"Miałam wyrzuty sumienia, że umierał samotnie"
Małgorzata Wassermann buntuje się przeciwko nazywaniu ją "córeczką tatusia", przyznaje jednak, że bardzo kochali się z ojcem. "Nie umieliśmy bez siebie żyć. Rodzice stworzyli nam tak idealny dom, że nie chcieliśmy go opuszczać. Kiedy się wyprowadziłam, i tak prawie każdy weekend spędzałam z mamą i tatą. Byliśmy szczęśliwi jak na pięknym zdjęciu" - czytamy.
Twierdzi, że ojciec równo rozkładał uczucie pomiędzy trójkę swoich dzieci. Rodzina nie miała pojęcia, co to alkohol i awantury. Ojciec nigdy też nie przeklinał. Nigdy na nich nie krzyczał, nawet jeśli był niezadowolony, tylko milczał. W ten sposób sobie próbowała tłumaczyć jego pośmiertne milczenie. "Miałam wyrzuty sumienia, że umierał samotnie. Do dziś zastanawiam się, co wtedy czuł" - stwierdza.
Zapytana, czy pogodziła się z jego śmiercią, odpowiada: "Wierzę, że on jest cały czas obecny i czuwa nad nami. Żyje, tylko w innym wymiarze".
Fragmenty książki "Zamach na prawdę" Małgorzaty Wassermann i Bogdana Rymanowskiego publikujemy dzięki uprzejmości Wydawnictwa "M".
Na zdjęciu: Zbigniew Wassermann z żoną Haliną w nowym domu na krakowskich Bielanach.
Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska