"Za dwanaście minut byśmy byli wszyscy w łóżkach". Żona ofiary Ż. zabrała głos
Żona zmarłego w wypadku na Trasie Łazienkowskiej zabrała głos w sprawie tragedii, do której doszło już ponad dwa miesiące temu. - Nie pamiętam momentu uderzenia i nie chcę pamiętać - stwierdziła w rozmowie z TVN24.
PAP przekazała w czwartek, że podejrzany o spowodowanie wypadku na Trasie Łazienkowskiej w stolicy, Łukasz Ż. jest już w Polsce. Mężczyzna wrócił do kraju na podstawie zgody niemieckiego sądu - w ramach procedury ENA.
W tragicznym zdarzeniu zginął 37-letni pan Rafał, który podróżował z żoną Eweliną i dwójką dzieci. Żona zmarłego, w rozmowie z TVN24, wspomina, że wracali do domu, gdy doszło do wypadku. - Za dwanaście minut byśmy byli wszyscy w łóżkach - stwierdziła.
Ewelina opowiada, że jej mąż przysnął z dziećmi na tylnym siedzeniu, gdy wracali do Warszawy. - Nie pamiętam momentu uderzenia i nie chcę pamiętać - dodaje. Po przebudzeniu dowiedziała się o śmierci męża od psychologa - powiedziała.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Chciał sprawdzić czy jest trzeźwy. Pijany odjechał spod komendy
Dzieci, które były świadome sytuacji, od początku pytały o rodziców. Informacje o tragedii zostały im przekazane przez psychologów i najbliższych. - To było trudne dla nas wszystkich - przyznała kobieta.
Przesłuchanie w piątek
Łukasz Ż. ma zostać przesłuchany przez prokuraturę w piątek. Wypadek, który spowodował, wstrząsnął rodziną pana Rafała i wywołał szerokie poruszenie w społeczeństwie. - Każdej nocy krzyczymy do taty: dobranoc, tatusiu, kochamy cię - wspomina żona zmarłego.
Do wypadku na Trasie Łazienkowskiej doszło 15 września. Wtedy to rozpędzony volkswagen uderzył w tył forda z czteroosobową rodziną pani Eweliny.