PolskaWróbelek prezesa

Wróbelek prezesa


Czy Marzenę Wróbel, nową gwiazdę PiS w komisji śledczej, ktoś podejrzewa o słabość do róż i wyczynową jazdę na rowerze? Nikt. I nawet partyjni koledzy nie wszystko wiedzą o jej możliwościach.

Wróbelek prezesa
Źródło zdjęć: © PAP

13.07.2009 | aktual.: 20.07.2009 10:54

Od kiedy w kwietniu tego roku pojawiła się w sejmowej komisji śledczej do spraw nacisków, posypało się na jej głowę wiele epitetów. Przewodniczący komisji Sebastian Karpiniuk z PO nazwał ją „rozpędzonym pociągiem pancernym”. Jego partyjny kolega Robert Węgrzyn poradził, by przed posiedzeniami komisji spalała nadmiar energii, tańcząc na rurze. A kolejny śledczy Mieczysław Łuczak z PSL stwierdził: – Cieszę się, że moje dzieci wychowały się z daleka od szkoły, w której pani uczyła.

Członkowie komisji zgodnie narzekają na mentorski, nieznoszący sprzeciwu ton Marzeny Wróbel. Irytuje ich jej arogancja i wtrącanie się w pół słowa, przez co dziennikarze okrzyknęli ją rottweilerem PiS – w odróżnieniu od Jacka Kurskiego, który wcześniej zyskał miano bulteriera. W PiS wprost mówi się o pani Marzenie, że to „facet z jajami”.

Prezesa atakuję aborcją

45-letnia Wróbel stała się znana dzięki występom w komisji śledczej. Zastąpiła w niej Jacka Kurskiego odwołanego po zarzutach namawiania świadka do zmiany zeznań. Równocześnie Kurski wystartował do europarlamentu i z Sejmu przeniósł się do Brukseli. – Sam zaproponowałem Wróbel na moje miejsce. Wcześniej popierałem ją, by weszła do komisji śledczej w sprawie Olewnika – mówi Kurski. – Pamiętałem ją z partyjnych spotkań, gdzie budziła respekt i potrafiła przeciwstawić się nawet prezesowi.

W czym się przeciwstawić? Tego Kurski już nie pamięta. Za to sama zainteresowana i owszem: – Poszło o aborcję. Opowiedziałam się za jej bezwarunkowym zakazem i wpisaniem go do konstytucji. W partii nastąpiło pęknięcie. Posłowie walczący o ochronę życia od poczęcia odeszli z klubu, ja jako jedyna z tej grupy wzięłam udział w kolejnym posiedzeniu i w ostrej dyskusji, w wyniku której zostałam w partii – opowiada.

Prezesowi Kaczyńskiemu miało to dać do myślenia: baba twarda jak skała. Opoka, na której można budować pozycję PiS. Spodobało mu się także zacięcie, z jakim walczyła o nowelizację ustawy o rekompensatach dla osób represjonowanych. Dotychczasowe prawo dotyczyło tylko poszkodowanych w latach 1944–1956. Wróbel chciała nim objąć również późniejsze ofiary komunistycznego systemu – zwłaszcza radomskiego czerwca 1976 roku. – Stawałam na głowie i udało się. Nowelizacja przeszła podczas jednego z ostatnich głosowań przed wyborami 2007 roku. To mój największy sukces – wyznaje. I wielki kredyt zaufania, jaki zdobyła u liderów partii.

– Nic dziwnego, że gdy zabrakło Kurskiego, właśnie jej PiS przydzielił zadanie bezwarunkowej ochrony partyjnych interesów przed śledczymi. Rozjuszona umie atakować – uważa poseł SLD Krzysztof Matyjaszczyk. Mieczysław Łuczak z PSL dodaje: – Rola pani Wróbel to mącenie toku prac komisji, bo w mętnej wodzie ryb nie widać. A ryby, które komisja chce złowić, są grube: były premier Jarosław Kaczyński, były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, były zastępca prokuratora generalnego Jerzy Engelking.

Sama Wróbel zapewnia, że partyjnych dyspozycji nie dostaje, a z Jarosławem Kaczyńskim rozmawiała o komisji tylko raz: gdy gratulował jej wyboru przez Sejm na stanowisko śledczej.

Nie ukrywam, kocham róże

W PiS, choć podziwiają Wróbel – bo jak mówi poseł Adam Hofman, „w kaszę nie da sobie dmuchać” – to wiedzą o niej mało. Nawet poseł Marek Suski, który w wyborach 2005 roku wciągnął ją na listę w okręgu radomskim, nie wie, z kim i czy w ogóle Marzena Wróbel utrzymuje w partii bliższy kontakt. – Lansowałem ją, bo miała opinię sprawnego radnego – tłumaczy.

Wróbel do polityki weszła z AWS, potem wstąpiła do PiS. Radną w rodzinnym Radomiu została w 2002 roku. Obecna na każdej sesji i w każdej dyskusji. Nienaganna frekwencja została jej do dziś. Z 2550 głosowań, które odbyły się w Sejmie za jej bytności, była obecna na 2403.

W Radomiu pamiętają ją jako osobę, która zawsze broniła swych racji. Gdy uznała, że prywatyzacja rury ciepłowniczej jest dobrym rozwiązaniem, głosowała za tą inwestycją, choć było to wbrew stanowisku radnych PiS.

Do rady miejskiej trafiła jako szefowa radomskiego ośrodka doskonalenia nauczycieli. Tę funkcję objęła, wygrywając konkurs, ale by móc ją sprawować, zrobiła podyplomowe studia z zarządzania w Kaliszu. Jej pierwsze wyższe wykształcenie to polonistyka. Tytuł magistra zdobyła na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim za pracę na temat „Mistrza i Małgorzaty” Michaiła Bułhakowa. Od razu po studiach, w 1991 roku, trafiła w Radomiu do szkoły podstawowej jako nauczycielka. – Nie ukrywam, że moim celem nie była podstawówka. Gdy nadarzyła się okazja przejścia do Zespołu Szkół Elektronicznych w Radomiu, chętnie skorzystałam – wyjaśnia („nie ukrywam” to ulubione powiedzonko Marzeny Wróbel).

Uchodziła za nauczycielkę piłę. Pały sypały się obficie. – Wymagająca, konsekwentna, sroga. Nie przypominam sobie, by jeździła z uczniami na wycieczki. Raczej do teatru czy kina, bo to było kontynuacją lekcji polskiego – wspomina Ewa Chylicka, wicedyrektor zespołu szkół elektronicznych.

– Nie ukrywam, że byłam sroga, ale jak ktoś już doszedł u mnie do matury, to ją zdawał – zapewnia Wróbel.

Do dziś jej koszmarny sen to nieprzygotowanie uczniów do egzaminu dojrzałości. Do Radomia wraca jednak chętnie. A zwłaszcza do swej samotni (jest rozwódką) za miastem. – W lesie, na wzgórzu mam działkę i sadzę na niej róże – przyznaje. Do róż ma słabość i pewnie dlatego, gdy poseł Węgrzyn przyniósł jej jako przeprosiny za „rurę” bukiet róż, przyjęła je bez słowa komentarza, co w jej przypadku jest dużym wyczynem. * Jestem długodystansowcem*

Pąsowe róże okazały się chwilowym przerywnikiem w poselskiej szarpaninie w komisji śledczej. „Przyzwyczajcie się wreszcie do tego, że podlegacie kontroli społeczeństwa” albo: „Macie obowiązek odpowiadać tak, by było to zrozumiałe dla szarego obywatela” – tego typu maksymy posłanka Wróbel wygłasza na każdym posiedzeniu komisji. Zarówno w stosunku do przesłuchiwanych świadków, jak i do posłów śledczych.

– Jestem posłem RP i rażą mnie ataki na funkcjonariuszy państwa. A posłowie z PO, PSL i SLD z góry postawili tezę, że były nieprawidłowości w czasie rządu PiS, i za wszelką cenę chcą je udowodnić. Razi mnie zadawanie przez nich pytań z tezą. Temu się sprzeciwiam – tłumaczy swój agresywny, wcinający się każdemu w słowo sposób zabierania głosu w komisji śledczej.

– Do tego jej tembr głosu, jakby wciąż krzyczała. I sposób mówienia na jednym oddechu przez pięć minut. Jak ktoś łapie oddech, to można mu przerwać, a posłanka Wróbel peroruje jak cyborg – martwi się szef komisji Sebastian Karpiniuk. Początkowo wyłączał jej mikrofon, ale wtedy PiS posądził go o praktyki stalinowskie. Zapewnia więc, że na najbliższym posiedzeniu 14 i 15 lipca spróbuje użyć do spacyfikowania nadaktywnej posłanki pewnego nowego kruczka regulaminowego.

Marzena Wróbel nie boi się żadnych kruczków. – Jestem długodystansowcem, tak w polityce, jak w sporcie. Mało kto wie, bo moja postura na to nie wskazuje, ale potrafię bez odpoczynku przepłynąć dwa kilometry. Z jazdą na rowerze jest podobnie.

– O sportowych wyczynach pani poseł nie miałem pojęcia, ale że jest długodystansowcem, wiem doskonale – przyznaje Karpiniuk. – Ostatnio podczas wspólnej podróży do Telewizji Trwam próbowałem wkraść się w jej łaski, porozmawiać po ludzku, nie o polityce. Ale każdą próbę brała za podstęp i nie podjęła rozmowy. Długodystansowiec z założenia.

Aleksandra Pawlicka

Źródło artykułu:WP Wiadomości
pokomisja śledczamarzena wróbel
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)