Zadzwonili natychmiast po ataku. Biały Dom był wściekły
Izrael natychmiast po zabiciu politycznego szefa Hamasu miał zadzwonić do Białego Domu i przyznać się do ataku. "The Washington Post", powołując się na źródła, twierdzi, że administracja Bidena była wściekła i oburzona faktem, że Tel Awiw nie poinformował ich o swoich planach.
Jak podaje "The Washington Post", powołując się na źródła w Białym Domu, Izrael natychmiast po zabójstwie przywódcy Hamasu Isma'il Hanijja poinformował Stany Zjednoczone, że to Tel Awiw stoi za zabójstwem.
Poprzedni przywódca polityczny Hamasu zginął w Teheranie, do którego przybył jako gość na zaprzysiężenie prezydenta Masuda Pezeszkiana. Po śmierci Hanijego Iran zapowiedział odwet na Izraelu. Tel Awiw oficjalnie nie wziął na siebie odpowiedzialności za zabójstwo szefa Hamasu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dzień przed zamachem na szefa Hamasu w izraelskim ataku na Bejrut zginął też wojskowy lider Hezbollahu Fuad Szukr, a libańska organizacja również ogłosiła, że zemści się na Izraelu.
Według gazety "urzędnicy administracji Bidena byli wściekli z powodu decyzji o usunięciu Hanija obawiając się, że może to zniweczyć miesiące ostrożnych negocjacji w sprawie rozejmu w Strefie Gazy".
"WP" donosi, że amerykańscy urzędnicy są oburzeni faktem, że Izrael nie poinformował ich o planowanych operacjach zabójstw Hezbollahu lub irańskich dowódców.
Izraelski urzędnik cytowany przez gazetę potwierdził, że rozmowa telefoniczna między premierem Benjaminem Netanjahu a prezydentem USA Joe Bidenem, do której doszło w zeszłym tygodniu "przebiegła w napiętej atmosferze".
Konflikt "nie może eskalować"
Stany Zjednoczone przekazały bezpośrednio Iranowi i Izraelowi, że konflikt na Bliskim Wschodzie nie może eskalować - oświadczył we wtorek sekretarz stanu USA Antony Blinken. Pentagon ostrzegł, że "nie będzie tolerować" ataków na siły USA w tym regionie.
- Utrzymujemy stały kontakt z naszymi sojusznikami i partnerami w regionie i jest jasny konsensus, że nikt nie powinien eskalować sytuacji - powiedział Blinken. Ujawnił, że takie przesłanie zakomunikowano bezpośrednio Iranowi i Izraelowi.
Blinken podkreślił, że Waszyngton będzie nadal bronił Izraela przed atakami, ale "każdy w regionie powinien zdawać sobie sprawę z ryzyka eskalacji i błędnej kalkulacji". - Kolejne ataki tylko zwiększają ryzyko groźnych następstw, których nikt nie może przewidzieć i nikt nie będzie mógł w pełni kontrolować - dodał.
Blinken poinformował też, że rozmowy na temat wstrzymania ognia w Gazie i zwolnienia zakładników weszły w końcowe stadium i powinny wkrótce się zakończyć.
Dodatkowe siły wysyłane do regionu
Z kolei sekretarz obrony Lloyd Austin oświadczył, że "nie będzie tolerował" ataków na siły USA i ich sojuszników na Bliskim Wschodzie oraz, że podejmowane są wszelkie starania w celu ich ochrony i przyjścia z pomocą Izraelowi "jeśli zostaniemy o to poproszeni".
Reuter przypomina, że cały Bliski Wschód przygotowuje się na nową falę ataków ze strony Iranu i jego sojuszników po zabójstwach czołowych przywódców Hamasu i Hezbollahu. W poniedziałek w rezultacie ataku na amerykańską bazę w Iraku pięciu żołnierzy USA i dwóch cywilnych kontraktorów zostało rannych. Według Austina ataków dokonały ugrupowania wspierane przez Iran.
Pentagon zapowiedział wcześniej wysłanie na Bliski Wschód dodatkowych sił lotniczych i morskich, w tym lotniskowca.