Fala powodziowa płynie do Wrocławia. Ekspert wskazuje największe ryzyka dla miasta
- Znajdujemy się w kluczowej fazie powodzi, w której zarządzamy przepływami wody tak, by uniknąć nałożenia fal wezbraniowych, które kilkoma rzekami dopływają do Wrocławia - mówi WP prof. Paweł Popielski, ekspert w dziedzinie budowy oraz bezpieczeństwa wałów, zapór wodnych i zbiorników przeciwpowodziowych.
18.09.2024 18:34
W Kłodzku, Lądku Zdroju i Głuchołazach zaczęto już sprzątanie po przejściu fali powodziowej, natomiast wysoka woda dotarła już na obrzeża Wrocławia.
- W tym momencie zarządzamy powodzią w ten sposób, że decydujemy, w którym zbiorniku możemy jeszcze gromadzić wodę, a w którym opróżniać. Najważniejsze: nie można dopuścić do tego, aby do Wrocławia w tym samym czasie dopłynęły wezbrania z Nysy Kłodzkiej oraz Odry górnej. Trzeba spłaszczyć falę, zmniejszyć jej wysokość, to decyduje o poziomie wody między wałami i ryzyku dla miasta - tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Paweł Popielski z Politechniki Warszawskiej, specjalista z zakresu budownictwa hydrotechnicznego, inżynierii wodnej i środowiska.
Wody Polskie informowały o tym, że pod Wrocławiem zalewane są poldery, czyli tereny przeznaczone do takich akcji, gdzie szkody wywołane napływającą wodą będą mniejsze niż w miastach. Zbiornik Racibórz Dolny spłaszcza falę na Odrze, a zbiorniki Otmuchów i Nysa na Nysie Kłodzkiej. Jest też zbiornik Mietków, odpowiadający za poziom przepływów w rzece Bystrzyca (dopływ Odry, przepływający przez zachodnie osiedla Wrocławia).
Według prognoz IMGW szczyt fali powodziowej dotrze do Wrocławia 19 września około 2:00 nocy. Wysoki poziom wody utrzyma się przez dwa dni.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Alarm dla Wrocławia. Będzie walka o wały
- Najbardziej niebezpieczna jest wysokości fali i - najważniejsze - żeby jej rzędna była poniżej korony wałów, często podwyższanych różnymi metodami. Dlatego równocześnie lokalnie układa się worki z piaskiem. One nie tylko podwyższają wysokość wału, ale też dociążają sam obiekt. Przelanie się wody górą, nad wałem, powoduje zniszczenie obiektu i dalej zjawiska przebiegają już dynamicznie - podkreśla nasz rozmówca.
Prof. Popielski dodaje, że inną możliwą formą niszczenia wału (bez przelania się nad jego koronną) są deformacje filtracyjne, powstałe na skutek długotrwałego piętrzenia wody i stanu wału przed wezbraniem. Mogą one powodować zniszczenie korpusu lub podłoża wału. Jak wskazuje ekspert, te zjawiska są przyczyną kilkudziesięciu procent awarii wałów przeciwpowodziowych.
"Tsunami rusza w dół". Jak doszło do awarii kilku zapór?
Prof. Popielski odnosi się również do sprawy awarii i zniszczeń kilku obiektów w pierwszych dniach powodzi.
- Przelanie się wody górą to jedna z najczęstszych przyczyn zniszczeń samego obiektu. Jest to skrajnie niebezpieczne. Jeśli skumulujemy wodę w dużej objętości w zbiorniku retencyjnym i potem dojdzie do awarii, jak przelanie się, czy pęknięcia zapory lub wału, to uruchomiona fala niczym tsunami rusza w dół. Na rzece Nysa Kłodzka udało się ograniczyć dynamikę zjawiska. Natomiast na świecie zdarzały się katastrofy, kiedy awaria pierwszego zbiornika niszczyła wszystkie kolejne w kaskadzie - mówi.
Przypomnijmy, że 14 września wieczorem woda przelała się przez koronę zapory zbiornika Stronie Śląskie, a później przez koronę części ziemnej, rozmywając i niszcząc konstrukcję. Wyzwolona fala powodziowa przepłynęła przez miasteczka poniżej obiektów, pustosząc m.in. Stronie Śląskie, Lądek-Zdrój czy Kłodzko.
16 września woda rozmyła tzw. przelew powierzchniowy zbiornika Topola. W efekcie woda zaczęła spływać do następnego w kaskadzie zbiornika Kozielno. Zagrożone były miasta Paczków i Nysa. Falę przyjął kolejny zbiornik, czyli Otmuchów.
- Dociekania o przyczynach awarii zbiorników czy wałów trzeba zostawić na później. Znamy tylko informacje z mediów, nagrania filmów, a nie są to materiały do oceny technicznej. Potrzebujemy szczegółowych danych technicznych i historii eksploatacji obiektów. Nie należy wykorzystywać w ocenach technicznych danych z niepewnego źródła - mówi dalej prof. Popielski. Jest autorem publikacji o bezpieczeństwie obiektów hydrologicznych.
- Elementy techniczne znajdują się w tej chwili pod wodą. Po powodzi należy zbadać stan zapór i zbiorników, zaplanować ich remonty i pojawią się wnioski co do przyczyn zaistniałych sytuacji, które pomogą zapobiegać awariom w przyszłości - podkreśla.
Lekcja z powodzi 2024?
Ekspert Politechniki Warszawskiej przewiduje, że po powodzi z rekordowymi opadami deszczu prawdopodobnie trzeba będzie wykonać naprawy, a może i przebudowę oraz modernizację części obiektów hydrotechnicznych.
- Obserwujemy, że w czasie zmian klimatu zmieniają się sumy opadów. Szacunki i dane, które dawniej przyjęliśmy do opisu powodzi, jaka może zdarzyć się na przykład "raz na sto lat", mogą być już nieaktualne. Zabezpieczając się na kolejne zdarzenia, niże genueńskie, trzeba będzie uwzględnić, że wody może spaść więcej i zmodernizować niektóre elementy obiektów - podsumowuje.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski
Masz zdjęcie lub nagranie, na którym widać skutki powodzi i zniszczenia? Czekamy na Wasze materiały na dziejesie.wp.pl