Wójt i harcmistrz o tragedii w Suszku. "Drzewa kładły się jak zapałki"
- Nie wszystkim udało się ewakuować... Kadra w trakcie tej nawałnicy i jeszcze po niej zbierała uczestników - w rozmowie z Wirtualną Polską mówi harcmistrz Adam Kralisz ze Związku Harcerstwa Rzeczpospolitej. Podkreśla ogrom tragedii na obozie harcerskim w Suszku i to, że nie wszystkim udało się w porę uciec przed walącymi się drzewami.
W nocy z piątku na sobotę w miejscowości Suszek w województwie pomorskim doszło do tragedii. Nawałnica przeszła nad obozem harcerskim, gdzie przebywało około 140 dzieci z opiekunami. Zginęła dwójka dzieci, a 20 osób trafiło do szpitala. Obóz w lesie przez kilkanaście godzin był odcięty od świata.
Obejrzyj: Tragedia w Suszku. Rozmowa z wójtem i harcmistrzem
Harcmistrz Adam Kralisz przyjechał do Suszka, żeby pomóc w akcji ratowniczej i opiece nad dziećmi. Jest wstrząśniety wydarzeniami nocy z piątku na sobotę. Opowiada o drzewach, które łamały się jak zapałki. - Gdy zaczęła się wichura wszyscy udali się drogami ewakuacyjnymi do pobliskiego młodnika. Nie wszystkim się to udało. Kadra w trakcie tej nawałnicy i po niej zbierała uczestników, którzy nie dotarli - mówił Kralisz łamiącym się głosem.
Uczestnikami, których nie udało się uratować były dwie harcerki. - Ofiarami są dzieci w wieku 13 i 14 lat. Zmarły w wyniku obrażeń doznanych w efekcie nawałnicy. Przynajmniej jedno z nich przygniotło drzewo, które upadło na namiot - przekazała oficer prasowa chojnickiej policji Magdalena Rolbiecka.
Akcja ratunkowa trwała kilka godzin. Wójt gminy Chojnice Zbigniew Szczepański na terenie której znajduje się miejscowość Suszek podkreślał w rozmowie z nami, że za szybką akcję należy pochwalić policjantów i strażaków. Poza tym mówił o zaangażowaniu w pomoc mieszkańców gminy. - Mieszkańcy po tej nawałnicy z latarkami, z piłami torowali drogę dla dzieci, zmagali się z tysiącami powalonych drzew - podkreślał Szczepański.