Wróblewski: "Każdy polityk PiS wybrany do PE przyjmie mandat europosła. Innej opcji nie ma" (Opinia)
Nieprzyjęcie mandatu deputowanego do Parlamentu Europejskiego przez posła na Sejm nie wchodzi w grę. Wbrew pojawiającym się spekulacjom, nikt z PiS nie zrezygnuje też rychło z mandatu europosła, jeśli ów mandat zdobędzie. Wynika to nie tylko z woli kierownictwa PiS, ale i z przepisów prawa.
21.02.2019 | aktual.: 22.02.2019 11:15
– Nie należy spodziewać się, aby któryś z naszych liderów rozważał rezygnację z mandatu bezpośrednio po wyborze na posła PE. Nie wystawiamy kandydatów po to, aby zapracowali na odpowiedni rezultat, a następnie nie przyjęli mandatu – przekonuje Adam Bielan.
Wicemarszałek Senatu wie, co w trawie piszczy, a jego opinie – do tego tak jednoznaczne – nigdy nie padają z jego ust bez wiedzy kierownictwa PiS (czytaj: Jarosława Kaczyńskiego)
.
Bielan otrzymał sygnał, by przeciąć spekulacje, jakoby start popularnych członków rządu w wyborach do PE – jak choćby Joachima Brudzińskiego – był "wielką ucieczką" (narracja opozycji), by potem wrócić i umożliwić kolegom z dalszych pozycji z list do PE "wskoczyć" na miejsce liderów w europarlamencie.
Kluczem jest jednak słowo "bezpośrednio po wyborze": Bielan zatem nie wykluczył, iż któryś z europosłów PiS może zrezygnować z mandatu w PE w późniejszym terminie – np. w okolicach wyborów do Sejmu i Senatu.
Niepotrzebny ferment
Pole do niekorzystnych dla PiS spekulacji stworzyła w tym tygodniu rzecznik PiS Beata Mazurek, która – lekko podirytowana pytaniami dziennikarzy w Sejmie – stwierdziła: – Jak zdobędziemy mandat, to będziemy decydować, czy będziemy go obejmować.
Wypowiedź ta wywołała niemałą burzę.
Swoje dorzucił minister środowiska Henryk Kowalczyk, mówiąc w RMF FM: – Rekonstrukcja rządu? Po wyborach do Parlamentu Europejskiego. Ministrowie staną przed decyzją, czy iść do europarlamentu, czy zostać w rządzie [jak jednak słyszymy, do rekonstrukcji dojdzie wcześniej, w marcu lub kwietniu - przyp. red.).
Dodatkowy ferment wzbudzały wypowiedzi szefa Centrum Analiz Strategicznych przy KRPM Waldemara Parucha.
"Zawsze jest możliwy taki wariant, że kiedy będzie powstawał kolejny rząd Prawa i Sprawiedliwości po wygranych wyborach na jesieni, to niekiedy europosłowie wracają obejmować stanowiska rządowe. Tak było z Dawidem Jackiewiczem. Zjednoczona Prawica jest na tyle zdyscyplinowana wewnętrznie, że taki manewr rzeczywiście jest możliwy” – mówił profesor w rozmowie z Marcinem Fijołkiem we wPolsce.pl.
Do pieca Paruch dorzucił jeszcze w rozmowie z Konradem Piaseckim w TVN24, mówiąc, iż "w demokracji zmienność na stanowiskach, które się przyjmuje, jest czymś naturalnym".
Te wszystkie wypowiedzi – w zderzeniu z twierdzeniem Bielana – wprowadzają pewien chaos komunikacyjny w przekazie PiS.
Jasne deklaracje
Prof. Paruch ma o tyle rację, że faktycznie europoseł – po jakimś czasie przepracowanym w Brukseli – może złożyć mandat, a wówczas na jego miejsce "wchodzi" kolejna osoba z listy z najwyższym wynikiem. Tak zrobił choćby Janusz Korwin-Mikke kilka lat temu (jego miejsce zajął wówczas Dobromir Sośnierz), robili to także politycy PiS (jak Janusz Wojciechowski)
.
Można teoretycznie założyć, że – przykładowo – Joachim Brudziński po wyborach do PE rezyguje z mandatu, a pół roku później startuje w wyborach do Sejmu. Ale podobno opcja ta nie jest w tej chwili brana pod uwagę w PiS (choć, biorąc pod uwagę zaskoczenie listami PiS, niczego nie można być pewnym, gdy idzie o decyzje podejmowane przez Kaczyńskiego).
Brudziński – to mimo wszystko pewne na sto procent – jeśli dostanie się do PE – a to też jest pewne – przyjmie mandat europosła.
Jeśli ów mandat zdobędzie, to – jak wskazują przepisy – automatycznie wygasa mu mandat posła na Sejm. Zgodnie z kodeksem wyborczym bowiem mandat posła na Sejm wybranego do Parlamentu Europejskiego wygasa z chwilą opublikowania obwieszczenia Państwowej Komisji Wyborczej o wyborze do PE. Prawo nie przewiduje procedury zgody bądź niezgody na objęcie mandatu.
Europoseł nie może także - co oczywiste i co wprost wynika z kodeksu - sprawować funkcji ministra.
Dziennikarka "Gazety Wyborczej" Dominika Wielowieyska zapytała Brudzińskiego wprost na Twitterzee: "A czy może Pan, Panie Ministrze, zapewnić tu i teraz, że nie zrezygnuje Pan z mandatu europejskiego i dotrwa do końca kadencji PE? Taka deklaracja jest bardzo ważna. Czekamy. Prosta deklaracja".
Brudziński przeciął spekulacje: "Będę w PE pełną kadencję jako europoseł". – Jeżeli wyborcy mi zaufają i zdobędę mandat w PE, wtedy odpowiem na to pytanie i będzie to odpowiedź twierdząca. Tak, zamierzam ciężko i odpowiedzialnie pracować dla Polski w PE. W takiej właśnie kolejności, dla mnie i mojej partii zawsze na pierwszym miejscu jest Polska" – napisał obecny szef MSWiA.
Najkrócej rzecz ujmując: wbrew temu, co twierdzi opozycja, rzecznik PiS, minister środowiska i niektórzy nie do końca zorientowani w sprawie dziennikarze, każdy z polityków PiS, który dostanie się do Parlamentu Europejskiego, przyjmie mandat europosła. Bo MUSI. Wszelkie inne pojawiające się teorie po prostu wprowadzają wyborców w błąd.
CZYTAJ TEŻ: Rzecznik rządu o listach PiS: "Pokazują, jak ważna dla premiera jest polityka europejska"