Wybory do Europarlamentu 2019. Zatrzymany marsz populistów
Wbrew obawom i popularnej w Europie narracji, populistyczno-eurosceptyczna fala nie zatopiła europejskiego centrum. Największe zyski zanotują prawdopodobnie... zieloni. Duże wyjątki od reguły są dwa: Polska i Węgry.
Jeszcze nie tak dawno niektórym komentatorom wydawało się, że europejscy populiści są nie do zatrzymania. Prowadzili w sondażach we Francji, Holandii, Szwecji czy Wielkiej Brytanii. Rządzili we Włoszech, Danii i Austrii (nie mówiąc już o Polsce i Węgrzech). W Niemczech zagrażali dwóm najważniejszym partiom, w Hiszpanii zainstnieli na poważnie po raz pierwszy od czasów Franco.
Samozwańczy lider populistycznej międzynarodówki, włoski wicepremier Matteo Salvini do spółki z Viktorem Orbanem odgrażali się, że już wkrótce to oni będą rządzić i nadawać ton Europie.
Nie zniszczyli systemu
Tegoroczne wybory zweryfikowały te zapowiedzi. I pokazały, że populistyczna fala wcale nie jest nie do zatrzymania. W wielu unijnych państwach populiści i eurosceptycy wypadli znacznie poniżej oczekiwań. W Niemczech Alternatywa dla Niemiec, która jeszcze niedawno pretendowała do partii nr 2 ledwo przekroczyła 10 proc., podczas gdy kolejną wygraną zanotowała rządząca CDU. W Holandii popierające "Nexit" skrajnie prawicowe Forum dla Demokracji miało mieć szansę na wygraną, a skończyło na czwartym miejscu.
W Austrii post-faszystowska Wolnościowa Partia Austrii, świeżo po skandalu, skończyła trzecia, choć marzyło jej się zwycięstwo. W Hiszpanii skrajnie prawicowa partia VOX, która zaledwie miesiąc temu zdobyła 10 proc. głosów w wyborach do hiszpańskiego parlamentu, teraz ledwo przekroczyła pięcioprocentowy próg. W Danii antyimigrancka Partia Ludowa straciła ponad połowę mandatów. W Rumunii teoretycznie socjaldemokratyczna partia PSD, która pod względem antybrukselskiej i antyimigranckiej retoryki przypomina bardziej PiS i Fidesz, zaliczyła zjazd o 12 punktów i straciła pierwsze miejsce.
Przeczytaj również: Porażka eurosceptyków, zwycięstwo Timmermansa. Sensacja w Holandii
Wyjątki i zielona fala
Od każdej reguły są wyjątki. Wszystko wskazuje na to, że w Wielkiej Brytanii wygra Partia Brexitu Nigela Farage'a, a we Francji Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen. Ale nie jest to zaskoczenie. Zarówno Farage, jak i Le Pen wygrali też pięć lat temu. I według wstępnych prognoz zdobędą mniej mandatów niż poprzednio. Oczywiście, wyjątkiem od reguły są też Polska i Węgry. PiS (42,4 proc.), zanotowały najlepszy wyniki w historii, Fidesz był bliski poprawienia swojego rekordu (52 proc.)
Mimo to, w skali Europy ogólny obraz nie potwierdza tezy, że europejski mainstream został zmieciony przez populistyczną falę. Według wstępnych szacunków chadecy i socjaldemokraci pozostaną dwiema największymi grupami. Koniec końców partie głównego nurtu zdobędą łącznie ok. dwie trzecie mandatów.
Choć skrajna prawica zanotuje zapewne wzrosty, najwięcej zyska ktoś zupełnie inny: liberałowie (to głównie zasługa Renesansu Emmanuela Macrona) i zieloni. Być może to właśnie zielona fala jest główną sensacją tych wyborów. Dość powiedzieć, że wedle prognoz europejscy Zieloni będą mieć w europarlamencie więcej posłów niż którakolwiek z trzech grup skrajnej prawicy.
Zieloni zajęli drugie miejsce w Niemczech (22 proc.) i Finlandii, trzecie we Francji, Holandii i Irlandii. Co znamienne, jak pokazały sondaże w Niemczech, nadchodzący kryzys klimatyczny był dla większości (48 proc.) wyborców najważniejszą kwestią tych wyborów. Znacznie większym niż imigracja (25 proc.).
Tegoroczne wybory pokazują, że eurosceptyczny populizm na dobre zadomowił się w krajobrazie politycznym Europy. Ale jednocześnie jest jeszcze daleko, by wywrócić ten system do góry nogami.
Przeczytaj również: Wyniki wyborów do Europarlamentu. PiS wygrywa
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl