"Jestem prawie pewna, że był wybuch"
Wassermann w rozmowie z WP przyznaje, że początkowo przyjęła podawaną przez media wersję o błędzie pilotów. Jej wątpliwości tak naprawdę rozbudzili dziennikarze. - Mimo dziwnego przesłuchania w Moskwie, miałam bardzo duże zaufanie do prowadzonych działań, szczególnie do tych podejmowanych przez polski rząd i prokuraturę. A tu nagle przedstawiciele mediów zwracają się do mnie z pytaniem, czy wyraziłam zgodę na przeprowadzenie sekcji zwłok ojca. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego mnie o to pytają? Przecież to oczywiste, że sekcja była. Zadzwoniłam do prokuratury i dostałam odpowiedź: "Skąd my to mamy wiedzieć?". Zaczęłam odczuwać coraz większy niepokój - mówi.
Córka polityka PiS stwierdza, że wiedza, którą obecnie posiada pozwala jej być prawie pewną, że był wybuch. Hipoteza zamachu jest według niej bardzo prawdopodobna. "Wiedzą o tym ci, którzy - tak jak ja - mają dostęp do akt śledztwa. Zdają sobie z tego sprawę również ci, którzy z tej hipotezy publicznie szydzą. Do dzisiaj prokuratura nie wykluczyła możliwości przeprowadzenia zamachu. Sądzę, że poważnie bierze ją pod uwagę także Donald Tusk" - czytamy w książce córki Zbigniewa Wassermanna.
Słowa premiera, który wielokrotnie mówił, że to absurd, kobieta uważa za pustą retorykę. "Proszę pomyśleć, gdyby to był zwykły wypadek, czy rząd oddałby śledztwo w ręce Rosjan? Zastanawiam się, czego przestraszył się Donald Tusk, że doszedł do wniosku, iż zapłaci każdą cenę, byle tylko prawda nie wyszła na jaw" - pyta.
Dlaczego zakłada świadome działanie premiera? Może, po ludzku, przerosła go sytuacja? "Nie przyjmuję tego do wiadomości. Przez jakiś czas byłam przekonana, że to rzeczywiście splot nieszczęśliwych okoliczności. Kiedy zaczęłam analizować działania rządu i prokuratury, zrozumiałam, że coś nie gra. Liczba błędów popełnionych zaraz po katastrofie wskazuje, że nie były one przypadkiem. Tak mogli zachować się studenci drugiego roku prawa, lecz nie ci, którzy rządzili państwem od trzech lat. Jeśli nie ma się nic do ukrycia, to tak się nie postępuje". Twierdzi, że rząd zrezygnował z dotarcia do prawdy: "Potrafię zrozumieć, że przez pierwszych kilka godzin panował chaos. To, co działo się później, utwierdziło mnie jednak w przekonaniu, że nie był to zwykły bałagan. W Polsce do 2010 r. wydarzyło się wiele katastrof. Lotniczych, budowlanych czy drogowych. Procedury były utrwalone od lat".
Wassermann zdradza, że wiele osób miało do niej pretensje, że tak późno zaczęła dopuszczać możliwość zamachu. "Małgośka - mówili - przecież to na pewno Ruskie! Odpowiadałam, żeby dali spokój, bo na razie to tylko takie gadanie. Wie pan dlaczego? Bo nigdy nie działam pod wpływem emocji i nie rzucam słów na wiatr" - mówi Bogdanowi Rymanowskiemu.