Wołodymyr Zełenski i jego dyplomatyczne chwyty. Stawia polityków pod ścianą
W Polsce o katastrofie smoleńskiej, w USA o atakach terrorystycznych na World Trade Center i walkach w Pearl Harbor, we Włoszech o "wakacyjnym kierunku zbrodniarzy", a w Niemczech o "murze, który dzieli Europę". Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski raz po raz stawia europejskich polityków w nieprzyjemnym położeniu. I najpewniej podczas szczytu NATO sięgnie po swój stały chwyt.
W czwartek w kwaterze głównej NATO w Brukseli rozpocznie się nadzwyczajny szczyt państw członkowskich. O godzinie 10 rozpocznie się posiedzenie Rady Północnoatlantyckiej - najwyższego organu decyzyjnego w ramach Sojuszu. Na miejscu pojawią się przedstawiciele 30 krajów oraz najprawdopodobniej prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.
O jego wizycie informuje agencja Interfax-Ukraina, a zapowiada ją rzecznik prezydenta Serhij Nykyforow. Opcja minimum to wystąpienie Zełenskiego, opcja maksimum to udział w obradach. Szczegóły nie są znane.
- Prezydent Zełenski z pewnością znów wykorzysta okazję, by postawić światowych przywódców pod dyplomatyczną ścianą i przed trudnymi pytaniami. A najważniejsze z nich będzie jedno: jak NATO ma zamiar dalej pomagać Ukrainie? Z pewnością padnie podczas otwartej części spotkania. Podczas zamkniętej, jeżeli taka będzie, to pojawią się już raczej szczegóły dotyczące stanu sił zbrojnych Ukrainy, postępów i strat oraz planów taktycznych na kolejne tygodnie - przewiduje w rozmowie z Wirtualną Polską dr Jerzy Marek Nowakowski, dyplomata i były ambasador RP na Łotwie oraz w Armenii.
I podkreśla, że - jak zawsze - prezydent Ukrainy będzie odnosił się do wydarzeń historycznych, by zdobywać serca i zainteresowanie społeczeństw.
- Ma taką taktykę od dawna i czerpie z niej dwie korzyści. Po pierwsze, czasami obnaża hipokryzję i naciska na elity polityczne poszczególnych państw. Po drugie, choć są to wystąpienia przed politykami, to są skierowane do poszczególnych narodów. I myślę, że niebawem usłyszymy porównania do Monachium i układu monachijskiego z 1938 roku. Oddanie Czechosłowacji tylko rozzuchwaliło Adolfa Hitlera, który rok później rozpoczął wojnę z całym światem. Prezydent Ukrainy będzie ostrzegał, że oddanie jego kraju i tak sprowadzi kolejną globalną wojnę, bo Władimir Putin się nie zatrzyma - tłumaczy.
I podkreśla, że kolejne wystąpienia prezydenta Zełenskiego są sprytnie tworzone.
W USA nawiązywał do pamięci o ataku na Pearl Harbor w 1941 roku i zamachach terrorystycznych z 11 września 2001 roku. Wspomniał o "potwornym poranku - 7 grudnia 1941 roku - kiedy nagle zaroiło się od samolotów podrywających się do ataku". Bombardowanie wojskowej bazy na Hawajach kosztowało życie ponad 2 tys. amerykańskich żołnierzy. I rozpoczęło wojnę z Japonią.
Ostatecznie spora część zaatakowanych pancerników i niszczycieli wróciła do służby, tylko niektóre były złomowane. Większość została odbudowana. "Pearl Harbor" w amerykańskiej pamięci o II wojnie światowej zagościł już jednak na zawsze. Baza Clark Field na Filipinach została zaatakowana kilka godzin później - i też ginęli amerykańscy żołnierze - jednak takiego samego statusu historycznego już nie zyskała. Franklin Delano Roosevelt dzień ataków nazwał "dniem niesławy" (z ang. a day of infamy), a jego słowa weszły do powszechnego użytku.
Tak jak i "mam marzenie", którym była równość wszystkich Amerykanów. To słowa Martina Luthera Kinga, czyli amerykańskiego pastora i lidera ruchu praw obywatelskich w USA. Dla prezydenta Ukrainy stały się punktem odniesienia. - Dzisiaj do was mówię - mam potrzebę, żebyście nam pomogli - przekonywał przed Kongresem USA Wołodymyr Zełenski.
W Niemczech ukraiński lider tłumaczył, że mur pomiędzy wolną Europą musi być zburzony. I w ten sposób nawiązywał do upadku berlińskiego muru z listopada 1989 roku. Betonowy mur, ale i okopy, zapory oraz systemy min o długości ponad 156 kilometrów dzieliły Niemcy i Niemców przez blisko 38 lat. A próby przekroczenia muru kosztowały życie kilkaset osób.
W Polsce z kolei prezydent Ukrainy przypomniał słowa nieżyjącego prezydenta Lecha Kaczyńskiego - z wizyty w stolicy Gruzji w 2008 roku. "Dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę" - mówił Lech Kaczyński ponad dekadę temu. Ledwie kilka dni temu cytował go prezydent Ukrainy. I przypomniał katastrofę prezydenckiego samolotu w Smoleńsku. "Pamiętamy waszą tragedię. Pamiętamy, jak były badane okoliczności tej katastrofy" - powiedział.
"Wyobraź sobie, że o 4 rano ty i twoje dzieci słyszycie straszne wybuchy. Słyszycie uderzenia w lotnisko Ottawy i w dziesiątki innych miast waszego pięknego kraju. A dzieci obejmują cię i pytają: co się stało tato?" - tak z kolei zwrócił się do premiera Kanady Justina Trudeau. I powiedział: wyobraźcie sobie, co czują Ukraińcy i Ukraina.
I tak kraj po kraju, parlament po parlamencie, spotkanie po spotkaniu. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski raz po raz przypomina poszczególnym przywódcom i społeczeństwom ich narodowe traumy. I sugeruje wprost: dziś narodową katastrofę przeżywają Ukraińcy. I proszą o pomoc.
"Łączy historie, ale i emocje narodowe"
Podczas wtorkowego wystąpienia we Włoszech nie pojawiło się żadne historyczne odwołanie. Pojawiło się za to nawoływanie, by kraj z południa Europy nie był już resortem dla rosyjskich zbrodniarzy, którzy masowo wykupowali tutaj posiadłości w najbardziej prestiżowych lokalizacjach. Nabrzeże jezior Como i Garda (będących blisko Mediolanu) usłane jest w rosyjskich nieruchomościach.
Nad Lago di Como posiadłości mieli nie tylko George Clooney czy Brad Pitt, ale i Władimir Sołowjow, gwiazda rosyjskiej telewizji Rossija-1. To czołowy prokremlowski dziennikarz w tym kraju.
- Prezydent Ukrainy w swoich wypowiedziach łączy historie, ale i emocje narodowe. To pada na podatny grunt, to ma wyraźnie pozytywny odbiór. A jeżeli o przywódcy jakiegokolwiek kraju i jego rodakach zaczyna się myśleć ciepło, to jest się o wiele bardziej skłonnym do niesienia mu pomocy - mówi Wirtualnej Polsce Jan Piekło, były ambasador Polski w Ukrainie.
- W niektórych miejscach są to odniesienia do historii wojennej, a w innych do pewnych traum narodowych. W Japonii prezydent Ukrainy mówił o katastrofie w Czarnobylu, o zagrożeniu nuklearnym i działających w kraju elektrowniach jądrowych. Oczywiście to jasne nawiązanie do katastrofy w Fukushimie z 2011 roku. I choć ten wypadek jądrowy spowodował śmierć kilku osób, to na stałe zagościł w japońskiej świadomości i ich obawach. Rozumieją zatem obawy Ukraińców o taką samą katastrofę u siebie - mówi.
"Stawia raz po raz swoich słuchaczy przed trudnymi pytaniami"
- Nie ma wątpliwości, że wizyty prezydenta Ukrainy w poszczególnych krajach - choć w tym wyjątkowym czasie realizowane za pośrednictwem łączeń - są właśnie próbą wywierania wpływu na polityków i społeczeństwa, by mocniej wspierały Ukrainę. A nie ma skutecznej perswazji, czyli nie ma wywierania wpływu, bez pełnego identyfikowania się z daną sprawą. Skuteczna perswazja jest możliwa tylko, gdy pojawia się ten aspekt, czyli identyfikacja, a za nią zrozumienie - tłumaczy technikę prof. Jacek Wasilewski, medioznawca z Uniwersytetu Warszawskiego.
Jak dodaje, możliwości zbudowania takiej identyfikacji są dwie: może ją tworzyć wspólny cel lub wspólne wartości.
- W przypadku Polski i części krajów regionu wspólnym celem jest walka ze wspólnym wrogiem i zagrożeniem, czyli Rosją. W przypadku innych krajów nie ma już takiego powszechnego przekonania, że Władimir Putin i jego aspiracje są również problemem całej Europy. Im dalej od Rosji, tym mniejsze odczuwane zagrożenie. I tu pojawiają się właśnie "wspólne wartości" - dodaje.
- Dlatego prezydent Ukrainy sięga po odwoływanie się do historii poszczególnych krajów. To jest właśnie budową wspólnych wartości - pozwala wszystkim słuchającym Wołodymyra Zełenskiego wejść w jego buty, spojrzeć na sytuację ze znanej sobie i zrozumiałej perspektywy. To pozwala rozumieć dramat Ukrainy i Ukraińców, a od tego jest już krok do identyfikowania się z prośbą wyrażaną przez prezydenta Zełenskiego. Raz po raz odwołuje się do innych "zasobów kulturowych i historycznych słuchaczy" - wyjaśnia.
- Bezpośredni język prezydenta Ukrainy nie jest przypadkowy. Mógłby kreować się na polityka, ale wyraźnie nie chce. Dlatego nie buduje wypowiedzi znanych z programów politycznych, a w dość prostych słowach stawia raz po raz swoich słuchaczy przed trudnymi, moralnymi pytaniami. Czy godzimy się na mordowanie w środku Europy? Czy godzimy się na wojny w XXI wieku? Czy nie widzimy cierpienia sąsiadów? Trudno wobec takich kwestii po prostu przejść obojętnie.
Prezydent-aktor. "Wie doskonale, jak działają media"
Do kogo mówi Wołodymyr Zełenski? Polityków wprowadza w zakłopotanie, choć doskonale zdaje sobie sprawę, że to presja społeczna przynosi większe korzyści. - I tu nie powinniśmy mieć wątpliwości, że poprzednie doświadczenia zawodowe Zełenskiego są wykorzystywane z dużym sukcesem. Był aktorem, ale również producentem telewizyjnym, więc wie doskonale, jak działają media. Wie doskonale, które fragmenty jego wystąpień będą cytowane, wie, jak akcentować kluczowe sprawy. I z tego korzysta - dodaje prof. Wasilewski.
A jak przypomina - perswazja to zawsze mikst odniesień intelektualnych, moralnych i emocjonalnych. Mówiąc wprost: komunikaty skierowane do rozumu, woli i uczuć odbiorcy. A jest używana po to, by przekonać do czegoś, zyskać zainteresowanie, zrozumienie i aprobatę zamiarów lub racji.
Z jednej strony perswazja składa się z argumentów, uzasadnień, ale niezwykle istotnym elementem jest wiarygodność tego, kto tworzy dane komunikaty. Z jednej strony budować mogą ją kompetencje i obiektywizm, ale z drugiej strony może to być atrakcyjność - nie tylko fizyczna. W reklamach leków atrakcyjność występujących budować mogą białe fartuchy, które sugerują ich związek z branża medyczną. W polityce, a zwłaszcza w czasach wojny, atrakcyjność buduje np. odwaga.
- Politycy nie zdecydują się na bardziej radykalne kroki, jeżeli nie będą mieli poparcia społecznego. I dlatego Wołodymyr Zełenski stawia sobie za cel numer jeden dotarcie do serc opinii społecznej, dlatego pokazuje jak niszczony jest jego kraj. Doskonale przecież wiedział, że amerykańscy politycy w większości znają lub są świadomi skali zniszczeń w Ukrainie. Przeciętny mieszkaniec USA może mieć o tym o wiele mniejsze pojęcie, a na dodatek z czasem może tracić zainteresowanie tematem. Prezydent Ukrainy wie, że od tego, czy jego sprawa jest na okładkach wszystkich mediów, zależą decyzje polityków - dodaje dr Jerzy Marek Nowakowski.
Choć trzeba też przyznać, że raz prezydent Ukrainy nie trafił z porównaniami. Stało się to przed izraelskim parlamentem. Do członków Knesetu Zełenski nie tylko apelował o pomoc, ale również porównywał sytuację Ukrainy do Holokaustu. A to nie spodobało się izraelskim komentatorom.
"Rosjanie posługują się terminologią partii nazistowskiej. Naziści nazwali to 'ostatecznym rozwiązaniem kwestii żydowskiej'. Teraz na Kremlu otwarcie mówią o ostatecznym rozwiązaniu kwestii ukraińskiej" - mówił. I mógł w tym wypadku przelicytować.
- Bardzo liczne w przemówieniu nawiązania do historii drugiej wojny światowej - zdaniem wielu polityków i mediów w Izraelu - były pewnym nadużyciem i były nieadekwatne. Dla Żydów Holokaust był jednym, unikalnym wydarzeniem, które jest absolutnie niepowtarzalne i innych wydarzeń historycznych nie można do tego porównywać ani opisywać w tych samych kategoriach - mówiła Wirtualnej Polsce dr Karolina Zielińska z Ośrodka Studiów Wschodnich, specjalistka od polityki zewnętrznej i wewnętrznej Izraela.
- Nie mam wątpliwości, że prezydent Ukrainy ma bardzo dobrych doradców, którzy dbają o jego wizerunek i cały zespół osób, które pracują nad przekazami w poszczególnych krajach. Inaczej rozmawia się z twórcą Tesli Elonem Muskiem, inaczej z gwiazdami telewizyjnymi Milą Kunis i Ashtonem Kucherem, a inaczej z papieżem Franciszkiem. Inaczej się mówi publicznie, a inaczej prywatnie. I oni to wykorzystują. A wpadki też się mogą przytrafić, gdy konflikt trwa już blisko miesiąc - mówi Jan Piekło.
I dodaje, że "ukraińscy dyplomaci, gdy tylko mogą, i tak próbują ośmieszyć rosyjską propagandę".
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski