowanie, nie chcę powiedzieć, że serce, ale jestem temu bliski. Na pewno nie jest to komfortowa sytuacja dla mojej rodziny i dla mnie samego, bo nie mam czasu zająć się swoją kampanią w Koszalinie.

WP: Ma pan osobowość lidera?

- Trenowałem kiedyś walki wschodnie, jestem też myśliwym, dużo strzelam. Jak ktoś jest słaby, to będzie się puszył, żeby udowodnić swoją siłę. Ktoś, kto ma poczucie własnej siły, otwiera się na innych, jest gotowy wysłuchać każdej racji, ale to on ostatecznie podejmuje decyzję. A gdy już się to stanie, nie ma zmiłuj – trzeba ją konsekwentnie wcielać w życie. To tak jak z myśliwym: kocha przyrodę, ale gdy trzeba, musi zabić.

Agnieszka Niesłuchowska, Paulina Piekarska, Wirtualna Polska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (254)