PolskaWstrząsająca relacja ratownika ze zdjęcia. "Bezsilność aż bolała. Dziecko płakało, wołało mamę"

Wstrząsająca relacja ratownika ze zdjęcia. "Bezsilność aż bolała. Dziecko płakało, wołało mamę"

Strażak tuli chłopca, ofiarę wypadku pod Stalową Wolą, który stracił oboje rodziców. Ta scena wstrząsnęła Polakami. Skontaktowaliśmy się z widocznym na zdjęciu ratownikiem. – Zdałem sobie sprawę, że ten chłopczyk już nie ma rodziców i nic nie mogłem zrobić. Poczułem się jakby winny, że ta pacjentka odeszła. Bezsilność aż bolała. Dziecko płakało, wołało mamę – relacjonuje.

Wypadek pod Stalową Wolą. Chłopiec stracił oboje rodziców.
Wypadek pod Stalową Wolą. Chłopiec stracił oboje rodziców.
Źródło zdjęć: © Echo Dnia | Marcin Radzimowski
Tomasz Molga

06.07.2021 16:55

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Przedstawieni na zdjęciu strażak, policjant i ratownik to zawodowi uczestnicy podobnych akcji ratunkowych. Mimo to nie czuli się na siłach, aby w rozmowie opisać rozgrywający się tam dramat.

Strażak Łukasz Podstawski, z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Tarnobrzegu przekazał, że na zdjęciu "jest już wszystko, ku przestrodze dla innych". Policjanta z drogówki postanowił chronić przed mediami komendant policji. Widoczny na zdjęciu ratownik Tomasz Ziemianin ze Stalowej Woli zdobył się na opisanie sprawy, ale tylko w mailu:

"Dotarliśmy jako trzeci zespół ratownictwa medycznego, więc już ze świadomością, że jedziemy po pacjentkę w stanie krytycznym, ale jest tam jeszcze dziecko. Okazało, że dziecko jest w stanie niezagrażającym życiu, trzyma je w ramionach jakaś przypadkowa pani (...).

"Należą jej się słowa uznania i podziękowanie, bo była tam na miejscu ogromną pomocą. Dbała, by chłopczyk widział i słyszał jak najmniej, uspokajała go. Wszystkie siły musieliśmy skoncentrować na ratowaniu pacjentki. Przystąpiliśmy do resuscytacji, ale zorientowaliśmy się, że ona nie miała szans przynieść efektów. Wtedy zaczęło do mnie docierać, że to dziecko może być synkiem tej pary biorącej udział w wypadku".

Trzeba było znaleźć chłopczykowi spokojne miejsce, zabrać go stamtąd

"To była dla mnie okropna chwila. Zdałem sobie sprawę, że ten chłopczyk już nie ma rodziców i choć nic nie mogłem zrobić, bo nie było żadnych szans na ratunek dla tej kobiety, poczułem się jakby winny, że ta pacjentka odeszła. Trudno to oddać słowami. Tych emocji nie da się tak do końca opisać. I jeszcze ta bezsilność, która aż bolała w tamtej chwili. Kolega, który już ma dzieci, otwarcie płakał" - opisuje ratownik.

"Zbierałem myśli. Zrozumiałem, że ten maluch jeszcze nie rozumie tego wszystkiego, nie potrafi nawet dobrze mówić, dlatego nie zadaje pytań, ale to też znaczy, że nie będziemy mu musieli wytłumaczyć, co się stało, a to właściwie chyba była jakaś ulga. Trzeba było się skupić na tym, żeby znaleźć chłopczykowi spokojne miejsce w karetce, zabrać go stamtąd, zbadać. Dziecko płakało, wołało mamę... Jedynym światełkiem był wynik badania, który pozwolił stwierdzić, że małemu właściwie nic poważnego nie jest".

Niech to zdjęcie wyeliminuje pijanych kierowców z dróg

Nadal nie milkną echa tej tragedii, która w niedzielę wydarzyła się na trasie Stalowa Wola - Tarnobrzeg. W wypadku zginęło małżeństwo: 37-letnia kobieta i 40-letni mężczyzna, którzy podróżowali z 2,5-letnim chłopcem, najmłodszym z trzech synów.

Autor zdjęcia z wypadku pod Stalową Wolą chciałby, aby wykorzystano je do akcji, która wyeliminuje pijanych kierowców z polskich dróg.

- To zdjęcie powstało tuż po zakończeniu akcji reanimacyjnej. Zapanowała wówczas przygnębiająca cisza. Mam nadzieję, że wywołana dyskusja wokół ofiar wypadków nie zakończy się jutro, czy za trzy dni. Chętnie udostępnię to zdjęcie na rzecz akcji, która wyeliminuje pijanych kierowców z polskich dróg - mówi WP Marcin Radzimowski, dziennikarz i fotoreporter regionalnego dziennika "Echo Dnia".

Według wstępnych ustaleń prokuratury za tragedię odpowiada kierowca audi S7, który w trakcie wyprzedzania zderzył się z jadącym z przeciwka autem. Podróżowała nim rodzina. 37-letni Grzegorz G. w chwili wypadku jechał z prędkością co najmniej 120 km/godz. i miał 1,7 promila alkoholu w organizmie. Mężczyzna miał też odebrane uprawnienia do prowadzenia samochodu z uwagi na przekraczanie prędkości. Nie przyznaje się do stawianych zarzutów i odmawia składania wyjaśnień.

"Bierzcie to zdjęcie". Czas na surowsze kary

Zajmujący się bezpieczeństwem na drogach Łukasz Zboralski, dziennikarz serwisu BRD24.pl, pierwszy zaproponował, że zdjęcie powinno być wykorzystane w kampanii, która wykluczy pijanych kierowców z dróg.

- Podpowiadam rządowi: bierzecie to foto, robicie kampanię "wykluczamy pijanych z dróg". Przygotowujecie społeczeństwo do pokazania projektu odbierania samochodów za jazdę po pijanemu. Wszyscy popierają, projekt przegłosowujecie - napisał na Twitterze Łukasz Zboralski.

Przypomniał, że kilkanaście krajów UE ma regulacje pozwalające zatrzymać pijanym kierowcom ich samochody. Zauważa, że do polityki zaostrzania kar należałoby przekonać sędziów. Przypomniał, że w 2014 roku po głośnym wypadku w Kamieniu Pomorskim (pijany kierowca BMW zabił 6 osób) nowe sankcje przygotowały Ministerstwo Sprawiedliwości.

Krajowa Rada Sądownictwa skrytykowała wówczas zmiany, przekonując, że nie mogą być one wynikiem jednostkowego zdarzenia na drodze.

- Na koniec pamiętajmy, że pijani kierowcy w Polsce zabijają 9 proc. wszystkich ofiar wypadków drogowych. 91 proc. osób traci życie przez całkiem trzeźwych, lecz nie szanujących prawa drogowego rodaków - podsumował Zboralski.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Komentarze (1010)