Biały Dom pod ostrzałem
W listopadzie 2011 roku przed Białym Domem zatrzymuje się czarna Honda. Jej kierowca ma przy sobie półautomatyczną broń palną. Nie niepokojony przez nikogo co najmniej siedem razy wypala w kierunku prezydenckiej siedziby. Jedna z kul przebija szybę na drugim piętrze i grzęźnie w kolejnej kuloodpornej szklanej warstwie. Inna zatrzymuje się na okiennej ramie, kilka trafia w dach. W czasie ostrzału prezydencka para jest poza Białym Domem, jednak w środku przebywa Sasha, młodsza córka Obamów oraz Marian Robinson, teściowa prezydenta, a lada chwila do domu ma wrócić starsza córka Malia.
Gdy padły strzały, agenci Secret Service natychmiast zareagowali. Snajperzy na dachu Białego Domu spoglądali w lunety w poszukiwaniu napastnika, a agentka, czuwająca pod tarasem, którego okna zostały ostrzelane, wyjęła broń z kabury. Jednak zwierzchnik ochroniarzy uspokoił atmosferę i wydał rozkaz pozostania na stanowiskach. Ocenił bowiem, że nikt nie otworzył ognia w kierunku prezydenckiej siedziby, a hałasy dochodziły ze strzelającego tłumika jednego z aut, akurat mijających Biały Dom.
Podwładni nie chcieli podważać oceny szefa i liczyli, że sprawa rozejdzie się po kościach. Ostrzał ujawniono dopiero po czterech dniach, gdy jedna z służących odkryła pękniętą szybę i kawałki pokruszonego cementu. Niezrównoważonego napastnika ujęto przypadkiem. 21-letni Oscar Ramiro Ortega-Hernandez rozbił i porzucił zarejestrowane na swoje nazwisko auto kilka ulic dalej, zostawiając w środku broń. Początkowo to właśnie pod zarzutem jej posiadania poszukiwała go policja, jednak szybko okazało się, że to Hernandez ostrzelał Biały Dom. Za swój wyczyn posiedzi w więzieniu do 2033 roku.
Na zdjęciu: ślady po kuli, która trafiła w szybę.