Zbiorniki retencyjne pod Kłodzkiem. Oto dlaczego nie powstały

Powrót do tej sprawy już jest kłopotem dla kilku polityków i ekologów wspierających w 2019 roku protest przeciwko budowie zbiorników retencyjnych w powiecie kłodzkim. Teraz mieszkańcy proszą o pomoc.

Lądek Zdrój po przejściu fali powodziowej
Lądek Zdrój po przejściu fali powodziowej
Źródło zdjęć: © East News | Marcin Rutkiewicz/REPORTER
Tomasz Molga

18.09.2024 05:58

W Kłodzku, Lądku Zdroju i Głuchołazach zaczęto już sprzątanie po przejściu fali powodziowej. We wtorek mieszkańcy Nysy obronili swoje miasto, łatając uszkodzony wał. Wysoka woda zbliża się do Wrocławia. W WP relacjonujemy te wydarzenia.

- Od kilku dni słyszę, że to właściwie my i polityczki: Monika Wielichowska i Anna Zalewska jesteśmy odpowiedzialni za zalanie Kłodzka i Nysy - mówi WP jedna z osób, które w 2019 roku przewodziły protestowi przeciw budowie systemu suchych zbiorników retencyjnych w okolicach Kłodzka.

Rozmówca początkowo chciał wypowiadać się otwarcie. Po, jak mówi, serii gróźb i wyzwisk przekazanych mu w mediach społecznościowych, chce pozostać anonimowy.

Na uczestników dawnego protestu spada właśnie lawina bezlitosnej krytyki, że przez nich nie udało się zapobiec klęsce żywiołowej 2024 roku. "To wasza wina", "O takich ludziach powinno się uczyć w szkołach", "Nie chcieliście oddać domów i teraz woda sama zabrała", "Zniszczyliście życie setkom ludzi. Powinni was pozamykać" - takie zarzuty padają w mediach społecznościowych.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Pomimo zniszczeń na własnej nieruchomości nie zmienia swojego zdania na temat wydarzeń sprzed lat i słuszności protestu. - Nadal uważam, że zbiorniki, które planowano tu zbudować, nie uratowałyby mieszkańców przed żywiołem. Tamta inwestycja oznaczała spustoszenie krajobrazu kulturowego Ziemi Kłodzkiej i nieszczęścia wysiedleń. Teraz widzimy, że olbrzymia woda jest niemożliwa do złapania systemem zbiorników. Pękła tama w Stroniu Śląskim, fala wezbraniowa zniszczyła zbiornik Topola - przekonuje.

Plan z 2019 roku. Bank Światowy i miliard złotych na ochronę

W przebiegu rzeki Białka Lądecka (kilka dni temu spustoszyła miasteczko Lądek Zdrój) miało powstać pięć zbiorników. Na rzece Nysa Kłodzka planowano dwa i tyle samo na rzece Ścinawka. To część planu z 2019 roku, polegającego na zapobieganiu falom powodziowym w Kotlinie Kłodzkiej. Opracowała go firma inżynieryjna Sweco na zlecenie państwowego zarządcy wód Wody Polskie, pieniądze (1,5 mld zł) wykładał Bank Światowy.

W projekcie oszacowano, że zbiorniki przyjmą wodę o wielkości występującej "raz na sto lat". Miało to zakończyć regularne kłopoty miejscowości powiatu kłodzkiego. Minusy? Tylko zbiornik w miejscowości Radochów miał mieć powierzchnię 64 ha, kończył się zaporą o wysokości 18 m. W Długopolu wysiedlona miałaby zostać prawie połowa wsi. Wariant budowy 16 zbiorników wiązał się z wysiedleniem 2,5 tys. osób. Przyjęto wersję budowy dziewięciu zbiorników, kosztem przesiedlenia około 1200 osób.

Powódź 2024. Zniszczenia w miejscowości Lewin Brzeski
Powódź 2024. Zniszczenia w miejscowości Lewin Brzeski© East News | Andrzej Iwanczuk/REPORTER

Nie oddali domów. Po latach powódź i tak je wzięła

- Taki zbiornik w centrum wsi całkowicie zburzy nasz piękny krajobraz, a my żyjemy z turystyki - powiedziała podczas publicznych konsultacji jedna z mieszkanek Radochowa. "Nie oddamy ziemi, nie oddamy domów zbiorniki niepotrzebne są tu nikomu. Długopole Górne mówi NIE!!! - to hasło z transparentów protestujących mieszkańców.

Wsparli ich ekolodzy: "w demokratycznym kraju, trudnym do zaakceptowania jest pomysł, aby ochronić przed powodzią kilkanaście tysięcy ludzi, kosztem co najmniej kilkuset innych" - czytamy w uwagach do projektu organizacji "Koalicja Ratujmy Rzeki".

Ich opracowanie liczy 22 strony. Autorzy skrytykowali koncepcję skali przygotowań na powódź, jaka może się "zdarzyć raz na sto lat". Obliczali, że bardziej uzasadniona jest ochrona przed zdarzeniami o mniejszej skali. Krytykowali, że ryzyko powodzi ograniczane jest przez zastosowanie "metod inżynieryjnych, najbardziej ingerujących w środowisko społeczne i przyrodnicze".

Lider "antyzbiornikowego stowarzyszenia" zwierza się WP, iż w 2019 roku zakładał, że protesty są skazane na niepowodzenie. Myślał, że rządzący z Prawa i Sprawiedliwości się nimi nie przejmą. - Właśnie rozpoczynała się kampania wyborcza do Parlamentu Europejskiego. Pomogło nam to, że na presję mieszkańców zaczęli reagować politycy - dodaje.

- W pewnym momencie, po dużym spotkaniu z mieszkańcami przedstawicielka Banku Światowego przyznała, że skoro sprawa budzi tak duże kontrowersje, to bank odstępuje od jej sfinansowania. Wody Polskie zadeklarowały, że nie będzie kolejnych wielkich zbiorników przeciwpowodziowych. Uważam, że była to próba stworzenia iluzorycznej ochrony. Pomysł powstał, bo poszukiwano możliwości wydania środków Banku Światowego. Był to miś uszyty przez tamtą władzę - podsumowuje uczestnik protestów.

Odcięcie się polityków. "Ja wspierałam"

Ówczesne protesty mieszkańców wspierała posłanka PO Monika Wielichowska (dziś wicemarszałek Sejmu). Napisała interpelację poselską na podstawie argumentów przeciwników. We wpisie na Facebooku napisała, że nie ma zgody na zbiorniki, a "Wody Polskie wydały publiczne pieniądze w błoto".

Dziś twierdzi, że jest bezzasadnie hejtowana przez politycznych przeciwników. Odcina się od wspierania protestów, twierdząc, że to minister gospodarki morskiej i Wody Polskie podjęli decyzję o zaniechaniu inwestycji.

W obronie Wielichowskiej musiał stanąć marszałek Sejmu Szymon Hołownia. Czepliwemu dziennikarzowi TV Republika zarzucił, że chce "robić rozliczenia", "kręcić partyjną wojenkę".

Anna Zalewska z PiS (w 2019 roku posłanka i minister edukacji) również wspierała protesty mieszkańców. W wypowiedzi dla mediów z 2019 roku tłumaczyła, że jako lokalna posłanka musiała reagować na sygnały mieszkańców. Sugerowała nawet, że Bank Światowy podejmuje decyzje o wywłaszczeniach ludzi.

Gdy teraz znalazła się w ogniu krytyki, opublikowała oświadczenie: "Zawsze wspierałam inwestycje w infrastrukturę przeciwpowodziową na terenie Kotliny Kłodzkiej i Przedgórza Sudetów!". Ze zdumieniem obserwuję zaczepki i próbę zrzucenia odpowiedzialności na poprzedników przez polityków partii rządzącej dotyczące budowy suchych zbiorników retencyjnych na terenie Kotliny Kłodzkiej" - czytamy.

Byli przeciwko. Zalało ich. Teraz proszą: przyda się wszystko

Z burzliwego spotkania protestujących, polityków i ekspertów w Międzylesiu zachował się na YouTube materiał nagrany przez TV Sudecką. Widać na nim emocje kilkuset mieszkańców. Zdziwienie i zakłopotanie na twarzach Beriny Uwimbabazi z Banku Światowego oraz wiceprezesa Wód Polskich Krzysztofa Wosia.

Minister Zalewska została wygwizdana. W takiej atmosferze uczestnicy zadeklarowali, że porzucają plany. Inwestycje przeciwpowodziowe, ale już w ograniczonym zakresie miały dotyczyć tylko czterech zbiorników.

Archiwalny materiał "W MIĘDZYLESIU PADŁY DEKLARACJE, ZBIORNIKÓW NIE BĘDZIE"

W materiale TV Sudecka wystąpił m.in. Tomasz Korczak, burmistrz Międzylesia (powiat kłodzki). "Powiedziano, że nic nie będzie" - powiedział do kamery z satysfakcją. W 2024 roku Korczak nadal jest burmistrzem. 15 września ogłaszał ewakuację własnych mieszkańców, z terenów położonych przy Nysie Kłodzkiej. Musiał ogłosić także ewakuację miejscowości Długopole Górne (to ci od transparentu "zbiorniki niepotrzebne są tu nikomu"). Finału sprawy dopełnia aktualny apel strażaków z Międzylesia o pomoc dla powodzian.

"Wilkanów doznał kolejnej tragedii porównywalnej z rokiem 97. Potrzebne jest niemal wszystko, środki czystości, chemia, pralki, osuszacze, koce, wiadra, jednym słowem: wszystko. Punkt zbiórki darów hala w Wilkanowie i Szkoła Podstawowa" - to już wpis sołtysa miejscowości. Na Facebooku przypomniano mu protest i transparent o treści: "Dla zbiornika Wilkanów powiedz NIE".

Interes prywatny czy ogółu? Jeden ze zbiorników ochronił 1200 osób

- Zapomnieć o tamtym, wszystkim należy się pomoc. Ludzie zmienią zdanie, ale dopiero po takich katastrofach jak teraz. Ja jestem w stanie zrozumieć emocje sprzed lat - komentuje dla WP gen. Ryszard Grosset, były zastępca Komendanta Głównego Państwowej Straży Pożarnej. Podczas powodzi z 1997 roku był koordynatorem akcji przeciwpowodziowej.

- Interes prywatny musi ustąpić przed interesem ogółu. Przypominam rok 1997, powódź we Wrocławiu i bunt mieszkańców jednej wsi przeciwko decyzji, aby zerwać wały. Mogliśmy zalać jakieś pola i część małej miejscowości, a utonęło całe miasto - dodaje Grosset.

Przypomina, że protestowano również przeciwko wysiedleniom pod budowę zbiornika Racibórz Dolny. To na nim opiera się w 2024 roku strategia obrony Wrocławia przed wielką wodą.

Do sprawy protestów nawiązuje komunikat Wód Polskich z 17 września: "Cztery oddane do użytku w latach 2021-23 suche zbiorniki przeciwpowodziowe na Ziemi Kłodzkiej: Szalejów, Krosnowice, Roztoki i Boboszów zgromadziły łącznie blisko 15 mln m3 wody, spłaszczyły falę powodziową, która dotarłaby do Kłodzka i popłynęła w kierunku Nysy. Wybudowany w 2021 r. zbiornik Roztoki na potoku Goworówka ograniczył falę wezbraniową z Nysy Kłodzkiej do Kłodzka. Zbiornik zgromadził ponad 2,5 mln m3 wody i bezpośrednio ochronił 1200 osób" - podsumowały Wody Polskie.

Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
powódźkłodzkoWody Polskie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1303)