Zrobiono z niego kozła ofiarnego
"Wysoki, chudy, przygarbiony - od razu wyglądał jakoś tak ponuro. Nieznośnie ponura, choć typowa była również jego opowieść. Był inżynierem na budowie. Dostał propozycję pracy w nowo powstałej firmie, zaproponowano mu dobre stanowisko z niezłą pensją. Miał być kontrolerem dostaw oraz jakości prac budowlanych. Przez osiem miesięcy wszystko szło wspaniale. Potem kierownik poszedł na urlop, a jego zastępca zachorował. Poproszono Artioma (tak się nazywał nasz nowy towarzysz w celi), by na kilka tygodni zastąpił kierownictwo. Wkrótce się zorientował, że materiały budowlane wcale nie zostały zamówione. Przestraszył się, zaczął dzwonić do kierownika - a jego nie ma. Zastępca również był nieosiągalny. Poszedł na milicję - odesłali go z kwitkiem.
Po jakimś czasie zaczęły się telefony zaniepokojonych inwestorów: bez śladu zniknęło nie tylko kierownictwo firmy, lecz także osiem milionów dolarów.
Ten sam milicjant, który odmówił zajęcia się jego sprawą, zażądał teraz miliona, inaczej zrobi z Artioma kozła ofiarnego. Jak widać, dotrzymał słowa. Artiom dostał osiem lat. Samochód, wyposażenie domu - wszystko zabrali, żeby 'spłacić dług'. Żona tylko raz przyszła na widzenie. Rozmowa się nie kleiła...
Żal człowieka, ale tu co drugi ma taką historię. Na słuchanie jeszcze i o cudzych niedolach brak i sił, i czasu. Każdego dnia posiedzenie sądu, stos papierów, które trzeba przeczytać... Ale przecież nie jego! A on jakby tego nie rozumie. Chodzi i zadręcza swoją beznadziejną historią, że sędziemu jest wszystko jedno, czy jest winien, czy niewinien, że dzieciom w oczy wstyd spojrzeć: tata jest oszustem, okradł ludzi; że prawda nikomu nie jest potrzebna, jeśli się nie ma pieniędzy na łapówkę..." - czytamy w książce.