Winni morderstwa ks. Popiełuszki wciąż pozostają bezkarni
Bezpieka przez sześć lat podsłuchiwała rodziny funkcjonariuszy skazanych za zabójstwo ks. Jerzego Popiełuszki. Ze stenogramów rozmów wynika, że proces toruński był mistyfikacją, a skazani kozłami ofiarnymi systemu - czytamy w dzienniku "Polska".
Dokładnie 25 lat temu funkcjonariusze komunistycznego państwa zamordowali kapelana Solidarności ks. Jerzego Popiełuszkę. Wystraszone ogromnym oburzeniem i sprzeciwem społecznym władze PRL jeszcze w grudniu 1984 roku doprowadziły do procesu w Toruniu, w którym w stan oskarżenia postawiono czterech sprawców tej zbrodni. Już wówczas istniały jednak spore wątpliwości i rodziło się zbyt wiele pytań, aby być przekonanym o jego wiarygodności. Bo niby dlaczego władza, której ulubionymi narzędziami były kłamstwo i przestępstwo, miała nagle zmienić nastawienie i szukać prawdy? Dla większości Polaków było oczywiste, że reżim PRL zorganizował proces pokazowy, w którym głównym oskarżonym była ofiara zbrodni, Kościół, opozycja, a tylko w bardzo niewielkim stopniu sprawcy.
Z treści rozmów Róży Pietruszki oraz jej syna Jarosława z rodziną i przyjaciółmi, często spontanicznych i emocjonalnych, rysuje się obraz całkowitego "spreparowania sprawy" przez kierownictwo MSW (ze szczególnym uwypukleniem roli generałów Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka, a także Zbigniewa Pudysza, Władysława Ciastonia i Zenona Płatka).
Pojawia się jednak pytanie, czy te podsłuchy i zachowane z nich stenogramy nie były kolejnym teatrem, w którym w ramach działań dezinformacji chciano jeszcze bardziej skomplikować ewentualne dochodzenie prawdy przez organa śledcze.
Jednak aby przyjąć tę tezę, trzeba byłoby dowieść, że przez sześć lat podsłuchiwania członkowie rodzin skazanych (przede wszystkim najczęściej występująca w dokumentach żona płk. Adama Pietruszki) grali swoje role.
Z podsłuchów wynika, że żona Pietruszki jest przekonana o jego niewinności. Uważa, że jej mąż został kozłem ofiarnym reżimu. Chyba najbardziej dramatycznym dokumentem jest zapis rozmowy Róży Pietruszki z synem z 11 czerwca 1986. Wynika z niej, że rodzina ma pełną świadomość wyreżyserowanego aktu oskarżenia ich ojca i męża. Róża Pietruszka (w dokumentach nazywana jest figurantką) wydaje się posiadać wiedzę, która nawet dziś może być niewygodna dla byłych wysokich funkcjonariuszy MSW.
W swojej najnowszej książce "Teresa. Trawa. Robot. Największa operacja komunistycznych służb specjalnych" wydanej przez wydawnictwo Fronda, która za parę dni trafi do księgarni, Wojciech Sumliński udostępnia dokumenty, które także uzyskała grupa śledcza prokuratora Witkowskiego. Jest to 51 notatek służbowych, które powstały od maja 1985 do stycznia 1990. Zawierają zapisy podsłuchanych rozmów - telefonicznych i tych prowadzonych w mieszkaniu osób inwigilowanych. Wśród nich są żona oskarżonego w procesie toruńskim płk. Adama Pietruszki Róża, jej syn Jarosław, ich rodziny i przyjaciele. W rozmowach przewijają się nazwiska Wojciecha Jaruzelskiego, Czesława Kiszczaka, Zenona Płatka, Władysława Ciastonia, Karpacza.
Na podstawie ich analizy można podejrzewać, że rozkaz zabicia księdza został wydany przez prominentnych funkcjonariuszy reżimu. Świadczyć może o tym również fakt, że materiały z podsłuchów trafiały bezpośrednio do ówczesnego I sekretarza partii komunistycznej i najważniejszego funkcjonariusza reżimu Wojciecha Jaruzelskiego oraz ministra spraw wewnętrznych Czesława Kiszczaka.