Antypedofilska kampania
"Znałem chłopaka, który odsiadywał wyrok z "pedofilskiego" paragrafu. Konsekwentnie odrzucano jego prośby o warunkowe zwolnienie albo obniżenie wyroku.
Aleksiej trafił do więzienia w wieku 19 lat. Teraz ma 22 lata. Młody, sympatyczny, bez tatuaży i innych 'więziennych znaków szczególnych'. Pracuś, na starej tokarce robi cuda.
Jego historia jest prosta: jako nastolatek dostał wyrok. Za kradzież. Właściwie nic szczególnego - po pijaku zabrał znajomemu komórkę. Zatrzymano go już po godzinie. I skazano na cztery lata w zawiasach. Strasznie się peszy, gdy nazywam go złodziejem. Wstyd mu za tę komórkę. Nawet mówić o tym nie chce. Minęły dwa lata. Uczył się w tym czasie, a gdy miał 18 lat, poznał na dyskotece dziewczynę - jeszcze niepełnoletnią. Zamieszkali razem w domu jej rodziców. Kiedy osiągnie pełnoletność, mieli wziąć ślub. Ale zaczęła się antypedofilska kampania. To nieduże osiedle, wszyscy wszystkich znają. A że dzielnicowy potrzebował wyników... Rodzice dziewczyny bezskutecznie pisali podania, sama niedoszła panna młoda płakała w sądzie. Sędzia 'wszystko rozumiała', ale przecież ona też musiała wypracować swoją normę. No i kampania wyborcza zobowiązuje... Finał: pięć lat, wliczając w to odwieszone zawiasy. A to minimum tego, co sędzia mogła mu dać.
Ira dwa lata czekała na Aleksieja. Mieli nadzieję, że sąd ponownie rozpatrzy sprawę, że wyjdzie warunkowo. Niestety, stało się jasne, że nikt z biurokratów nie zdecyduje się działać wbrew obowiązującej linii. Nawet do widzeń nie mieli prawa.
Po dwóch latach Losza napisał do Iry: 'Nie czekaj'. I przestał odpowiadać na jej listy.
Patrzę w jego oczy. Nie, nie są wilgotne od łez - od dawna jest już w nich tylko głęboko skrywana rozpacz" - czytamy w książce.