Wstrząsająca relacja Polaków z lasu Hambach w Niemczech. "Może dojść do kolejnej tragedii"

Po interwencji niemieckiej policji w wycinanym lesie Hambach zginął człowiek. - Służby są brutalne. Na moich oczach łapali ludzi i wywozili ich do aresztu albo bili - mówi Wirtualnej Polsce pan Jarosław, aktywista z Krakowa, który jest w Niemczech od tygodnia.

Wstrząsająca relacja Polaków z lasu Hambach w Niemczech. "Może dojść do kolejnej tragedii"
Źródło zdjęć: © East News
Patryk Osowski

20.09.2018 | aktual.: 20.09.2018 15:22

Las Hambach ma 12 tysięcy lat. Teren wykupiła niemiecka spółka RWE. Od lat karczuje tam tysiące drzew, by móc wydobywać węgiel. Rząd w Berlinie chce niebawem przerzucić się na produkowanie wyłącznie zielonej energii, więc potentat na rynku energetycznym robi wszystko, by jak najszybciej zmaksymalizować zyski.

- Niemieccy ekolodzy chronili las od wielu lat, ale od dawna przyjeżdża tu już także wiele osób z Polski - mówi WP pan Jarosław. Podkreśla, że nie reprezentuje żadnej konkretnej organizacji ani stowarzyszenia. W okolice Kolonii przyjechał z potrzeby serca i jest przerażony tym, co tam zobaczył.

- Najbardziej boję się policji. Można powiedzieć, że oni współpracują z RWE. Często bez powodu ruszają na jakąś grupę, wrzucają do samochodów i wiozą do tymczasowego aresztu - mówi.

Najgorzej wspomina sytuację, gdy część policjantów wyskakiwała z kordonu, łapała jednego z aktywistów i wciągała do swojego szeregu.

- Tam był bity. To robiło ogromne wrażenie szczególnie dlatego, że większość funkcjonariuszy to młodzi ludzie w pierwszych latach służby. Widziałem, że część z nich miała łzy w oczach - wspomina.

- W internecie wygląda to różnie, ale tu na miejscu jest przerażające - dodaje pani Karolina z Wrocławia. Ona również nie chce ujawniać nazwiska, by jak podkreśla, uniknąć ewentualnych nieprzyjemności.

"Steffen spoczywaj w pokoju"

Aktywiści już od 2012 roku żyją w lesie Hambach w zbudowanych przez siebie domkach w koronach drzew. Na jednej z takich platform na wysokości 15 metrów stał w czwartek dziennikarz, który spadł i stracił życie.

Tommy z Aachen (Nadrenia Północna-Westfalia) przyznaje nam, że w Hambach jest od dawna. Twierdzi, że śpiąc i mieszkając na platformach w koronach drzew dotąd nie obawiał się o swoje bezpieczeństwo. - Steffen też świetnie znał to miejsce - mówi Wirtualnej Polsce o zmarłym dziennikarzu. - Nasi znajomi, którzy widzieli jego śmierć twierdzą, że siły specjalne nacierały na domki tuż obok niego. Pewnie chciał udokumentować przemoc, której dopuszczała się policja. Niech spoczywa w pokoju - dodaje.

- Spór trwa od lat, ale dopiero od tygodnia przypomina regularną wojnę - mówią Wirtualnej Polsce aktywiści. - Służby używają specjalnych wysięgników, żeby ściągać ludzi z platform. Po tej tragedii, firma wypożyczająca wysięgniki wycofała się ze współpracy z policją i wydała specjalne oświadczenie. Gdy ten dziennikarz spadł z platformy, wysięgnik był podobno już jakieś 3 metry od niego - twierdzą.

Obraz
© East News

Karolina Woźniak z "Obozu dla Klimatu" jest oburzona działaniami policji. Podkreśla, że wygląda to tak, jakby kraj postrzegany za wzór transformacji energetycznej, zupełnie zmienił priorytety swojej polityki klimatycznej.

- Znaleźliśmy się oto w sytuacji, kiedy prywatna spółka, chce poświęcić unikatowy las, będący dobrem wspólnym wszystkich obywateli, dla zwiększenia swoich zysków. Nie zważa przy tym na wezwania Minister Środowiska Niemiec ani nie czeka na wyniki właśnie obradującej Komisji Węglowej - podkreśla Woźniak.

O co dokładnie chodzi? Kilka miesięcy temu Niemcy powołały do życia specjalną komisję, która do końca roku ma zalecić, kiedy najpóźniej wszyscy przedsiębiorcy całkowicie pożegnają się z węglem. RWE ma z tym problem, bo pokłady złóż mogliby wydobywać jeszcze przez około 40 lat. W imię interesu finansowego robią więc wszystko, by jak najszybciej zwiększyć wydobycie.

W rozmowie z Wirtualną Polską aktywiści przyznają, że wielu z nich rotacyjnie pojawia się w lesie Hambach. - Przyjeżdżamy, gdy tylko możemy. Ale raczej na własną rękę, więc nawet trudno ocenić, ilu jest nas w tej chwili - przyznają.

Rekordowo dużo Polaków ma się tam jednak pojawić w ten weekend. Czwartek i piątek ogłoszone zostały dniami żałoby po śmierci dziennikarza, ale w sobotę protest wróci ze zwielokrotnioną siłą. - W ostatni weekend protestowało nas około 5 tysięcy osób. Teraz może być jeszcze więcej - mówi pan Jarek z Krakowa.

"Sporo Polek i Polaków jest tam na miejscu"

Joanna Pawluśkiewicz z grupy ekologów "Obóz dla Puszczy" stwierdza w rozmowie z Wirtualną Polską, że media i opinia publiczna nie interesowały się dotąd agresją w lesie Hambach. - Musiała się wydarzyć najgorsza tragedia, żeby zaczęło się o tym mówić - zaznacza.

- Wspieramy Hambach jak możemy. Wiemy, że sporo Polek i Polaków jest tam na miejscu. Mamy nadzieję, że są bezpieczni. Wspieramy obywatelskie działania zmierzające do ochrony przyrody i zwracamy uwagę na agresję służb mundurowych prowadzącą do tragedii - podkreśla Pawluśkiewicz.

Chociaż osobiście nie była na miejscu zapewnia, że w Hambach protestują teraz nie tylko Niemcy, ale "ekolodzy z całego świata".

Obraz
© East News

Kopalnia truje, ale daje ludziom pracę

Ekolodzy uważają, że mówienie o jednej ofierze kopalni w Hambach jest błędem. Ich zdaniem, największa dziura w Europie (35 km2) to pojedyncze źródło największego zanieczyszczenia na kontynencie. "Gdyby RWE miał wyeksploatować całe złoże w tym lesie i spalić pozyskany węgiel w swoich kotłowniach, przekroczyłoby to cały, przewidziany dla Niemiec budżet emisji CO2" - informuje niemiecka stacja Deutsche Welle.

Spółka energetyczna przez lata i tak wycięła już około 90 proc. lasu. Ekolodzy podkreślają, że ich walka jest już więc czysto symboliczna.

Zwolennicy RWE argumentują z kolei, że jeżeli nie będzie można eksploatować węgla, znikną tysiące miejsc pracy. Wskazują też, że aktywiści w lesie Hambach nielegalnie zajmują własność RWE.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (489)