Pościg za Rosjaninem. Zmasakrował swoich kolegów na froncie
Od półtora miesiąca na okupowanej części obwodu zaporoskiego Ukrainy rosyjskie służby bezpieczeństwa nie mogą zatrzymać więźnia zwerbowanego na front, który zastrzelił dziesięciu współtowarzyszy. Jak ustalili dziennikarze "Sibir.Realii", wcześniej zdiagnozowano u niego zaburzenia psychiczne, które wykluczały służbę w jednostkach bojowych.
11.12.2024 | aktual.: 11.12.2024 16:51
Rosjanin Maxim Fedorczenko, wcześniej skazany na 4,5 roku więzienia za spowodowanie ciężkich obrażeń ciała, podpisał kontrakt z Ministerstwem Obrony Rosji i został skierowany na teren tzw. specjalnej wojennej operacji. U mężczyzny zdiagnozowano lekkie upośledzenie, z powodu którego nie powinien zostać dopuszczony do służby wojskowej.
Zabił swoich kolegów. Trwają poszukiwania
26 października, przebywając w rejonie wsi Basań (rejon położański obwodu zaporoskiego, okupowany przez Siły Zbrojne Rosji), wrzucił granat do bunkra, a następnie otworzył ogień z karabinu, zabijając 11 współtowarzyszy (inne źródła donoszą o dziesięciu zabitych i jednym ciężko rannym).
Fedorczenko uciekł z miejsca zdarzenia, zabierając ze sobą broń.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"W przypadku informacji o jego miejscu pobytu, obywateli proszono o natychmiastowy kontakt z komendaturą wojskową" - taka notatka ukazała się 1 listopada w lokalnym wydaniu "Moskowskij Komsomolec" we Władywostoku.
Za Fedorczenkiem wydano list gończy, został także wpisany do federalnej bazy poszukiwanych w Rosji.
Według portalu "Sibir.Realii" pod koniec 2023 roku Fedorczenko zaatakował swoją żonę. Przez pewien czas przebywał w więzieniu, a gdy w 2024 roku zapadł wyrok sądu, trafił na front, zaciągając się do jednostki "Sztorm V" (karna jednostka wojskowa ustanowiona przez Rosję w 24 czerwca 2023 roku, zaraz po utworzeniu jednostek Sztorm-Z).
Służył jako szeregowy, starszy pomocnik operatora granatnika w drugiej kompanii szturmowej "B" 3. batalionu zmechanizowanego 38. samodzielnej gwardyjskiej brygady desantowo-szturmowej wchodzącej w skład 35. armii Wschodniego Okręgu Wojskowego.
Kanał Telegram "WChK-OGPU" skontaktował się z żoną Fedorczenki. Powiedziała, że dzwonił do niej już po strzelaninie i prosił, by "nikomu nie wierzyć", twierdząc, że nikogo nie zabił.
Żona przypuszcza, że strzelanina mogła być wynikiem kłótni podczas długotrwałego picia alkoholu. Dodała, że Fedorczenko nie powinien pić, ponieważ właśnie przez alkohol trafił do więzienia - z zazdrości o sąsiada oblał ją wrzątkiem i cztery razy dźgnął nożem. Po odzyskaniu przytomności wezwał żonie karetkę.
Niewykluczone, że zbiegły więzień nadal z kimś utrzymuje kontakt. Jeden z jego profili w serwisie "Odnoklassniki" był aktywny 17 listopada, trzy tygodnie po strzelaninie.
Ukraiński analityk wojskowy Igal Lewin nie jest zaskoczony, że zbiegłego więźnia, który zastrzelił współtowarzyszy, do tej pory nie złapano.
- Obwód zaporoski to ogromny obszar. Wiele wiosek. W każdej wiosce nie da się postawić plutonu FSB. Rosyjskie służby przeprowadzają tam łapanki, ale znalezienie jednego dezertera to jak szukanie igły w stogu siana - opowiada Lewin.
Dwóch rozmówców "Sibir.Realii" - korespondent rosyjskiego medium odwiedzający rosyjskie pozycje w Ukrainie oraz pracownik rosyjskiego MSW – potwierdzili, że zatrzymanie nawet szczególnie niebezpiecznego przestępcy na okupowanych terenach Ukrainy jest trudnym zadaniem.
- Nic dziwnego. Ludzie czasami latami żyją, mimo że są poszukiwani i nawet się nie ukrywają. Półtora miesiąca to niewiele. Jeśli nie złapano go w pierwsze dni, to pewnie gdzieś się ukrył. Kadry w MSW w obwodach chersońskim i zaporoskim są w tragicznym stanie, brakuje ludzi do służby - mówi portalowi pracownik MSW.