Już wtedy stała się obiektem kpin i żartów
Ewa Kopacz zaczęła w złym stylu. Pierwszą wpadkę zaliczyła już podczas prezentowania składu swojego rządu. Krótka uroczystość w budynku Politechniki Warszawskiej stała się obiektem kpin, bo uznano ją za zbyt emocjonalną. Pani premier prezentując Małgorzatę Omilanowską, przedstawiła ją jako minister szkolnictwa wyższego, zamiast minister kultury i dziedzictwa narodowego. Problemy pojawiły się też, kiedy postanowiła powiedzieć coś miłego o każdym z ministrów. Mogliśmy się więc na przykład dowiedzieć, że nowy minister sprawiedliwości "Czarek Grabarczyk" (tak przedstawiła go Kopacz) "kocha ludzi". O Mateuszu Szczurku, od listopada 2013 r. ministrze finansów, usłyszeliśmy, że nie śpi po nocach. Z kolei Grzegorz Schetyna "bardzo ładnie współpracował" z Sikorskim.
Później Kopacz odpowiadała na pytania reporterów, m.in. o Ukrainę i ewentualną sprzedaż broni do tego kraju, jako pomoc w starciu z Rosją. Tak na to odpowiedziała: - Wie pan, ja jestem kobietą. (...) Polska powinna zachowywać się jak polska, rozsądna kobieta. Nasze bezpieczeństwo, nasz kraj, nasz dom, nasze dzieci są najważniejsze. Twitter nie zostawił na niej suchej nitki. Zarzucono jej seksizm a rebours: "Równość to nie jest powielanie stereotypów", "Infantylne" - oceniali komentatorzy.
"Szlag mnie trafia, kiedy słyszę, jak premier chwali się, iż jest kobietą. To nie wybieg dla modelek, liczą się kompetencje, nie płeć" - napisała dziennikarka Marta Wawrzyn. "Jestem kobietą Wodą ogniem burzą perłą na dnie Wolna jak rzeka Nigdy nigdy nie poddam się" - ironizował dziennikarz Konrad Piasecki. Jan Rokita prezentację rządu przez Kopacz nazwał "imprezą, która przekształciła się w widowiskową porażkę pani premier".