"Tego, że tupolew rozpadł się na kilkadziesiąt tysięcy kawałków, nie da się wytłumaczyć inaczej niż wybuchem"
Zdaniem Małgorzaty Wassermann mamy do czynienia z niewytłumaczalnym, przy upadku z tak małej wysokości, rozczłonkowaniem samolotu. Tego, że tupolew rozpadł się na kilkadziesiąt tysięcy kawałków, nie da się - jak mówi - wytłumaczyć inaczej niż wybuchem. "Części samolotu i ludzkie kości były porozrzucane na dystansie kilometra. Twierdzenie, jakoby cofnęły się same o 1000 metrów od miejsca uderzenia w ziemię, jest absurdalne. 'To COŚ zdarzyło się w powietrzu'" - wskazuje w książce. Dyslokacja szczątków oraz rodzaj ich zdeformowania, które zostały potwierdzone w licznych dokumentach, w sposób jednoznaczny świadczą - jak uważa - że rozpad samolotu następował etapami.
Jak mogło dojść do odpalenia ładunku? "Od strony technicznej to banalnie proste. Systemy zdalnego sterowania są powszechnie stosowane od lat. Są pociski zdalnie sterowane, a ostatnie lata przyniosły masowe zastosowanie dronów. Nawet dyletanci w sprawach militarnych mają świadomość, że w dobie technologii komórkowej nie jest żadnym problemem odpalenie ładunku przez połączenie się z aparatem umieszczonym w samolocie czy samochodzie. To metoda dobrze znana terrorystom na całym świecie" - mówi Rymanowskiemu.