"Władza się cofa", więc Tuleya ma wrócić do pracy. To jednak nie przełom

- Widać, że władza się cofa, żeby dostać pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy - komentuje dla Wirtualnej Polski Bartłomiej Przymusiński, rzecznik Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia". Chodzi o orzeczenie Izby Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego w sprawie przywrócenia Igora Tuleyi do pracy. Za wcześnie jednak, by mówić o przełomie.

Izba Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego nie zgodziła się na doprowadzenie sędziego Igora Tuleyi do prokuratury  (Photo by Beata Zawrzel/NurPhoto via Getty Images)
Izba Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego nie zgodziła się na doprowadzenie sędziego Igora Tuleyi do prokuratury (Photo by Beata Zawrzel/NurPhoto via Getty Images)
Źródło zdjęć: © GETTY | NurPhoto
Patryk Michalski

29.11.2022 15:23

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

We wtorek Izba Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego, która zastąpiła Izbę Dyscyplinarną, nie zgodziła się, by sędzia Igor Tuleya został przymusowo doprowadzony do prokuratury w celu przesłuchania i postawienia mu zarzutów ujawnienia informacji z postępowania. Jednocześnie uchyliła decyzję o zawieszeniu sędziego w obowiązkach służbowych i obniżeniu jego wynagrodzenia. To oznacza, że po ponad dwuletniej batalii prawnej Igor Tuleya może wrócić do pracy. O ile nie nastąpi żaden nieoczekiwany zwrot.

Choć wtorkowa decyzja w teorii dotyczy kwestii prawnych, to w rzeczywistości dominujący jest tutaj kontekst polityczny. Już sama sprawa, która uruchomiła śledczych, to kwestia wyjątkowo niewygodna dla Prawa i Sprawiedliwości. Chodzi o ujawnienie części zeznań kluczowych polityków PiS na temat tego, co działo się podczas przeniesienia obrad Sejmu do Sali Kolumnowej w grudniu 2016 roku, o czym dokładniej przypominamy w dalszej części tekstu.

Uzasadnienie Izby Odpowiedzialności Zawodowej tworzy wrażenie, że prokuratorzy, których szefem jest Zbigniew Ziobro, kierowali się w tej sprawie względami politycznymi i za wszelką cenę chcieli postawić zarzuty nielubianemu przez władzę sędziemu. Mogą świadczyć o tym słowa sprawozdawczyni sędzi Małgorzaty Wąsek-Wiaderek, która stwierdziła, że Igor Tuleya "zastosował prawo" i dokonał poprawnej wykładni przepisów oraz uchwały Sądu Najwyższego, a zażalenie prokuratury było "oczywiście bezzasadne".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Krok do przodu"

Sprawa sędziego Tuleyi stała się symbolem tak zwanej "reformy wymiaru sprawiedliwości", która według środowisk prawniczych sprowadza się do nękania sędziów krytykujących władzę, wytykających niekonstytucyjność rozwiązań. Dodatkowo kwestia zawieszonych sędziów - w tym Igora Tuleyi - zaniepokoiła Komisję Europejską i w efekcie wymusiła na polskim rządzie stworzenie kamieni milowych dotyczących praworządności. Realizacja tych punktów jest konieczna, by sięgnąć po pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy. Zmiany co prawda nie dotyczą konkretnych osób, ale Bruksela domagała się przywrócenia sędziów do orzekania i stworzenia bardziej przejrzystego systemu dyscyplinarnego. Polski rząd przyjął na siebie takie zobowiązania, choć od miesięcy zwleka z ich realizacją.

Dla środowiska sędziowskiego wtorkowa decyzja Izby Odpowiedzialności Zawodowej jest ważna, ale nie przełomowa. Bartłomiej Przymusiński ze Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia" podkreśla, że systemowych zmian w systemie dyscyplinarnym wciąż nie ma. Sędzia w rozmowie z Wirtualną Polską wyjaśnia, że widzi tu zbieżność pomiędzy przywróceniem Tuleyi do pracy, a sygnałami wysyłanymi przez rządzących, którzy chcą złagodzić konflikt z Brukselą i sięgnąć po unijne środki.

- To jest krok do przodu, który pokazuje, że władza się cofa, żeby dostać pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy. System dyscyplinarny jednak nie zmienił się systemowo, nie mamy gwarancji, że sprawy dyscyplinarne rozpoznaje sąd prawidłowo powołany, bo w Izbie Odpowiedzialności Zawodowej wciąż są neo-sędziowie, więc ten kamień milowy nie został spełniony. Z tego powodu wynika zagrożenie, że ta izba może być podatna na polityczne wpływy. Muszą tam zasiadać prawidłowo powołani sędziowie - podkreśla Przymusiński.

- Istotne jest to, co teraz stanie się faktycznie. Tuleya swoją gotowość do pracy demonstruje od początku zawieszenia i dotąd mu to uniemożliwiano. Mamy podstawy, by sądzić, że tym razem prezes sądu okręgowego dopuści Igora Tuleyę do pracy. Faktyczne skutki jego zawieszenia zostały usunięte. W sensie prawnym poruszamy się w sferze nieistniejących orzeczeń nieistniejącej już Izby Dyscyplinarnej uchylonych przez Izbę Odpowiedzialności Zawodowej, której skład jest wątpliwy. To znaczy, że w sferze prawnej wciąż nie mamy przywróconej praworządności i o to będziemy dalej walczyć - dodaje sędzia.

O co chodzi w sprawie sędziego Tuleyi?

Przypomnijmy, śledczy zainteresowali się Tuleyą w związku z burzliwymi obradami Sejmu w Sali Kolumnowej z 16 grudnia 2016 roku. Tuleya uchylił pierwszą z dwóch decyzji prokuratury o umorzeniu śledztwa i zezwolił mediom na rejestrowanie ustnego uzasadnienia. Dzięki temu opinia publiczna mogła poznać fragmenty zeznań m.in. Jarosława Kaczyńskiego czy ówczesnej posłanki PiS Krystyny Pawłowicz. Wówczas Tuleya stwierdził też, że "ze zgromadzonego materiału dowodowego wynika, że marszałek Sejmu Marek Kuchciński świadomie dopuścił się naruszenia podstawowych praw posłów opozycji". Według śledczych sędzia Tuleya miał przekroczyć swoje uprawnienia.

Szef klubu PiS, zapytany we wtorek w Sejmie o decyzję Izby Odpowiedzialności Zawodowej i przywrócenie sędziego Tuleyi do pracy, stwierdził, że to "zła wiadomość". Dopytywany, dlaczego, Ryszard Terlecki dodał: "nie wiem, jakoś nie lubię". Polityk nie przedstawił żadnych merytorycznych argumentów.

Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Komentarze (1392)