"Zamach na prawdę"
Przed śmiercią zdążył jeszcze sam włączyć telefon?
Córka jednej z ofiar katastrofy w Smoleńsku ujawnia sensacyjne fakty...
Małgorzata Wassermann w swoich wspomnieniach pt. "Zamach na prawdę" zdradza nieznane kulisy Smoleńska oraz śledztwa w sprawie tej największej w historii Polski katastrofy lotniczej. Po raz pierwszy mówi o szczegółach przesłuchania w Moskwie, w czasie którego doszło do próby zwerbowania jej przez agentkę rosyjskich służb. Przeczytaj wywiad WP z córką zmarłego w Smoleńsku polityka PiS oraz sensacyjne fragmenty jej książki, które publikujemy dzięki uprzejmości Wydawnictwa "M" (jej współautorem jest dziennikarz TVN Bogdan Rymanowski).
- Wróciłam do normalnego życia, ale jednocześnie pogodziłam się z tym, że w jakiś sposób kwestia katastrofy też jest w nie wpisana. W obliczu takich dramatycznych wydarzeń człowiek przede wszystkim odczuwa potrzebę pochowania zwłok, ale też łaknie sprawiedliwości. Gdyby ta sprawa została wyjaśniona we właściwy sposób, przyjęłabym wszystkie ustalenia. Gdy jednak mam poczucie, że jawnie się mnie "ogrywa", wtedy rodzi się bunt. Jestem pewna, że gdyby była pani na moim miejscu, czułaby pani dokładnie to samo - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Małgorzata Wassermann.
Wassermann zdradza, że jej siostra Agata dzwoniła na telefon ojca 10-15 minut po katastrofie i usłyszała komunikat po rosyjsku, że abonent jest niedostępny. Tymczasem Zbigniew Wassermann zawsze wyłączał telefon wsiadając do samolotu. Tak samo zrobił pięć lat temu. "Telefon mógł się zalogować do stacji bazowej na terenie Rosji. Komórka mogła też zostać znaleziona i włączona już po katastrofie przez jednego z Rosjan. To wydaje się jednak mało prawdopodobne, bo znalazca musiałby znać kod PIN. Chyba że ojciec zdążył jeszcze sam włączyć telefon" - spekuluje na łamach książki.
Na zdjęciu: roztrzaskany samolot, złożony na lotnisku w Smoleńsku.
Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska