Żądanie bilingów od dziennikarzy - prokurator idzie na skróty
Obawiam się, czy prokurator domagający się
billingów dziennikarzy piszących o "przeciekach" ze śledztwa
przeciwko lobbyście Markowi Dochnalowi, nie poszedł na skróty, by
zdobyć dowody przestępstwa, które można uzyskać inną drogą -
powiedziała prof. Ewa Nowińska, ekspert ds. prawa
prasowego z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
19.11.2004 | aktual.: 19.11.2004 21:52
Nowińska uważa, że doszło do kolizji dwóch konstytucyjnych uprawnień - prokuratury do poszukiwania dowodów - i dziennikarzy - do ochrony swych źródeł. Przyznała zarazem, że prokurator nie zażądał co prawda od dziennikarzy ujawnienia tajemnicy, skąd dowiedzieli się o treści podsłuchów, ale możliwe, że wkroczył w sferę, która powinna jednak podlegać ochronie - tajemnica korespondencji.
Dziennikarze w tej sprawie nie są przecież podejrzanymi, więc trzeba ostrożnie korzystać z możliwości badania tego, do kogo dzwonili, a kto dzwonił do nich. Tajemnica zawodowa to dla prasy gwarancja, że ludzie mogą bezpiecznie i anonimowo powierzyć im różne wiadomości - podkreśliła prof. Nowińska.
Zwraca ona uwagę, że prawo stanowi, iż tajemnicę dziennikarską można uchylić tylko wtedy, gdy "jest to niezbędne dla dobra wymiaru sprawiedliwości, a okoliczność nie może być ustalona na podstawie innego dowodu". Najpierw więc prokurator powinien sprawdzić, czy tego, czego szuka, nie da się ustalić inną metodą. Ingerowanie w sprawy, które mogą ocierać się o sferę tajemnicy, powinno być bardzo ostrożne - powiedziała Nowińska.
Prokuratura Okręgowa w Kaliszu domaga się od TP SA wydania billingów rozmów z wszystkich telefonów służbowych i prywatnych dziennikarzy śledczych "Rzeczpospolitej" i "Gazety Wyborczej" - poinformowały redakcje obu tych tytułów, protestując jednocześnie przeciwko tej decyzji.