Wybranowski: "Czy leci z nimi pilot? Kryzys w PiS" [OPINIA]
Spadek notowań Prawa i Sprawiedliwości to nie tylko efekt kontrowersyjnej decyzji Trybunału Konstytucyjnego i ulicznych protestów. Od dłuższego czasu partia rządząca nie radzi sobie z narracją, analizą działań, sprawia wrażenie ogarniętej chaosem i destrukcją. Brakuje też pomysłu na polityczne "odbicie" i wyjście do przodu z własną retoryką.
"Ale jak to? Dlaczego rolnicy przeciwko mnie protestują?" - tak zdaniem jednego z naszych rozmówców, wpływowego działacza PiS, miał zareagować lider partii rządzącej Jarosław Kaczyński na wieść o protestach mieszkańców wsi już po tym, gdy do Sejmu trafił projekt ustawy "Piątka dla zwierząt”.
Cześć polityków PiS mówiła wówczas o "otorbieniu” prezesa przez część działaczy i zablokowaniu tych, którzy mieli inne zdanie. W dodatku, nasze źródła mówią też, że w PiS zrezygnowano - przynajmniej przez jakiś czas - z wewnętrznych badań opinii publicznej, które partii Kaczyńskiego pozwalały świetnie orientować się w emocjach społecznych.
Ostatnie wydarzenia, jakie mają miejsce na polskiej scenie politycznej, pokazują, że chaos i bałagan w Prawie i Sprawiedliwości nie był jednostkowym problemem, a partia nadal nie otrząsnęła się z kryzysu po wewnętrznych wojnach wokół rekonstrukcji rządu.
Efekt? Jak wynika z niedzielnego sondażu IBRIS dla Wirtualnej Polski, partia Jarosława Kaczyńskiego straciła w ostatnich tygodniach 7,1 punktów procentowych poparcia, a w perspektywie miesiąca zanotowała ubytek aż 12,6 punktów procentowych. I choć oczywistym jest, że sondaże realizowane w momentach gwałtownych eskalacji napięć społecznych trudno traktować jako w pełni miarodajne – są raczej zaburzone emocjami, które będą gasnąć w dłuższej perspektywie czasowej – to jednak pokazują one, że PiS ma spore problemy, z którymi sobie nie radzi.
Protesty wokół orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego bynajmniej nie są najpoważniejszym z nich. Bo jakkolwiek decyzja TK obalająca dotychczasowy kompromis wokół aborcji wyprowadziła na ulicę ludzi – w tym również część z tych do niedawna popierających Prawo i Sprawiedliwość – to jednak z podobnymi akcjami ulicznymi mieliśmy do czynienia zarówno w okresie awantur o skład Trybunału Konstytucyjnego, jak i o reformę sądownictwa.
Zaangażowanie się po stronie protestujących części polityków opozycji, bynajmniej nie cieszących się zaufaniem publicznym czy cieszących się jeszcze mniejszym szacunkiem mediów, drukowane w nich plakaty, agitki etc. odbierają protestom pozory spontaniczności i oddolności.
Jak pisałem dla WP kilka dni temu - w momencie, gdy twarzą protestów stały się agresywne feministki, a pokojowe demonstracje zastąpiła przemoc - lewica straciła szansę na wygranie "społecznego buntu” w Polsce. Widać to też wyraźnie w niedzielnym sondażu IBRIS: Lewica z wynikiem 6,9 proc. poparcia nie zyskała na "Strajku Kobiet”.
Na zaangażowaniu się w poparcie dla ulicznych awantur straciła też Koalicja Obywatelska: –4,2 punkty procentowe w porównaniu do sondażu sprzed dwóch tygodni. Truizm: Polacy nie chcą awantur w Sejmie, burd ulicznych, chcą natomiast przynajmniej pozorów rzetelnej, uczciwej pracy.
Orzeczenie TK jest, tak jak napisałem, jednym z tylko kilku powodów spadającego poparcia dla PiS. Tym bezwzględnie najważniejszym jest nieprzygotowanie Polski do jesiennej drugiej fali epidemii COVID-19, związany z tym chaos informacyjny i narracyjny.
Nie da się budować wiarygodności rządu, gdy podejmowanym działaniom towarzyszy chaotyczna, wewnętrznie sprzeczna narracja. Z jednej strony deklaracje o tym, że lockdownu nie będzie, z drugiej zamykane restauracje, kluby, ograniczenia w przestrzeni publicznej.
Na to wszystko nakładają się kolejne czynniki: arogancja władzy, poważny kryzys gospodarczy, który zawsze uderza w rządzących, działania pozorowane i brak pomysłu na merytoryczne "nowe otwarcie".
W tym kontekście istotne jest też to, co mówi się w samym PiS o powodach takiego stanu rzeczy. Otóż, nasi informatorzy mówią, że rekonstrukcja rządu bynajmniej nie ograniczyła wojen frakcyjnych, a grupa ziobrystów i gowinowców, wykorzystując słabość PiS, próbuje podgryzać pozycję Morawieckiego.
Niewątpliwie wpływ na to ma plotka o planach ogłoszenia Morawieckiego nowym "delfinem" Kaczyńskiego, a także przekonanie, że mimo podpisania nowej umowy koalicyjnej ludzie Ziobry i Gowina nie znajdą się w takiej grupie, jakby chcieli, na listach wyborczych Zjednoczonej Prawicy w 2023 roku – o ile koalicja do tego czasu w ogóle dotrwa.
Powody do radości – moim zdaniem krótkotrwałej – mogą mieć natomiast sympatycy Szymona Hołowni. Według naszego najnowszego sondażu, jego Polska 2050 zyskuje 5,5 punktów procentowych. Krótkotrwałej, bo partia Hołowni zyskuje w momentach destabilizacji na polskiej scenie politycznej i traci natychmiast poparcie, gdy emocje społeczne opadają. Nie udało się jej natomiast zbudować dotąd bazy twardego elektoratu, dającego stałe poparcie na poziomie ok. 14-15 proc.
Wojciech Wybranowski dla WP Opinie