Dał do zrozumienia, że wyjazd do Smoleńska nie będzie zwykłą podróżą: to może być bardzo niebezpieczny lot
Małgorzata, jej siostra i brat - wszyscy potwornie bali się o rodziców. "Zmuszałam ich do regularnych badań kontrolnych, przynajmniej raz w roku" - mówi. Ten lęk, przeczucie, że może stać się coś złego, zaczął jej towarzyszyć od 1989 r. Wtedy ojciec zaczął chudnąć w straszliwym tempie. W ciągu zaledwie kilku tygodni stracił 30 kilogramów. Okazało się, że to nowotwór w zaawansowanym stadium. Na szczęście wówczas błyskawiczna operacja uratowała mu życie. "Po operacji ojciec powiedział, że dostał od Pana Boga drugie życie i musi je lepiej wykorzystać" - wspomina córka Zbigniewa Wassermanna. "Przestał palić. Codziennie był na mszy świętej. Zaczął jeszcze więcej ćwiczyć. Rano był w kościele, po południu na siłowni. Mając 60 lat wyciskał tyle co 20-latek. Zawsze dużo pracował, ale po operacji zaczął harować jak wół" - dodaje.
Lęk o rodziców z czasem minął, a było to... na trzy miesiące przed katastrofą: "Pomyślałam, że mój strach jest irracjonalny. Skoro rodzice mają się dobrze, dlaczego mam się dalej zadręczać? I nagle te lęki wyparowały". Wassermann w książce zdradza, że jej ojciec był bardzo smutny, kiedy wyjeżdżał do Warszawy przed katastrofą: "Mama mówi, że wyglądał, jakby jechał na ścięcie". Kilka dni później rodzina dowiedziała się, że leci do Rosji. "Ojciec mówił, że jest mu pilnie potrzebny paszport dyplomatyczny, który zostawił w domu. Musieliśmy go wysłać kurierem. Trzy razy dzwonił i pytał, czy nie zapomnieliśmy. Nigdy wcześniej tak się nie zachowywał" - wskazuje. Przypomina jego słowa, które padły w rozmowie z asystentem, który zauważył, że dobrze, iż leci "tutką", a nie jakiem, bo to bezpieczniejszy samolot. Jej ojciec miał na to odpowiedzieć: "Jak samolot ma spaść, to i tak spadnie, nawet jeśli jest najnowocześniejszy". Zdaniem córki nie były to do końca normalne słowa. Dwa dni przed katastrofą dał jej matce do
zrozumienia, że wyjazd do Smoleńska nie będzie zwykłą podróżą. "Wiesz, Halina, to może być bardzo niebezpieczny lot" - powiedział. Dodaje, że Wassermann nigdy rodziny nie straszył, nie ujawniał żadnych tajnych informacji, ale w świetle tego, że zajmował się służbami, to zdanie nabiera innego sensu. Sugeruje, że Wassermann mógł wiedzieć o grożącym delegacji niebezpieczeństwie.
Jak się dowiadujemy, to Jarosław Kaczyński oddał Wassermannowi swoje miejsce w samolocie, bo musiał się zaopiekować chorą matką, która przebywała w szpitalu.
Na zdjęciu: Zbigniew Wassermann z żoną Haliną i wnuczką.